W projekcie rządowym nowelizacji ustawy o systemie oświaty pojawiają się elementy programu MEN, nazwanego „Tani podręcznik”. Polega on na tym, iż szkoły mają wybrać do 31 marca (w roku 2007 wyjątkowo do 31.V) po jednym podręczniku do każdego przedmiotu na cztery lata nauki, dyrektorzy szkół są zobowiązani do działań organizacyjnych, ułatwiających uczniom zaopatrzenie w podręczniki, a zwłaszcza obrót podręcznikami używanymi. Tyle projekt ustawy. Reszta programu „Tani podręcznik” mieści się poza ustawą – jest to obietnica zdobycia pieniędzy z funduszy europejskich dla dzieci i młodzieży, których nie stać na zakup podręczników (Program Operacyjny „Kapitał Ludzki 2007-2013 z Europejskiego Funduszu Społecznego, działanie 8.1 Wyrównywanie szans edukacyjnych w ramach Priorytetu IX Rozwój wykształcenia i kompetencji w regionach”). Właściwa jednostka samorządu terytorialnego prowadząca szkołę ma dalej dokonywać zakupu podręczników zgodnie z prawem zamówień publicznych (Dz.U. nr 19, poz. 177). Według oceny resortu niezamożna młodzież stanowi ok. 37 proc. całej populacji uczniów.
Wydawcy skupieni w Polskiej Izbie Książki prowadzili rozmowy z Ministerstwem Edukacji Narodowej od początku roku 2006, gdy resortem kierowali minister Michał Seweryński i sekretarz stanu Jarosław Zieliński. W marcu 2006 roku podpisano porozumienie, w myśl którego nauczyciele wraz z Radą Pedagogiczną mieli wybierać maksimum po trzy podręczniki do każdego przedmiotu na minimum trzy lata nauki (tyle wynosi każdy cykl nauki w polskim szkolnictwie). To rozwiązanie zachowywało pluralizm podręczników, porządkowało rynek podręczników w szkołach, respektowało wolność wyboru nauczyciela (gwarantowaną w Karcie Nauczyciela oraz w ustawie o systemie oświaty). W projekcie rządowym ministra Giertycha trzy podręczniki zmieniają się w jeden, a trzy lata w cztery lata. Oznacza to gwałtowną destrukcję rynku podręczników i ograniczenie liczby wydawców (w sytuacji przymusowego wyboru ostaną się tylko najbardziej popularne podręczniki, zaś drastyczne ograniczenie produkcji wytrzymają tylko najsilniejsze firmy). Nauczyciele zostaną pozbawieni możliwości wyboru programu i podręcznika pod kątem możliwości uczniów – mimo iż obecny projekt rządowy teoretycznie im to zapewnia. Zespoły szkół i szkoły na prowincji (gdzie mamy do czynienia z największym zróżnicowaniem poziomu intelektualnego i emocjonalnego uczniów) nie będą mogły różnicować poziomu nauczania. W przypadku nauki języków obcych doprowadza się rzecz do absurdu, nie będzie bowiem można różnicować poziomu nauczania w zależności od stopnia kompetencji językowych uczniów.
Wydłużenie okresu obowiązywania podręczników do lat czterech przy trzyletnim cyklu nauczania oznacza praktyczne przedłużenie tego okresu do lat 6-
Niepokój budzi także przymus wyboru podręcznika przez szkoły do 31 maja 2007 roku oraz deklarowana przez resort chęć wprowadzenia programu w roku szkolnym 2007/2008. Zanim informacje o wyborach podręczników przez szkoły dotrą do wydawców, minie co najmniej miesiąc i nie ma żadnych szans, aby wydrukować ok. 55 mln egz. podręczników przed początkiem września. Oznacza to totalny chaos na rynku podręczników, który dotknie nie tylko wydawców, ale przede wszystkim uczniów, szkoły, gminy i oczywiście – last but not least – Ministerstwo Edukacji.
Dla wielu uczniów i nauczycieli będzie to przymus zmiany programu i podręcznika, z którym obecnie pracują, a tym samym niemożność właściwego przygotowania się do egzaminów końcowych. Zdobycie funduszy europejskich dla biednych uczniów podwoiłoby rynek podręczników (obecna wielkość rynku nowych podręczników to zaledwie 1/3 populacji) – gdyby MEN chciał złożyć takie zamówienie u wydawców, musiałby zrobić to najpóźniej w styczniu; oznacza to z kolei, iż już w ubiegłym, 2006 roku winny być do tego procesu dostosowane przepisy prawne dotyczące zamówień publicznych (trudno sobie wyobrazić przetargi na podręczniki dla jednej tylko klasy), w szkołach winien zostać przeprowadzony skomplikowany proces wyboru podręczników oraz przygotowane odpowiednie struktury logistyczne i dystrybucyjne. Obecny minister edukacji nie zdaje sobie sprawy ze stopnia trudności takiej operacji i bezwładu machiny, którą kieruje.
I rzecz najważniejsza. Ta część programu „Tani podręcznik”, która jest zapisana w rządowym projekcie ustawy, nie ma nic wspólnego z potanieniem nowych podręczników. Podręczniki nie stanieją dlatego tylko, że będzie ich mniej i będą dłużej służyć dzieciom. To podstawowy błąd myślenia tych osób, które realia rynku podręczników znają jedynie
Wydawców edukacyjnych niepokoi również ta część programu „Tani podręcznik”, która nie jest zapisana w ustawie – chodzi o fundusze europejskie oraz o ideę przetargów. Ta ostatnia jest po prostu mętna, resort edukacji od samego początku nie potrafił wskazać żadnych szczegółów tej bardzo skomplikowanej przecież operacji. Polscy dystrybutorzy, a zwłaszcza księgarze, obawiają się przy tej okazji olbrzymiego bałaganu i chaosu, a także mechanizmów korupcyjnych przy organizacji przetargów. Resort do dziś nie uczynił nic, by rozwiać te obawy.
Minister Roman Giertych skarży się, iż Sejm przedłuża uchwalenie programu „Tani podręcznik”. Zapomina o tym, iż jesienią 2006 roku sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży dwukrotnie odwoływała posiedzenia poświęcone temu tematowi, ponieważ nie pojawił się nikt, kto reprezentowałby MEN. W trzecim terminie koncepcję ministerstwa przedstawiał wiceminister Stanisław Sławiński, który głównie tłumaczył się z braku wiedzy o programie. Na posiedzeniu tym koncepcja ministra Giertycha została solidarnie skrytykowana niemal przez wszystkich jej członków, co dzisiaj daje pretekst ministrowi do skarg na brak obiektywizmu komisji i do wniosku, by program „Tani podręcznik” przesłać do Komisji Nadzwyczajnej, unikając w ten sposób dyskusji merytorycznej. Stanowczo protestujemy przeciwko takiemu trybowi uchwalania ustawy, której negatywne konsekwencje dla edukacji trudno dzisiaj w całości ogarnąć.
Cel ministra wydaje się jasny: pod pretekstem obniżania cen podręczników ograniczyć liczbę najpierw podręczników, potem wydawców, by w końcu łatwo kontrolować treści podręczników. Ten scenariusz był już raz zrealizowany – w Polsce Ludowej. Było już jedno wydawnictwo, jeden podręcznik i jedna prawda. My nie chcemy jednak wracać z ministrem Giertychem do tych czasów.
Na zlecenie Sekcji Wydawców Edukacyjnych przeprowadzono badania na reprezentatywnej grupie 1 079 osób, z których wynika, że 66,4 proc. kupujących podręczniki na pierwszym miejscu stawia ich jakość merytoryczną. Tylko dla 24,4 proc. ważniejsza była cena. W badaniu pojawiło się jeszcze jedno pytanie: Czy państwo powinno przyjąć na siebie obowiązek pomagania biednym rodzinom w zakupie podręczników szkolnych? Ponad 90 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Z kolei z badań CBOS wynika, że na początku roku szkolnego statystyczny rodzic wydał na książki 232 zł plus 251 zł na inne przybory szkolne, kapcie, worek, strój gimnastyczny itp. Według danych GUS, na podręczniki i przybory nie stać rodziców aż 1/4 uczniów podstawówek[ŁG1] .
Tymczasem niezależnie od dyskusji nad cenami podręczników i modelem ich dystrybucji oraz dopuszczania do użytku szkolnego – rynek ten systematycznie się kurczy[ŁG2] . W 2006 roku przychody spadły o 4 proc. i wyniosły (bez publikacji importowanych do nauczania języków obcych) 595 mln zł – najmniej od 2000 roku. W porównaniu z rekordowym rokiem 2003 spadek wynosi już 8,5 proc., tj. 55 mln zł. Bez podwyżek cen podręczników należy spodziewać się dalszych spadków obrotów.
Pomimo tendencji zniżkowej na rynku edukacyjnym najwięksi wydawcy w 2007 roku umocnili swoje pozycje[ŁG3] . Nieznaczne wzrosty przychodów odnotowały WSiP, Nowa Era i MAC Edukacja. Mniejsi edytorzy najczęściej mieli niższą sprzedaż niż w roku 2006, pomimo podwyżek cen podręczników. Średnia cena (obejmująca także zeszyty ćwiczeń i pomoce metodyczne) wyniosła w 2007 roku 12,00 zł i była o ponad 5 proc. wyższa niż w roku poprzednim. Poza WSiP, czołowe wydawnictwa edukacyjne postawiły na wzrost dzięki akwizycjom, dla przykładu Grupa Kapitałowa Nowa Era zakończyła rok przychodem w wysokości 140 mln zł. To już ponad 3/4 przychodów WSiP.
Akwizycja prawdopodobnie pozostała ostatnią szansą szybkiego wzrostu udziałów w rynku dla wydawców edukacyjnych, gdyż niż demograficzny ogranicza możliwości rozwoju organicznego. Trudno osiągnąć satysfakcjonujące tempo dla takiego wzrostu. Jest niż demograficzny, silna konkurencja… Opłaca się przejąć rentowną, dobrze zorganizowaną firmę konkurencyjną lub odkupić dobre produkty – daje to szybki wzrost. Łatwiej przewidzieć, kiedy inwestycja się zwróci, co nie oznacza że wzrost organiczny jest niemożliwy – twierdzi Mariusz Koper, prezes i współwłaściciel Nowej Ery[1].
Nowa Era przejęła w ostatnich latach wydawnictwa: Arka, M. Rożak, większościowe udziały w firmie Vulcan oraz ofertę szkolną PPWK. W 2007 roku sama została wykupiona przez międzynarodową grupę wydawniczą SanomaWSOY, która w Polsce jest też akcjonariuszem w multimedialnej firmie Young Digital Planet. Inwestycja WSOY jest najważniejszym wydarzeniem na rynku książki szkolnej od czasu prywatyzacji WSiP i bez wątpienia wpłynie na dalszy obraz tego rynku. Nie ukrywam, że na decyzję o sprzedaży firmy wpłynęła niestabilna sytuacja polityczna, zamieszanie wokół rynku podręczników. To rynek coraz większego ryzyka. Rozważałem kilka możliwości – wprowadzenie spółki na giełdę, znalezienie inwestora finansowego, ale inwestor branżowy wydawał mi się najlepszy – tłumaczy decyzję o sprzedaży udziałów Mariusz Koper, twórca Nowej Ery[2].
Przejęcie konkurencyjnych podmiotów pozwoliło na wzrost przychodów w 2006 roku w Grupie MAC Edukacja, która w grudniu 2005 roku przejęła wydawnictwa Juka-91 oraz Pracownia Pedagogiczna i Wydawnicza (ta ostatnia na zasadzie wyłącznej licencji na tytuły). Łącznie z Juką MAC miał w 2006 roku 57 mln zł przychodu (formalnie nie powołano jednak grupy kapitałowej). Wydawnictwo Szkolne PWN, czwarty największy gracz na rynku, przejęło ofertę szkolną wydawnictwa Demart, a następnie wydawnictwa Carta Blanca, Ortus i Park, a na tym zapewne nie koniec akwizycji. Zmiany własnościowe obejmą zapewne wiele mniejszych firm, także spoza sektora stricte szkolnego. Odrębność mają szansę zachować tylko silne kapitałowo podmioty, jak przede wszystkim Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe (ok. 40 mln zł przychodu) oraz dysponujące popularnymi seriami podręczników, choćby tylko dla wybranych przedmiotów, jak: ZamKor, Stentor czy Operon[ŁG4] .
Wielką niewiadomą są Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne (o kapitale powyżej 110 mln zł), dysponujące ogromnymi rezerwami gotówkowymi, które mogą być zainwestowane nie tylko w rozbudowę własnej oferty, ale także w przejmowanie innych spółek z branży. Na razie jednak żadne istotne inwestycje w segment wydawniczy nie zostały zrealizowane (poza wydzieleniem własnej spółki Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne). W porównaniu z 2005 rokiem kapitały spółki na koniec 2006 roku były niższe o blisko 50 mln zł. Ze środków własnych (68 mln zł) WSiP zrealizowały skup akcji celem ich umorzenia, a w czerwcu 2007 roku podjęto decyzję o wypłacie całości zysku za 2006 rok akcjonariuszom w formie dywidendy. Nie zmienia to faktu, że WSiP mają wciąż nadpłynność, a także ogromne możliwości kredytowe, i ewentualne przejęcia mogą bez trudu przeprowadzić.
Wiele firm z sektora edukacyjnego odmawia ujawniania danych dotyczących sprzedaży. Dotyczy to największych graczy, jak Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe (według naszych szacunków ponad 40 mln zł przychodu) czy Operon i Żak (szacunkowo 20-30 mln zł przychodu) oraz Stentor i Oficyna Edukacyjna K. Pazdro (po ok. 15 mln zł). Z tej grupy na pewno GWO, Operon i Stentor utrzymują bardzo silną pozycję, a nawet notują wzrosty sprzedaży, prawdopodobnie spory spadek obrotów nastąpił w ostatnich latach w oficynie Żak. Spada też sprzedaż w takich wydawnictwach jak: Adam, ZamKor, Res Polona czy Wydawnictwo Edukacyjne.
Wciąż rozwija się rynek książek do nauczania języków obcych, choć już znacznie mniej dynamicznie niż w latach poprzednich. Znaczący wzrost w 2006 roku odnotował Macmillan, ale też wzrosły przychody Langenscheidta. Nieznacznie, o 1 proc., spadła sprzedaż największego gracza na tym rynku – spółki Pearson Education Polska. W sektorze nauczania języka angielskiego znaczącym graczem jest Oxford University Press, firma ta działa jednak w Polsce poprzez swoich importerów (podobnie jak Cambridge University Press czy Express Publishing) i obrotów tej spółki nie ujmujemy w analizach rynku, gdyż są to książki sprowadzane z zagranicy. Nie dysponujemy danymi o sprzedaży wydawnictwa Hueber Verlag Polska, które publikuje podręczniki do nauki języka niemieckiego. Pozycja tego wydawcy nie dorównuje jednak obrotom i ofercie Langenscheidt Polska (blisko 10 mln zł przychodu za 2006 rok).
Ogromny wzrost następuje w sektorze elektronicznych publikacji dla szkół. W wydawnictwie Nowa Era 90 proc. podręczników sprzedawanych jest z płytą CD-ROM (dodatkowo 4 zł do ceny podręcznika), także WSiP oraz mniejsi wydawcy rozbudowują ofertę multimedialną. Firma Young Digital Planet, która m.in. przygotowuje multimedialne pakiety dla Nowej Ery, w 2006 roku zrealizowała 77,6 mln zł przychodu (obecnie obydwie spółki mają wspólnego właściciela – SanomaWSOY). Przejęta przez Nową Erę firma Vulcan, która specjalizuje się w oprogramowaniu dla szkół, miała w 2006 roku przychód ok. 19 mln zł. Rynek ten w dalszym ciągu będzie dynamicznie się rozwijał, podobnie jak internetowe portale edukacyjne. Mamy z YDP umowę na pięć lat i jak dotąd jesteśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni. Chociaż uczeń ma wybór i może kupić książkę taniej bez płyty, większość wybiera droższy o 4 zł pakiet multimedialny. To była słuszna decyzja, pozwoliła szybko uzyskać przewagę nad konkurencją – konkluduje Mariusz Koper[3][ŁG5] .
W 2006 roku po raz kolejny zmniejszyły się nakłady podręczników szkolnych – średni nakład spadł z 14 840 egz. do 14 470 egz. Łączny wydrukowany nakład zmniejszył się aż o 4,8 mln egz. – o 9 proc. Od 2001 roku łączne nakłady spadły o 23 mln egz., tj. o 32 proc[ŁG6] .
Łącznie w 2006 roku opublikowano 3 420 tytułów dla nauczycieli i uczniów, w tym zaledwie 1 090 nowości. Rok wcześniej te proporcje wyglądały następująco – 3 600 tytułów ogółem i 1 390 pierwszych wydań. Spadek liczby pierwszych edycji jest ogromny, wynosi ponad 23 proc. Trzeba jednak pamiętać, że większość nakładów w nową ofertę zostało poniesionych w latach reformy oświaty, obecnie wydawcy głównie aktualizują podręczniki, nisz rynkowych na nowe serie jest coraz mniej.
Poza największymi graczami, poszczególne wydawnictwa wyspecjalizowały się w ofercie dla wybranych poziomów nauczania lub przedmiotów. W klasach I-III szkoły podstawowej ponad 70 proc. rynku mają WSiP i MAC Edukacja, które zwiększają swoje udziały (MAC dodatkowo w 2005 roku przejął cykle podręczników dla tych etapów od Juki-91 oraz Pracowni Pedagogicznej i Wydawniczej). Trzecim graczem w tym segmencie jest Nowa Era, najwięcej w ostatnich latach straciły w nauczaniu początkowym wydawnictwa Żak i Juka-91.
W klasach IV-VI i w gimnazjum mocną pozycję mają liderzy: WSiP, Nowa Era, Wydawnictwo Szkolne PWN, GWO, w poszczególnych przedmiotach duży udział w rynku mają wydawnictwa: ZamKor (fizyka), Pazdro (chemia), Operon (biologia), Marek Rożak (historia, geografia, przyroda). Zdecydowanymi liderami w liceum są Operon i WSiP. ZamKor w połowie 2006 roku przejął wydawnictwo Innowacje, poszerzając tym samym ofertę o publikacje do nauczania zintegrowanego, choć zajmujące zdecydowanie niszową pozycję na rynku.
Od dawna do inwestycji w polski rynek edukacyjny przymierzają się wydawcy zagraniczni i perspektywa ich wejścia wydaje się coraz bliższa – choćby przez przejęcie znaczących pakietów akcji we WSiP, ale nie wykluczone, że także w wydawnictwie MAC po wprowadzeniu go na giełdę (o ile do tego dojdzie). Wielu ważnych zachodnich graczy od dawna jest już w Polsce obecnych poprzez własne spółki (np. Pearson Education, Langenscheidt, Hueber Verlag, Macmillan), przedstawicielstwa (Oxford University Press, Express Publishing, Cambridge University Press) czy zaangażowanie kapitałowe w firmy o polskich korzeniach (Klett, Westemann, SanomaWSOY). Największe zainteresowanie inwestycjami zdradzali wydawcy niemieccy, głównie Klett i Westermann. Także dla funduszy finansowych jest to rynek atrakcyjny, dający szybką stopę zwrotu. Wśród głównych akcjonariuszy WSiP są obecnie dwa – AIG Otwarty Fundusz Emerytalny oraz Pioneer Zrównoważony Fundusz Inwestycyjny Otwarty. Inwestycja WSOY w Nową Erę może otworzyć Puszkę Pandory i zapoczątkować lawinę kolejnych przejęć oraz fuzji.
Problem w tym, że nie bardzo jest już kogo przejmować. Najbardziej atrakcyjną ofertę z firm spoza ścisłej czołówki ma Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe. Jest to jednak firma rodzinna, którą cechuje bardzo wysoka rentowność i jej sprzedaż jest mało prawdopodobna. W maju 2004 roku mówiło się o planach sprzedaży wydawnictwa Żak, ale i to wydaje się być wątpliwe. Takie oficyny jak: Żak, K. Pazdro, GWO czy ZamKor są firmami, dla których właścicieli wydawanie książek to nie tylko dobry biznes, ale też często ukoronowanie zawodowych ambicji, a nawet misja związana z krzewieniem oświaty. Tylko bardzo trudna sytuacja finansowa mogłaby zmusić ich do podjęcia rozmów dotyczących sprzedaży biznesu[ŁG7] .
Ostatnie lata wyraźnie pokazują, że najwięksi umacniają się kosztem małych. Średniej wielkości wydawnictwa edukacyjne już piąty rok z rzędu nie notują znaczących wzrostów, a małe – zazwyczaj tracą. Dziesięć największych firm (wliczając w to Young Digital Planet i Pearson Education) ma już ponad 90 proc. udziału w rynku, pierwsza piątka ma 70 proc., a trzy pierwsze – ponad 50 proc. Na pewno pięć największych firm nie podzieli między siebie całego rynku, ale ich udział nadal będzie wzrastał.
Sezon sprzedaży książek szkolnych jest coraz krótszy – wyraźnie spada obrót w czerwcu i przesuwa się na dwa ostatnie tygodnie sierpnia oraz pierwsze dwa tygodnie września. Rodzice i nauczyciele nie mają już obaw, że podręczników może zabraknąć, właściwie zanikł zwyczaj zaopatrywania się w nie przed wakacjami. Sytuację dodatkowo komplikuje narastające, po kilkuletniej przerwie spowodowanej reformą i wymianą podręczników, zjawisko odkupu używanych podręczników od uczniów wyższych klas przez kolejne roczniki. Według niektórych ocen skala tego zjawiska sięga już w klasach IV-VI szkoły podstawowej oraz w gimnazjum nawet 50 proc. wartości rynku i z roku na rok rośnie. Wysokie bezrobocie w kraju nie wróży w tej materii niczego dobrego. Bardzo utrudnia to – zarówno wydawcom, jak i hurtownikom czy księgarzom – planowanie produkcji i sprzedaży, nakazuje zwiększoną ostrożność. Nie ma już czasu na reagowanie na ewentualne dziury w zaopatrzeniu rynku i przerzuty pomiędzy regionami lub dodruki, a przecież nikt nie chce niepotrzebnie zamrażać gotówki i utrzymywać ogromnych zapasów magazynowych już nie tylko przez trzy-cztery miesiące, lecz dziewięć-dziesięć miesięcy, do następnego sezonu.
O zagrożeniach dystrybucyjnych związanych z planowanym przez resort edukacji wprowadzeniem jednego podręcznika, mówiła na konferencji „Księgarstwo
Prognozy dla rynku książki oświatowej na kolejne lata nie są zachęcające, co nie zmienia faktu, że wciąż rentowność (tak brutto, jak i netto) działających w tym sektorze wydawnictw jest bardzo wysoka i waha się w przedziale pomiędzy
Zjawisko to warto porównać z rentownością hurtowni książek oświatowych, które pracują na marży 15-16 proc. Po uwzględnieniu kosztów przewozu, magazynowania, „obróbki” księgowej (a przecież to nie wszystkie koszty, niektóre z nich ponoszone są nie przez trzy-cztery, lecz przez 12 miesięcy w roku) rzadko komu zostaje więcej niż 2-3 proc. Podobna sytuacja jest z rentownością księgarń wyspecjalizowanych w edukacji, które na sprzedaży podręczników zarabiają teoretycznie ok. 21-22 proc. wartości obrotu, ale w praktyce liczący się obrót notują tylko w sierpniu i wrześniu, a koszty lokalu, wyposażenia, większości świadczeń na rzecz pracowników ponoszą przez cały rok. Magiczne 35 proc. rabatu od ceny katalogowej, marnowane rzekomo w tradycyjnym kanale dystrybucji detalicznej, aż się prosiło o wykorzystanie przez wydawców w negocjacjach z resortem. Dyskretnym milczeniem pominięto przy tym możliwości zaoszczędzenia na kosztach hurtu, bo w każdym modelu dystrybucji pełni on zbyt ważną dla wydawców edukacyjnych rolę, aby go ekonomicznie osłabiać. Nie bez znaczenia jest również fakt, że najwięksi wydawcy dysponują własnym hurtem, a – jak pokazuje życie – najtrudniej szukać oszczędności u siebie samych. Pozostawał detal, który najłatwiej było poświęcić – mówił
Pozytywnie na sytuację hurtowni może wpłynąć znaczne ograniczenie konkurencji. W latach 2002-2004 upadłość ogłosiły tak ważne dla tego rynku firmy jak: Reprint, Sezam, Książka Szkolna i MarKa. Pozostało dwóch dużych graczy o zasięgu ogólnopolskim – Wikr/Wikr Konsorcjum i Wkra; dzięki inwestycjom we własny detal przetrwała hurtownia Nova w Rzeszowie, ale powstałą lukę starają się zagospodarowywać inni, przede wszystkim Matras, a od 2005 roku także Azymut, który podpisuje kolejne umowy z wydawcami podręczników. Przewagi nad konkurencją, jaką dawało wsparcie finansowe WSiP, nie wykorzystała Wkra, której przychody w 2006 roku spadły aż o 55 proc. i wyniosły ok. 101 mln zł. Problemy czołowego konkurenta wykorzystał Wikr, który zwiększył sprzedaż o 19 proc., realizując przychód w wysokości 116 mln zł[ŁG9] .
Sytuację księgarzy w ostatnich latach komplikowała sprzedaż bezpośrednia podręczników do szkół. Można szacować, że w latach 2000-2006 z księgarskiego rynku „odpłynęło” w ten sposób ponad miliard zł obrotu, tj. ok. 200 mln zł marży (średnio 35-40 mln zł rocznie). Pierwsze zmiany zaczęły być widoczne w połowie 2003 roku[ŁG10] . Zdecydowane stanowisko Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz kontrole urzędów skarbowych spowodowały, że wiele szkół zaniechało organizacji kiermaszy i dopuszczania do sprzedaży podręczników przez nauczycieli. W 2004 roku księgarze wywalczyli jeszcze więcej – w wielu miastach i powiatach wprowadzono administracyjne zakazy sprzedaży podręczników na terenie szkół (zaczęło się od decyzji prezydenta Łodzi, po nim podobne decyzje podjęły władze samorządowe w innych regionach kraju – m.in. w Szczecinie). Zaczyna rosnąć sprzedaż w księgarniach, choć niekoniecznie w hurtowniach – pogorszyła się sytuacja zwłaszcza tych firm, które tradycyjnie zaopatrywały organizatorów kiermaszy. Plany resortu edukacji, w tym zapowiadany program „Tani Podręcznik”, mogą jednak spowodować kolejny znaczący odpływ podręczników z księgarskiego detalu i realizację zamówień (poprzez przetargi) bezpośrednio od wydawców do szkół.
Duże znaczenie dla rynku ma akcja „Wyprawka szkolna”, której patronuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Ze środków budżetowych w latach 2002-2006 kupiono od wydawców podręczniki dla najuboższych rodzin. Wydawcy udzielali rabatów sięgających nawet 50 proc. ceny detalicznej i nie wszyscy byli z tej akcji zadowoleni. Pomysł wydaje się jednak nie tylko cenny ze społecznego punktu widzenia, ale też ekonomicznie korzystny dla wydawców. Choć wpływy z tytułu realizowanej marży są o kilkanaście procent mniejsze, to trzeba pamiętać, że książki trafiają do tych dzieci, których rodziców zwykle nie stać na zakup nowych podręczników, a zatem korzystają z używanych i w ogóle nie są klientami wydawców[ŁG11] . Poszerzył się rynek zbytu. Na pomoc dla najbiedniejszych rząd przeznaczał w latach 2003-2006) średnio po 11 mln zł rocznie, dzięki czemu ok. 150 tys. pierwszoklasistów każdego roku dostawało bezpłatny podręcznik. Na 2007 rok resort oświaty zapowiedział znacznie wyższą pomoc dla najuboższych uczniów – sięgającą 70 mln zł – w dodatku nie ograniczającą się do pierwszoklasistów. Według planów resortu we wrześniu 2007 roku z pomocy powinno skorzystać ponad pół miliona uczniów. MEN proponuje dla uczniów zerówek dofinansowanie w wysokości 70 zł, dla pierwszaków 130 zł, dla uczniów klasy drugiej 150 zł, a dla trzeciej 170 zł. Wyprawki fundują też organizacje charytatywne, m.in. PCK. Jest ona także dobrą okazją do rozpoznania zapotrzebowania rynku jeszcze wiosną i wczesnym latem, a więc przed szczytem sprzedaży. Dzięki zamówieniom ze szkół na bezpłatne podręczniki wydawcy mogą szacować, ilu uczniów w nowym sezonie będzie korzystać z ich książek.
Najważniejsze dane dotyczące rynku podręczników szkolnych














