Wtorek, 17 maja 2022
Urok klasycznego przekładu

Fenomen „Ani z Zielonego Wzgórza” autorstwa Lucy Maud Montgomery stał się znowu przedmiotem dyskusji za sprawą nowego przekładu, którego twórcą jest Anna Bańkowska. Jej tłumaczenie pod prowokacyjnie zmienionym tytułem na „Anne z Zielonych Szczytów” ukazało się w styczniu tego roku nakładem wydawnictwa Marginesy. I jest to szesnaste tłumaczenie tej książki na język polski!

Tłumaczka, oczekując gorącej dyskusji po opublikowaniu jej przekładu, napisała we wstępie do książki: „Oddając Czytelniczkom i Czytelnikom nowy przekład jednej z najbardziej kultowych powieści, jestem świadoma ‘zdrady’ popełnianej wobec pokolenia ich matek i babć, do których zresztą zaliczam też siebie. Tak jest – razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie. Podejmując się kolejnego przekładu (a w ostatnich latach nastąpił prawdziwy ich wysyp), postawiłam sobie za cel jak najściślejszą wierność wobec oryginału i realiów życia w wiosce Avonlea, która chociaż fikcyjna, miała jednak swój pierwowzór w prawdziwej miejscowości Cavendish. […] Podsumowując, przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”.

W wywiadzie, zamieszczonym w „Magazynie Literackim KSIĄŻKI” (nr 3/2022), którego Anna Bańkowska udzieliła Barbarze Kramar, tłumaczka przyznała się, że przywróciła prawdziwe imiona bohaterom, ale nie nazwy miejsc geograficznych, gdyż zrobił to przed nią w swoim przekładzie Paweł Baręsewicz. Jednak największym zaskoczeniem była zmiana tytułu książki, który od dawna wszedł na stałe do polskiej kultury. Autorką pierwszego przekładu – kanonicznego dzisiaj – była R. Bersteinowa, o której Barbara Kramar mówi, że „do dziś nie wiemy, jak pisać i wymawiać jej nazwisko, ani jak miała na imię – używała litery R”. Przyjęło się jednak, że chodzi o Rozalię.

Informacje zamieszczone w Wikipedii brzmią bardzo tajemniczo. Podano tam, że miała na imię Rozalia, ale też, że jest kilka wariantów jej nazwiska: Bernsztajnowa, Bernsteinowa, Bernstejnowa i jeszcze inne. Dalej czytamy, że „tożsamość tłumaczki owiana jest tajemnicą; istnieje teoria, według której jest to pseudonim literacki Janiny Mortkowiczowej”, co jednak zostało „zdecydowanie skrytykowane” przez znawców tematu.

Dodajmy, że w nowym tytule chodzi o szczyty dachu. „A ten dom – na początku jest to wyraźnie powiedziane, jest bardzo rozległy i miał kilka szczytów, co najmniej trzy”. I te szczyty były zielone, więc stąd nowe tłumaczenie oryginalnego tytułu, który brzmi „Anne of Green Gables”.

I pomimo dużego zainteresowania nowym przekładem, wydawnictwo MG zdecydowało się teraz na wznowienie klasycznego tłumaczenia Rozalii Bernsteinowej, oczywiście pod utartym tytułem „Ania z Zielonego Wzgórza”.

– Istnieją takie przekłady klasyki, które na stałe zakorzeniły się w języku polskim. Używamy całych fraz, nie wiedząc skąd pochodzą, a ich źródłem są świetnie przetłumaczone powieści. Jest dla mnie zrozumiałe, że tłumacze chcą sięgnąć po te piękne książki i przedstawić je w swojej wersji, bo przecież tłumacz to także twórca i tłumaczenie nigdy nie będzie stuprocentowo zgodne z oryginałem. Wynika to zarówno ze specyfiki języków, jak i z „językowego” charakteru tłumacza. Wydaje mi się jednak ważne, by te tłumaczenia, które „wpisały się” w literacką mapę, pozostały na niej – przekazała Bibliotece Analiz Ewa Dorota Malinowska-Grupińska, właścicielka wydawnictwa MG. – Od paru lat wydajemy serię klasyki – nie chcę użyć słowa młodzieżowej, czy dziecięcej, bo po te książki sięgają czytelnicy w każdym wieku. Dostaję od nich wzruszające listy, maile. Oczywiście musiała się na niej znaleźć „Ania z Zielonego Wzgórza”. Już sam tytuł stał się ikoną, ale także przepiękne poetyckie nazwy, jakie nadawała Ania/autorka/tłumaczka – dodała wydawczyni.

Edycja wydawnictwa MG utrzymana jest w eleganckiej szacie graficznej autorstwa Zuzanny Malinowskiej, przyjętej dla całej wspomnianej serii klasyki młodzieżowej i oznaczona jest jako „wydanie ilustrowane”, co z pewnością zwiększa zainteresowanie czytelników. „Magazyn Literacki KSIĄŻKI” jest patronem medialnym tego wydania.

Dla porządku podajemy, że na rynku są też inne wydania „Ani z Zielonego Wzgórza”, nie tylko w klasycznym przekładzie Rozalii Bernsteinowej – wydawnictwa G&P z 2013 roku, wydawnictwa Rytm i wydawnictwa Dragon – oba z 2019 roku oraz wydawnictwa Greg, wydawnictwa Ibis oraz wydawnictwa Siedmioróg – wszystkie z 2021 roku, a zapewne jest jeszcze więcej dostępnych edycji. Zazwyczaj przy reklamach zakupu książek brak jest nazwisk tłumaczy.

Wydawnictwo MG zapowiedziało już wydanie drugiej części z cyklu opowieści o Ani czyli „Ania z Avonlea” również jako „wydanie ilustrowane”, a Anna Bańkowska zapowiedziała, że wydawnictwo Marginesy wprowadzi na rynek 1 czerwca jej tłumaczenie tego tomu zatytułowane „Anne z Avonlea”, a w końcu sierpnia ukaże się „Anne z Redmondu”.

Podaj dalej
Autor: (pd)