Piątek, 7 września 2018
WydawcaRebis
AutorAlexander Polonius
TłumaczenieMarek Przybyłowicz
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2018
Liczba stron412
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 8/2018

Nie często się zdarza prezentować na naszych łamach książki wydane po raz pierwszy przed blisko osiemdziesięciu laty, ale w tym przypadku nie ma wątpliwości, że ukazanie się tego tytułu jest wydarzeniem edytorskim i historycznym. Tłumacz w obszernym „Posłowiu” opisuje, jak znalazł ten tom w małym antykwariacie w „niewielkiej szkockiej miejscowości Gullane nad Firth of Forth”, gdzie natrafił na „starą książkę w kolorze spłowiałego burgunda, wyświechtany grzbiet i dwa słowa: Warsaw i Polonius”. Jej tytuł w oryginale brzmiał „I Saw the Siege of Warsaw”. Ustalił potem, że „siedemdziesiąt cztery egzemplarze dzieła Poloniusa są w bibliotekach rozsianych po całym świecie”, w tym dziewięć w Polsce. Książka, która po wydaniu w 1941 roku zyskała pewien rozgłos w Wielkiej Brytanii, została potem niemal zapomniana.

Podtytuł, który brzmi „Sensacyjny nieznany dziennik z września 1939”, najlepiej wyjaśnia sens wydania książki. W świadomości społecznej klęska powstania warszawskiego i późniejsza niemiecka grabież połączona z systematycznym rujnowaniem miasta przykryła dramat pierwszych tygodni wojny, gdy Warszawa była celem zajadłych ataków wojsk niemieckich. Z samych fotografii opublikowanych w książce widać, jak dotkliwe były zniszczenia, jak wiele budynków zostało zbombardowanych, jak wielu ludzi straciło życie. Autor szczęśliwie był na Mokotowie, z dala od centrum miasta, gdy 25 września miał miejsce największy niemiecki nalot dywanowy, podczas którego zginęło 10 tys. mieszkańców, 35 tys. zostało rannych, zaś 12 proc. zabudowy miejskiej uległo zniszczeniu. Bomby spadły na warszawską gazownię, elektrownię i stację filtrów.

Relacja z oblężenia stolicy ma tę szczególną wartość, że powstała w oparciu o codzienne drobiazgowe zapisy, które prawdopodobnie dopiero po dotarciu autora do Wielkiej Brytanii zostały zredagowane, a potem przetłumaczone na angielski, zachowując jednak zawsze autentyczny charakter. Taka jest też jedna z wielu relacji: „skręciłem w Złotą i stanąłem zdumiony: cała ulica zasłana była książkami ze zniszczonej biblioteki. Przechodnie deptali po nich, auta rozjeżdżały, mieszając kartki z błotem i zwierzęcymi odchodami. Od czasu do czasu ktoś zatrzymywał się, przewrócił kilka stron i zabierał jakąś. Większość była napisana w obcych językach. Widziałem kilku przechodniów, którzy podnieśli książkę, ale natychmiast odrzucili ją z odrazą, bo zorientowali się, że jest po niemiecku. Podniosłem trzy powieści francuskie i ruszyłem dalej”. Realizm relacji w dużej mierze zawdzięczamy też tłumaczowi, który przywrócił tekst w naszym języku, opatrując go licznymi przypisami, prostującymi często ewidentne, chociaż niezamierzone pomyłki i nieścisłości.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ