Wtorek, 11 września 2018
WydawcaWielka Litera
AutorAntoni Pawlak
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron290
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 8/2018

Pierwszy jestem do wyśmiewania blurbów, którymi wydawcy opatrują publikowane tytuły: na wyrost, durnowate, prosto z szuflady gotowców. Tym razem, mając ich pięć na tylnej okładce, muszę zaakceptować wszystkie – są trafne, ujmujące istotą rzeczy, przekonujące do uważnej lektury. Bo na tym polega przewrotność pisania Antoniego Pawlaka („Przepraszam, z tych Pawlaków?”, dopytywała się hrabina Skarbek) – niby to krótkie impresje, wypowiedzi, wypominki, komentarze i nawiązania do pamięci, ale w gruncie rzeczy mamy do czynienia z kilkunastozdaniowymi podsumowaniami wydarzeń z różnych okresów i „okoliczności przyrody”, by użyć frazy Himilsbacha (też w książce wspomnianego).

Te historyjki składają się na historię, nawet tę przez duże H – czasów PRL, wybuchu Solidarności, okresu przełomu, nowego tysiąclecia, sięgają dobrej zmiany. Autor uczestniczył w wielu wydarzeniach, dziś zaliczanych do legendy Tamtych Czasów: odsiedział swoje w internacie, brał udział w zjazdach, otarł się o politykę i polityków. Knuł w podziemiu, kpił po ujawnieniu się. Mówię to nie dlatego, że Pawlak tak się prezentuje w książce – on po prostu tak ma. Patos, tromtadracja, machanie flagą i rzucanie haseł? Nigdy. To raczej nieustające pytanie o stan naszych umysłów: zgłupieliśmy, ale dlaczego aż tak?

I spsieliśmy, strasznie. Rozwinięcie blurbów, drukowane na wewnętrznych okładkach (świetny pomysł, swoją drogą) tego nie ujawnia, cholera wie dlaczego. Bo przecież wyczytać to można w co drugiej migawce. Pawlak, dziennikarz z wieloletnią praktyką, wyczulony jest na koniunkturalizm – gdy lokalny żurnalista przekonuje go, że przedstawianie tematów przed rozmową z prezydentem miasta jest zbędne, bo przecież on „nigdy nikomu nie zadał trudnego pytania”, Pawlak komentuje: „Fakt. Wróżę mu wielką karierę”. Porównując z Piotrem Bratkowskim wrażenia z literackiego spotkania, dochodzą do wniosku, że jeden z młodych uczestników „posiadł trudną sztukę włażenia w dupę” i zajdzie w życiu daleko. „Zaszedł”, zamyka akapit autor. I jeszcze dosadniej: „Dziecko oświadczyło, że chce zostać kurwą”, żali się Pawlakowi kolega i rozwija myśl: „Wybiera się na studia dziennikarskie”. Hasło „O święta naiwności” przyświeca wypowiedziom i dialogom ufnych do bólu solidaruchów: „Witku, Prawdziwi Polacy knują, lobbują, namawiają. A my co? My nic? – Po co? Przecież my mamy rację”. Tak się przegrywa w polityce, skomentował to trzeźwo autor.

Pawlak jest ironiczny, autoironiczny i złośliwy, nie oszczędza siebie ani kolegów. Opowiastki mocno podlane są alkoholem, choć czasem pojawia się woda święcona: „W Lasach Oliwskich bije niewielkie źródełko zwane Źródłem Marii. Stara gdańska legenda mówi, że raz na dwadzieścia pięć lat w tym miejscu pojawia się Matka Boska i deklamuje wiersze Wojciecha Wencla”. Nawet Matce Boskiej częstszy kontakt z poezją Wieszcza nie jest potrzebny.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ