Piątek, 16 lutego 2018
WydawcaDialog
AutorTadeusz Dołęga-Mostowicz
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2017
Liczba stron248
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2018

W oczekiwaniu na cudownie odnaleziony maszynopis powieści o Bolesławie Chrobrym, którą najpoczytniejszy autor II RP miał na ukończeniu latem 1939 roku (nie wiadomo, czy zabrał tekst, opuszczając 6 września 1939 roku Warszawę, czy też gdzieś zdeponował) dostajemy wybór jego działalności dziennikarskiej. Artykuły drukowane na łamach „Rzeczpospolitej” w latach dwudziestych straciły wiele na aktualności, ale wciąż imponują sarkazmem i uszczypliwością. Przede wszystkim pod adresem sanacji, z którą Tadeuszowi Dołędze-Mostowiczowi było zdecydowanie nie po drodze. Ten kresowiak z urodzenia nie mógł przeboleć, że Piłsudski et consortes pobiwszy bolszewików, nie zdołali odzyskać wschodnich rubieży utraconych w pierwszym rozbiorze Polski. Tym samym macierz dziennikarza przepadła. Nie zgadzał się też z polityką prometejską piłsudczyków (zakładającą powstanie państw narodowych oddzielających Polskę od Sowietów). Miał rację – historia obnażyła iluzję tej idei – antypolonizm Litwinów, a zwłaszcza Ukraińców przybrał podczas II wojny światowej kolor krwi. Przyszły autor „Kariery Nikodema Dyzmy” ujawniał i piętnował kumoterstwo oraz nepotyzm sanacji. Rzeczpospolita kolesiów – określający to termin jego autorstwa – na trwale wszedł do słownika języka polskiego.

8 września 1927 roku nieznani sprawcy wciągnęli go do samochodu, wywieźli szosą na peryferia stolicy, dotkliwie pobili, pozostawiając nieprzytomnego w lesie. Jak się zdaje, pretekstem stał się artykuł Dołęgi-Mostowicza domagający się wyjaśnienia zaginięcia gen. Włodzimierza Ostoi-Zagórskiego. Czy napaść była oddolną inicjatywą zwolenników sanacji, czy też dokonano go z inicjatywy jej wierchuszki?

Kiedy poturbowany odzyskał zdrowie, nie powrócił już do redakcji z obawy o swe życie. Przemienił się w pisarza. Na pewno ze stratą dla dziennikarstwa, ale wielkim zyskiem dla prozy.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ