Piątek, 16 sierpnia 2019
"Unia Europejska jest doktorem Jekyllem/panem Hyde’m w jednej osobie"

Od dwóch lat kuratorzy odbywającego się w Słowenii Festiwalu „Dni poezji i wina” (we współpracy z berlińską fundacją Allianz Kulturstiftung) prowadzą projekt „List do Europy” – uznani europejscy poeci tworzą utwory mające zwrócić uwagę na to, z czym powinna się uporać nasza część świata.

W 2017 roku swój apel przedstawił mieszkający w Brukseli Stefan Hertmans, w ubiegłym roku irańsko-szwedzka poetka Athena Farrokhzad.

W tym roku laureatem jest bułgarsko-niemiecki pisarz, tłumacz i wydawca Ilija Trojanow. List zostanie zaprezentowany publicznie w trakcie festiwalu i opublikowany w wielu europejskich mediach. Poniżej zamieszczamy jego treść w tłumaczeniu na język polski.

 

Otwarty list do Europy:

Ostatnio otrzymałem list od Aishy Al-Qaddafi (Kadafi), jedynej córki byłego dyktatora Libii. Nie znaliśmy się. Mimo to pani Kadafi napisała, że z całym zaufaniem powierzy mi 27,5 miliona dolarów, jeśli tylko pomogę jej zainwestować wspomnianą sumę w moim kraju. W zamian za pomoc obiecała mi niezwykle hojną prowizję w wysokości trzydziestu procent od powyższej kwoty. Poprosiła też o pilny kontakt.

Ma się rozumieć, nie uwierzyłem, że faktycznie napisała do mnie sama pani Kadafi. Zresztą nie pierwszy raz kontaktowano się ze mną w tej formie. Prawdopodobnie Państwo też otrzymaliście przynajmniej raz w życiu pismo podobnej treści. Najpierw był to list, krótko potem faks a od pewnego czasu propozycje zaczęły przychodzić drogą mailową. Ukartowane oszustwo.

Nigeryjczycy tego typu przypadki określają mianem „419”, nawiązując do odnośnego paragrafu tamtejszego kodeksu karnego: Ktoś pisze do Państwa, informując, że ma dostęp do ogromnych (sprzeniewierzonych) pieniędzy. Ktoś, kto chciałby, żebyście jemu względnie jej pomogli wyrwać się z Nigerii (względnie z Rosji, Brazylii lub z jakiegokolwiek innego kraju).

Przedsiębiorczy Nigeryjczycy wysyłają miliony takich maili i gdy któryś z odbiorców połknie przynętę, momentalnie proszą o przekazanie niewielkiej opłaty administracyjnej, zapewniając solennie, że po jej uiszczeniu będzie można zgarnąć ogromne zyski. Jeśli ktoś da się nabrać, zaczynają go wodzić za nos.

Europejczycy mówią i piszą o przypadkach „419” przeważnie w kontekście ogromnej korupcji w takich krajach jak Nigeria, na wpół z oburzeniem, na wpół z rozbawieniem. Rzadko natomiast poruszają temat postawy adresatów tego oszustwa, uznając ich za ofiary, choć tak naprawdę są jego współsprawcami.

Nasuwa się pytanie, w jaki sposób nadawcy wspomnianej korespondencji wpadają na pozornie absurdalny pomysł, podjęcia próby nabrania kogoś w Europie na tego typu niesłychanie bezczelne bajeczki o czekającym złocie i klejnotach? Co najciekawsze, ów proceder funkcjonuje jedynie dlatego, że obie strony uważają za oczywiste i samo przez się zrozumiałe, że Nigeryjczycy, Libijczycy czy też Irakijczycy powierzają swoje brudne pieniądze komuś porządnemu w Europie, by ich strzegł i je wyprał. Nikt się zatem nie dziwi, jak oczywistym wydaje się ślepe zaufanie Europejczyków w podejmowanie prób zabezpieczenia zagarniętych milionów. W ramach globalnego podziału pracy oczywistym wydaje się następujący schemat działania: Inni kradną, my melinujemy – jeden nielegalnie zdobyty dolar pierze kolejnego nielegalnie zdobytego dolara.

Każdy z maili z grupy „419” pokazuje wyraźnie, że korupcja na globalnie rozumianym Południu jest możliwa, gdyż ukradzione pieniądze pod koniec kryminalnego dnia lądują gdzieś u nas, w Europie, czy to w Londynie, Zurychu, na Cyprze bądź w Lichtensteinie.

A przecież jesteśmy oburzeni rozmiarem korupcji na szeroko rozumianym Południu, w ramach której w najbiedniejszych krajach świata sprzeniewierza się co roku około 50 miliardów dolarów. Ten kapitał płynie niemal w całości na globalnie rozumianą Północ. Przy czym, wcale nie jest oczywiste, jak sądzą niektórzy z nas, kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za oszukańczy przewodni ton globalnego kapitalizmu.

Międzynarodowa organizacja zwalczająca praktyki korupcyjne Transparency International twierdzi, iż najbardziej skorumpowanym krajem na Ziemi jest Somalia. Zaś renomowany włoski autor, Roberto Saviano, który od dziesięcioleci zajmuje się mafijnymi strukturami uważa natomiast Wielką Brytanię za najbardziej skorumpowane państwo na świecie (Londyn uchodzi w oczach oszustów z całego świata za największy miejski plac zabaw dla tego typu gier). Obie strony mają rację. Jednakże jako obywatele Europy powinniśmy najpierw zająć się naszą własną schizofrenią: domagamy się good governance (prawego rządzenia), piorąc równocześnie brudne pieniądze. Chcemy obu tych rzeczy naraz, z jednej strony serca w niebie z drugiej zaś tłustego tyłka na wygodnej kanapie.

W końcu XVIII wieku żył w Edynburgu niejaki William Brodie, elegancki gentleman, którego zakład stolarski cieszył się ogromnym uznaniem w oczach mieszkańców miasta. Podczas dnia Brodie pracował w ratuszu bądź w swoim warsztacie wypełniając sprawnie i solidnie powierzone mu zadania. Nocami zaś włamywał się do domów swoich klientów i je okradał. Aż pewnego dnia został złapany na gorącym uczynku a następnie powieszony.

William Brodie już dawno popadłby w zapomnienie, gdyby nie pisarz Louis Stevenson, który uczynił go ekstremalnym symbolem pewnej niepokojącej ludzkiej zdolności. Stevenson aż trzykrotnie uczynił Bordie’go bohaterem swoich dzieł. Dwa pierwsze nie odniosły sukcesu. Natomiast trzecie, wspaniała powieść „Doktor Jekyll i pan Hyde”, stała się wielkim bestsellerem.

„Urodziłem się jako dziedzic ogromnej fortuny. Otrzymałem wspaniałe dary. Z natury byłem pilny i pracowity. Cieszyłem się uznaniem dobrych i mądrych ludzi. I miałem, jak należało przypuszczać, widoki na chwalebną i znakomitą przyszłość.” W ten oto sposób dr Jekyll rozpoczyna swoją spowiedź w ostatnim rozdziale wspomnianej książki. Jej bohater był niezwykle cenionym lekarzem, człowiekiem uzdrawiającym i przynoszącym ulgę w cierpieniach, osobą wykształconą, potrafiącą cenić i doceniać wiedzę, ważnym członkiem społeczności, w której przyszło mu żyć.

Równocześnie był też pozbawionym wszelkich uczuć, brutalnym przykładem bezprzykładnej bezwzględności i okrucieństwa, panem Hyde’m.

Z jednej strony nie było dr. Jekylla, podobnie jak i pana Hyde’a. Z drugiej natomiast istniała upadła kreatura prowadząca „nieprawdopodobne podwójne życie”, co stało się jej nałogiem. I „gdy obie te istoty walczą ze sobą w mojej świadomości, może się zdarzyć tylko to, co się dzieje. Nawet wówczas, gdy trzymam się kurczowo z całych sił jednej z nich, przegrywam, gdyż obie są we mnie głęboko zakorzenione”.

Dr Jekyll nie jest niewinny, naiwny ani ślepy. Rozpoznaje wroga w swoim wnętrzu. Chciałby nawet z nim walczyć i go pokonać. Lecz na końcu chowa wyciągniętą broń.

Historia ta doprowadza nas bezpośrednio do czasów nam współczesnych. To, co dotyczy jednej osoby, może równie dobrze dotyczyć także całego społeczeństwa. Europa, a precyzyjnie rzecz ujmując, Unia Europejska jest doktorem Jekyllem/panem Hyde’m w jednej osobie.

W 2017 roku przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Cloude Juncker wypowiedział się ze zgrozą na temat warunków panujących w libijskich obozach dla uchodźców: „Sen z powiek spędza mi myśl, co stanie się z ludźmi przebywającymi obecnie w Libii, którzy szukając lepszego życia trafili do tamtejszego piekła”. Europa nie ma prawa „milczeć w obliczu tak niewiarygodnych problemów rodem z innego stulecia”. Jest „niezmiernie zaszokowany” relacjami o sprzedawaniu przybywających do Libii uciekinierów niczym niewolników. „Jeszcze dwa miesiące temu nie zdawałem sobie sprawy z ogromu tego problemu. To, co się tam dzieje, stało się niezmiernie pilną kwestią”.

Oburzenie Junckersa łatwo zrozumieć. W Libii zamyka się w celach o powierzchni mniejszej niż pięć metrów kwadratowych do trzydziestu uchodźców. Ludzie ci głodują, gdyż jedynie co trzeci dzień dostają cokolwiek do jedzenia. Zgodnie z raportem międzynarodowej organizacji pomocowej „Lekarze bez granic” warunki ich życia pogarszają się niemal z każdą chwilą. W więzieniu Sabaa w stolicy państwa, Trypolisie, prawie jedna czwarta więźniów jest niedożywiona, w tym wiele dzieci.

Zgodnie z szacunkami Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji (IOM) obecnie w Libii przebywa około 760.000 uchodźców. Ambasada niemiecka w Nigrze już w 2017 roku opisała w raporcie skierowanym do Urzędu Kanclerza Federalnego, co dzieje się z odesłanymi uchodźcami:

„Na porządku dnia są egzekucje, wymuszenia jak również masowe wywózki na pustynię. Naoczni świadkowie mówią o nawet pięciu przypadkach rozstrzelań tygodniowo w jednym z więzień – z góry zaplanowanych i każdorazowo mających miejsce w piątki w celu zwolnienia miejsca dla nowo przybywających”.

Jedno z opracowań organizacji „Women’s Refugee Commission” potwierdza, że niemal każda uciekająca przez Libię kobieta stała się ofiarą przemocy seksualnej. Te, które przeżyły, mówiły o gwałtach przy użyciu kijów, przypalaniu genitaliów, odcinaniu penisów, mężczyznach zmuszanych do gwałcenia własnych sióstr. O niewyobrażalnych aktach seksualnego okrucieństwa. I wszystkie te potworne zbrodnie miały miejsce na przestrzeni ostatnich dwóch lat.

Co zatem uczynił Juncker w kwestii tych przerażających warunków?

Nic!

A co mógł zrobić?

Sporo.

To, co się działo w Libii, było nie tylko tolerowane, lecz nawet bezpośrednio finansowane przez Unię Europejską, gdyż libijska straż graniczna miała za zadanie za wszelką cenę i wszelkimi sposobami uniemożliwić ludziom ucieczką. Żyjcie uchodźców w Libii w dramatycznych warunkach i ich okropna śmierć to bezpośredni skutek celowej polityki Unii Europejskiej.

Jednak niewłaściwym byłoby zarzucanie hipokryzji reprezentantom opisanej wyżej polityki pokroju Jean-Cloude’a Junckera. Jego oburzenie z pewnością było szczere. Wszak wychował się i tkwi w tradycji Europejskiej, która od czasów Rewolucji Francuskiej propaguje na całym świecie ideały solidarności i empatii, która zniosła niewolnictwo i miała decydujący wkład w sformułowania powszechnych praw człowieka. Dr Jekyll ujmuje to trafnie i zwięźle: „Mimo głęboko tkwiącej we mnie ambiwalencji nie jestem w żadnym wypadku hipokrytą, gdyż obie osobowości traktuję w równej mierze śmiertelnie poważnie. Jestem w tym samym stopniu sobą w chwili, gdy odrzucam wszelkie zahamowania i staję się nikczemnikiem, jak również wówczas, gdy za dnia staram się sprostać naukowym wyzwaniom czy też złagodzić nędzę i cierpienie innych.”

Unia Europejska oświadcza, że „wspiera miejscowe władze różnych narodów celem wzmocnienia ich możliwości w zwalczaniu przemytu ludzi”. Jednak w rzeczywistości niezwykle trudno jest dostrzec różnicę pomiędzy libijskimi władzami i bandami przemytników.

„Rządy i instytucje krajów europejskich wciąż powtarzają, że angażują się w zaprzestanie samowolnych aresztowań uchodźców, lecz nie sięgają po żadne decydujące i skuteczne środki w celu zapobieżenia tym bezprawnym procedurom”, oświadczył Matteo de Bellis z Amnesty International.

Europejscy politycy mówią jak dr Jekyll i postępują jak pan Hyde. Niemiecki minister do spraw pomocy dla krajów rozwijających się, Gerhard Müller, nieustająco szkicuje projekty wielkich akcji mających uratować świat, lecz na końcu jego dnia urzędowania niewiele z tego wychodzi.

Minister z pewnością chciałby, żeby zachodnie społeczeństwa w sposób zasadniczy zmieniły swój styl życia: „Nasz dobrobyt nie może dłużej opierać się na pracy niewolników i dzieci jak również eksploatacji środowiska naturalnego.” W swojej książce „Nie fair” pisze: „Musimy dążyć do takiego stanu, w którym wszyscy na naszej planecie będą mogli żyć godnie. Ważnym jest, żeby wreszcie wszyscy ludzie mogli zaspokoić swoje podstawowe potrzeby takie jak dostęp do żywności, wody, mieszkania i pracy, dóbr oczywistych dla krajów uprzemysłowionych, które już wypracowały i zapewniły sobie dobrobyt. I równie istotnym jest, żeby bogate kraje nauczyły się dzielić na nowo zdobyte dobra. Dalszy wzrost nie może i nie będzie się odbywać dłużej na koszt innych.”

Przed rokiem w uroczystym przemówieniu, wygłoszonym na cześć katolickiej fundacji charytatywnej Misereor, Gerd Müller powiedział: „’Lituję się’ winno być rozumiane jako ‘biorę odpowiedzialność’ za wszystko, co jest w mojej mocy. A my dysponujemy mocą! Jako konsumentki i konsumenci. Jako przedsiębiorcy produkujący na całym świecie. Jako kształtujący politykę wielkich potęg gospodarczych.” Po czym zacytował postulat kardynała Fringsa, przemawiającego do sumienia wszystkich decydujących o stosunkach politycznych, gospodarczych i społecznych.

Wszystko to jest niezwykle chwalebne, minister Jekyll sformułował jasno etyczną misję, do której każdy poczuwa się w momentach empatii. Moja córka dowiedziała się w szkole, że przeciętny zamożny Szwajcar konsumuje tyle, co cała afrykańska wioska. Gdybyśmy znajdowali się na tratwie, nikt nie tolerowałby takiego pasożytniczego i aspołecznego zachowania.

Jednak praktyki polityczne wyglądają zgoła inaczej. We wszystkich międzynarodowych gremiach robi się, co tylko możliwe, w celu uniemożliwienia reorganizacji istniejącego systemu finansowo-gospodarczego i nadania mu nowego kształtu. Od czterech dziesięcioleci próbuje się na różnych szczeblach administracji Organizacji Narodów Zjednoczonych sprzęgnąć ze sobą działalność handlową z prawami człowieka oraz znieść dotychczas obowiązujące reguły. I na koniec, w ubiegłym roku międzynarodowa grupa robocza do spraw gospodarczych i praw człowieka (IGWG) opublikowała projekt traktatu na temat gospodarki i praw człowieka. Ten tak zwany „Traktat Zero”, w celu podkreślenia jego tymczasowości i konieczności wprowadzenia zmian, powstał w wyniku długoletnich sporów pomiędzy tworzącymi go stronami. Teraz powinien on „zostać przedyskutowany”. Eufemizm na odstawienie do kąta wszystkich surowych i wiążących prawnie zasad dla często brutalnego postępowania w biednych krajach międzynarodowych koncernów i niemal powszechnego wyzysku.

Równocześnie wskutek przyjętego veta, złożonego przez dominującą w międzynarodowej komisji do spraw polityki podatkowej OECD Północ, w tym także Niemcy, klęskę poniosły i nadal ponoszą wszelkie wysiłki podejmowane przez globalnie rozumiane Południe. Przyjęcie proponowanych postulatów byłoby sposobem na „zwiększenie fiskalnych możliwości ubogich krajów podjęcia działań regulacyjnych na poziomie międzynarodowym, na przykład poprzez zamknięcie rajów podatkowych i przeganianiu się w dumpingu podatkowym”.

Jeszcze przed dwudziestu laty umorzenie części zadłużenia biednych krajów stanowiło ważny temat polityczny. Wówczas wszystko, poza chciwością i egoizmem pożyczkodawców, przemawiało za umorzeniem długów krajów rozwijających się. Do dziś korzyści własne są bronione pięściami i pazurami. Podobnie jak uderzenie cyklonu Idai zniszczyło niedawno część Mozambiku tak dziś rozdzierające serce prośby uderzają w próżnię siejąc zniszczenie, gdyż wszyscy są na nie głusi. Zgodnie z danymi IWF (Międzynarodowego Funduszu Walutowego) Mozambik należy do 35 państw pogrążonych w kryzysie zadłużenia zagrażającego dalszej ich egzystencji.  Kraje te notują coraz większe opóźnienia w spłacie zadłużenia jak również nie są w stanie obsługiwać na bieżąco zaległych kredytów.

Jeśli chodzi o pieniądze, o nasz „dobrobyt”, pan Hyde podnosi swoją szpetną głowę, by sabotować na wszelkie sposoby walkę o ludzką godność i dobre życie dla wszystkich.

Zamiast obstawać przy obowiązujących regułach, Unia Europejska oraz niemiecki rząd (również minister Müller) stawiają na dobrowolne inicjatywy w dziedzinie ochrony środowiska i norm społecznych. Weźmy na przykład olej palmowy. Przed rokiem jechałem bite dwie godziny przez północne Borneo. Po obu stronach drogi, jak okiem sięgnąć, widać było jedynie palmy olejowe wszędzie tam, gdzie jeszcze za czasów poprzedniej generacji królowała bujna dżungla. Stan faktyczny: chemicznie nawożona monokultura i pęd w kierunku zagłady (za dwadzieścia lat ziemia będzie kompletnie wyjałowiona). W „Deklaracji Amsterdamskiej” zaproponowano jedynie, żeby wielkie koncerny handlowe, rolnicze i spożywcze odpowiedzialne za bezprzykładną dewastację natury przyjęły dobrowolnie w ramach wielostronnej platformy najbardziej surowe standardy i nastawiły swoje modele biznesowe na długookresowy rozwój. Ta stara filozofia, sprawdzona ma tylko tę jedną wadę, że nie funkcjonuje.

Tak się składa, że groźne szaleństwo pana Hyde objawia się szczególnie w rolnictwie. I choć najnowszy międzynarodowy raport na temat oceny stanu rolnictwa domaga się radykalnej zmiany jego modelu, Unia Europejska wraz z najsilniejszymi krajami członkowskimi w dalszym ciągu forsuje rozbudowę wielkich przemysłowych gospodarstw rolnych wraz ze stosowaniem na dużą skalę nawozów sztucznych, pestycydów oraz produkowanych na skalę przemysłową licencjonowanych materiałów siewnych. To wszystko służy przede wszystkim interesom koncernów rolniczych dążących do jak największych zysków. Natomiast długofalowe rolno-ekologiczne procesy upraw niemal nie są brane pod uwagę.

Z powodu tej głębokiej, opisanej powyżej, schizofrenii można sobie rwać włosy z głowy. Jednak jest jeszcze jakaś nadzieja. W końcu XVIII wieku niewolnictwo było tak powszechne jak dziś przewozy towarów kontenerowcami. Gdy w Anglii niewielka grupa zaczęła negować system niewolnictwa, kwitowano jej etyczne poglądy wzruszeniem ramion, gdyż transatlantycki handel niewolnikami przynosił Wielkiej Brytanii ogromne korzyści. Dawał miejsca pracy, umożliwiał bogacenie się, zapewniał dobra konsumpcyjne. Dlatego też był uzasadniony. Dokładnie tak samo jak dziś skandaliczne społeczne nierówności i dewastacja środowiska naturalnego na niespotykaną skalę. Argumenty pana Hyde’a są zadziwiająco żywotne. Mimo to, po pięćdziesięcioletniej walce politycznej zniesiono w końcu niewolnictwo w Europie.

To także część europejskiej tradycji. W swoim przekonującym oskarżeniu „Crisis in Civilization” (Kryzys cywilizacji) skierowanym przeciwko brytyjskiemu panowaniu w Indiach, poeta Rabindranath Tagore spróbował zrobić rozróżnienie pomiędzy oporem skierowanym przeciwko imperializmowi a odrzuceniem zachodniej cywilizacji. Z jednej strony Indie dusiły się „pod ciężarem własnym brytyjskich rządów”, z drugiej zaś nigdy nie wolno zapomnieć, na czym – głównie za sprawą dramatów Szekspira i poezji Byrona – zyskał „wspaniałomyślny liberalizm angielskiej polityki XIX wieku”. Tragedia polega na tym, że „najlepsze w cywilizacji jest zachowanie godności stosunków ludzkich, w których zadania rządu nie odgrywają żadnej roli”.

Jak wiadomo historia dr. Jekylla i pana Hyde’a źle się kończy. Godnym uwagi, jak to precyzyjnie ujął Robert Louis Stevenson, wiele podróżujący Szkot, jest podwójna natura Europy, opisana przez niego tymi słowy:

„Niekiedy czyny Edwarda Hyde’a przerażały dr. Jekylla. Jednak ta sytuacja nie podlegała zwykłym prawom, a głos sumienia był w perfidny sposób zmuszany do milczenia. W końcu to pan Hyde, i tylko on, był winien, przez co Jekyll nie był ani trochę gorszy. Wszak zawsze się budził – pozornie niezmieniony – nadal pełen dobrych cech i spieszył, żeby naprawić tam, gdzie to było możliwe, zło wyrządzone przez Hyde’a, uspokajając swoje sumienie”.

Ilija Trojanow

Przekład: Urszula Pawlik

 

Ilija Trojanow urodził się w 1965 roku w Sofii. W 1971 roku jego rodzina uzyskała status uchodźców politycznych w Republice Federalnej Niemiec. Rok później Trojanow wyjechał wraz z rodziną do Kenii. Studiował prawo i etnologię w Paryżu i Monachium. W latach 2003-2007 mieszkał w Kapsztadzie, w 2007 przeniósł się do Wiednia. Jest powieściopisarzem, eseistą, tłumaczem i wydawcą literatury bułgarskiej i niemieckiej.

Za swą twórczość otrzymał wiele prestiżowych nagród. Jest laureatem m.in. nagrody Bertelsmanna w konkursie Ingeborg Bachmann w Klagenfurcie, nagrody literackiej Marburg, Nagrody Thomasa Valentina, Nagrody Adelberta von Chamisso oraz nagrody Targów Książki w Lipsku za powieść „Der Weltensammler” (książka „Kolekcjoner światów” ukazała się w 2014 w języku polskim nakładem Noir Sur Blanc, tł. Ryszard Turczyn). Jego powieść „Die Welt is groß und Rettung lauert überall” stała się podstawą scenariusza znanego również w Polsce filmu „Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem” (2008).

 

 

 

 

 

 

 

Podaj dalej
Autor: Ilija Trojanow
Źródło: fot. Harald Krichel