Drukarze proponują wydawcom standardowe warunki współpracy. Polska Izba Druku rozesłała do wydawców i drukarzy dokument jakby rodem z lat 80., a zatytułowany dość niewinnie "Standardowe warunki współpracy przy wykonywaniu usług poligraficznych". Znamienne dla całego tonu i zawartości owego dokumentu jest już stwierdzenie na samym wstępie, że proponowane zasady współpracy "należy traktować jako obowiązujące nawet wówczas, gdy część z nich nie jest z jakichkolwiek powodów realizowana". Stajemy się czujni czytając dalszy punkt (3.) wstępu, w którym autorzy zasad współpracy informują, iż proponowane standardowe warunki nie dotyczą klientów indywidualnych, bowiem tych bronią przepisy o ochronie konsumenta. A co (kto) nas chroni? Autorzy najwidoczniej domniemają, że nic i nikt. Po przebrnięciu przez artykuły o definicji i rodzaju zamówień, które nic nowego nie wnoszą, znajdujemy się w artykule 3. Tu już jest ciekawiej. I zagadkowo. Bo konia z rzędem temu, kto zrozumie pkt. 3.6.: "Za termin wykonania zamówienia uważa się termin zgłoszenia przez Wykonawcę Zamawiającemu gotowości do odbioru przez zamawianego przez niego produktu lub usługi". To dosłowny cytat. Coś się tu wyraźnie poplątało; mimo to można domyślać się, iż termin wykonania narzuci nam wg swego uznania drukarnia. W pkt. 3.10. przyznaje się prawo Wykonawcy (czyli drukarni) do zatrzymania materiałów "związanych z realizacją zamówienia do czasu pełnej płatności przez Zamawiającego". Wszystkich materiałów, zatem nawet tych nie będących własnością Zamawiającego (np. oryginalne maszynopisy). Rozumiem obawy drukarni i chęć zabezpieczenia się. Ale co będzie, jeśli Zamawiający nie płaci w części lub w całości, bowiem otrzymał towar wadliwy albo niekompletny, albo z istotnym opóźnieniem? "Jeśli nie uzgodniono inaczej, odbiorca ma obowiązek dostarczyć na własny koszt czyste i posegregowane opakowania zwrotne (palety, dekle itp.)" - tak stanowi punkt następny. No, jak się zapomni uzgodnić, to cześć; będziemy szorować te palety (nie wspominając o deklach oraz itp.). Proponuję, by te zasady segregacji jakoś uściślić, bo na przykład ile palet, a ile dekli można ustawiać w pionie i jakie mają być na dole, a jakie na górze, trzeba sprecyzować właściwe zestawy kolorystyczne itd. Artykuł 4. oświeca nas jeszcze bardziej. Już w jego pierwszym punkcie dowiadujemy się, że ceny kosztorysowe obowiązują tylko 6 tygodni od czasu przedstawienia Zamawiającemu. Pewnie przy galopującej inflacji musi tak być. Tylko, że galopującą inflację mieliśmy w latach 80. A może będzie tak, iż po 7 tygodniach korespondencji i negocjacji wysłałem zlecenie, a tu mnie ktoś bach! wali nową, wyższą ceną, którą, oczywiście, spostrzegam dopiero na fakturze. W tymże punkcie zaznacza się również, że nie będę informowany o kosztach transportu, poczty i ubezpieczenia. Przynajmniej nie w przysłanym mi kosztorysie. Rozumiem, że to w trosce o moje nerwy, te jednakże mogą tak, czy owak puścić - właśnie po otrzymaniu faktury. Troska o tych, z których żyją drukarnie, czyli o nas wydawców, przejawia się także w punkcie 4.3.: "Jeżeli w trakcie realizacji nastąpiły zasadnicze zmiany warunków technicznych, dla których została ustalona cena, Wykonawca zobowiązany jest przekazać zamawiającemu na piśmie nową cenę do jego akceptacji. Do czasu jej potwierdzenia przez Zamawiającego może wstrzymać dalszą realizację zamówienia". Może wstrzymać i koniec. A jeśli zmiany te wyniknęły z winy szanownego Wykonawcy? A …