Zastanawia mnie, gdzie znajduje się przyczyna fenomenu wydajności twórczej tegoż autora. Od chwili debiutu – przed trzema laty zbiorem pt. „Wiersze sercem pisane” – wydał kolejne trzy dzieła: melorecytacyjny compact „Zaplątany w Twoje włosy” (personalia znane redakcji) oraz tomiki „Brudnopis” i „Ech, żywocie”.
Czwarte spotkanie z bezpretensjonalnymi wytworami pióra dwojga imion Dąbrowskiego ukazuje czytelnikom (a zwłaszcza – jak się domyślam – czytelniczkom) jego nowe oblicze. A mianowicie prozaika. Książka zawiera bowiem także swoiste powiastki czy też przypowieści filozoficzno-społeczne, których bohaterem jest enigmatyczny Roland. Typ subtelnego wrażliwca o sokolim oku, obdarzonego poczuciem humoru i skłonnego do refleksji. Nie pytam zatem czy, lecz na ile stanowi on alter ego twórcy. Który nie zawahał się spowolnić tempo działalności na niwie muzyki (jest renomowanym perkusistą), aby dać ujście drzemiącym w nim strofom. Niekiedy przeinaczanym w druku. I to niekoniecznie za sprawą mitycznego chochlika. Odpowiedzialnym za owe lapsusy calami poświęcił Cezary Maciej jedną z fraszek, przywołującej echa satyr Mariana Załuckiego, Andrzeja Waligórskiego czy Janusza Minkiewicza. Pozwolę ją sobie przytoczyć:
Korekta
Pięć dni i pięć nocy badali panowie,
czy przecinek przed słowem, czy też i po słowie?
Pięć dni wnikliwości, pięć nocy starania,
jak podejść do przecinka śmiałego wyzwania.
Nie mogli, w sporach będąc, długo zdecydować,
czy też go zostawić, czy też go skasować?…
Po wyczerpujących, bezwzględnych badaniach,
wreszcie ustalili – zmieniając treść zdania.