środa, 25 maja 2022
15 lat wydawnictwa Smak Słowa

25 maja mija dokładnie 15 lat, kiedy na rynku książki zadebiutowało wydawnictwo Smak Słowa. Z tej okazji przypominamy wywiad z dwutygodnika “Biblioteka Analiz” z Anną i Szymonem Świtajskimi, właścicielami Wydawnictwa Smak Słowa i Księgarni Smak Słowa w Sopocie.

Aniu, dlaczego zdecydowałaś się rozstać z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym i postawić na własną firmę wydawniczą?

Anna Świtajska: Ta decyzja nie zapadła z dnia na dzień. Odeszłam z GWP i co najmniej przez rok nie pracowałam. Ale przez te miesiące zdałam sobie sprawę, że nie chcę robić nic innego. Wydawało mi się, że dam radę sama poprowadzić wydawnictwo i zdecydowałam się zaryzykować.

I dałaś radę! Gratulujemy pięknego jubileuszu!
: Tak, cieszę się, że wydawnictwo wciąż działa i się rozwija.

Czy od początku wszystko szło łatwo i przyjemnie?
: Wyobraź sobie, że dokładnie od 2007 roku, czyli od kiedy postanowiłam założyć własne wydawnictwo, na rynku książki wszystko zaczęło się zmieniać! Okazało się, że moje trzynastoletnie doświadczenie w pracy w GWP na niewiele się przydało. Musiałam nauczyć się wielu nowych rzeczy, ponownie ciężką pracą zdobywać doświadczenie. Nie sądziłam, że będzie to dla mnie aż tak wielka zmiana. A trafiłam na zupełnie inne okoliczności.

Wydawnictwo Smak Słowa przeszło przez wszystkie katastrofy na rynku wydawniczym, jakie się zdarzyły w ciągu tych piętnastu lat! Najpierw zmiana stawki podatku VAT, potem upadek Matrasa, który również w nas mocno uderzył. Dwa lata temu, kiedy już nam się wydawało, że się odbudowaliśmy i mamy nowy pomysł na wydawnictwo, doświadczyliśmy pandemii, a następnie wszedł Polski Ład. A w tym roku, kiedy planowaliśmy obchody piętnastolecia, przygotowaliśmy nowe świetne tytuły, wybuchła wojna w Ukrainie. Stanęliśmy znowu w obliczu totalnej niepewności i braku stabilizacji. Obecnie pewnie wszystkie biznesy w Polsce – nie tylko wydawniczy, który jest obarczony szczególnym ryzykiem – stoją przed ogromnymi wyzwaniami.

Ale nie poddajecie się?!
: Ciągle jeszcze mamy siłę. Walczymy. Nie możemy być obojętni na to, co się dzieje dookoła, bo to wszystko na nas wpływa. Muszę przyznać, że rzeczywistość stawia przed naszym wydawnictwem dużo ciekawych wyzwań.

Wróćmy do początków wydawnictwa Smak Słowa. Gdy zaczynałaś stawiać pierwsze kroki we własnej firmie, to skąd pochodzili twoi współpracownicy i partnerzy biznesowi?
: Miałam wspaniałych przyjaciół w poprzednim wydawnictwie, którzy zostali przy mnie i do dziś współpracujemy. Trzon wydawnictwa stanowią osoby, które przeszły razem ze mną i dzięki którym cały czas ta praca ma sens. Są to między innymi: Małgorzata Jaworska, redaktorka, Anna Mackiewicz, redaktorka i korektorka, Piotr Geisler, który składa książki, Agnieszka Nowak-Młynikowska, najlepsza specjalistka od przekładów popularnonaukowych, i graficzka Agnieszka Karmolińska. To jest zespół, który daje nam siłę, żeby działać dalej. Oni kochają to, co robią. To jest coś niesamowitego. W międzyczasie dołączyło do nas wiele nowych osób, ale te wymienione są ze mną od początku i tworzą Smak Słowa.
GWP miało dla mnie wielkie znaczenie i do dziś jest dla mnie bazą, która mi dała bardzo dużo, między innymi przyjaźnie. Z częścią ówczesnego zespołu nadal jesteśmy w kontakcie i co jakiś czas się spotykamy. Dzięki GWP miałam też pomysł na wspaniałą pracę.

Kto projektuje dla was okładki?
: Agnieszka Karmolińska, która od wielu już lat mieszka w Wielkiej Brytanii. Współpracujemy też ze studiem & Visual Katarzyny Grabowskiej.

Dla wydawnictwa niezwykle ważna jest dobra dystrybucja. Z kim współpracujesz w tym zakresie?
: Na początku zaczęłam współpracować z OSDW Azymut. Z pracy w poprzednim wydawnictwie znałam Dorotę Rostkowską i Agnieszkę Grzybicką i one pomogły mi poukładać trudne sprawy dystrybucji. Wiedziałam też, że nie wchodzi w grę umowa na wyłączność i że trzeba dywersyfikować działania związane z dystrybucją. Tego nauczyłam się w GWP, ponieważ w czasach, kiedy tam pracowałam, wiele firm dystrybucyjnych upadło – to był standard, że co jakiś czas ogłaszano bankructwa. Działałam wówczas na bardzo podstawowym poziomie. Teraz dystrybucją zajmuje się Szymon i wygląda to już zupełnie inaczej.
Szymon Świtajski: Ania zajmowała się tworzeniem zespołu i programu wydawniczego, handel rzeczywiście był na podstawowym poziomie. Nadal uważamy, że najważniejsze to program i ludzie. Zajmuję się sprzedażą w wydawnictwie Smak Słowa już od siedmiu lat.

Aniu, czy przed pracą w GWP miałaś doświadczenia z branżą wydawniczą?
: Nie, nie miałam żadnych. Kończyłam studia i jednocześnie pracowałam. W GWP na stałe pracowały tylko właścicielka i redaktorka. Wszystkiego zatem musiałam nauczyć się sama od podstaw. Szukałam wiedzy u bardziej doświadczonych wydawców, którzy z powodzeniem funkcjonowali już na polskim rynku wydawniczym. Dzielili się ze mną swym doświadczeniem Tadeusz Zysk z wydawnictwa Zysk i S-ka oraz właściciele i pracownicy Domu Wydawniczego Rebis. Jeździłam do Poznania, żeby przyglądać się pracy wydawniczej i o niej rozmawiać. Kiedy teraz o tym myślę, czuję dla nich ogromną wdzięczność, bo ich pomoc i wsparcie to było jednak coś niezwykłego. Dzielili się wiedzą z kimś z konkurencyjnej firmy i robili to z przyjemnością.
SzŚ: Teraz budowanie takich relacji jest dużo trudniejsze. W nieformalnej grupie kilkunastu wydawnictw, do której należę, próbujemy znaleźć wspólne idee, wspólne cele i rozwiązania. Ale widzę też, że mamy inne doświadczenia, ważne są dla nas inne wartości, czasami trudno to pogodzić. Mimo to próbujemy nawiązać trwałą współpracę i wypracować wspólną drogę, która będzie dobra dla wszystkich wydawców i która dzięki wspólnemu działaniu pomoże nam przetrwać na krwiożerczym polskim rynku wydawniczym.
: Staramy się nadążać za zmianami, które następują i myślę, że jako małe wydawnictwo jesteśmy bardziej elastyczni i możemy szybciej reagować.

Ile osób liczy obecnie zespół Smaku Słowa?
: 15 osób stale z nami współpracuje. Teraz do zespołu dołączyła nasza córka, też Ania Świtajska, która skończyła psychologię. Zajmuje się promocją. Dziś działania promocyjne wymagają dużej aktywności w mediach społecznościowych. Ona robi to z nową energią i świeżością.
SzŚ: Mamy jeszcze córkę Asię, która czasem nam pomaga, zwłaszcza przy tłumaczeniach. W tej chwili jeszcze studiuje.
: No i przybraną córkę Agnieszkę Tonkiel, która pracuje z nami już ponad pięć lat. Pomaga Szymonowi w sprzedaży i bardzo dobrze ogarnia naszą księgarnię. Dzięki niej możemy sobie czasem zrobić wolne i na chwilę przestać myśleć o pracy.

Znakomicie! Rodzinna firma. Ty, Aniu, odpowiadasz za program wydawniczy, Szymon za handel, a wasza córka za promocję.
SzŚ: Jesteśmy bardzo rodzinną firmą. Bez kapitału obcego, bez inwestorów. I to jest bardzo dobre. Nie wyobrażamy sobie, żeby ktoś nam mówił, jakie mamy mieć wypracowane wskaźniki sprzedaży czy zyski. Odpowiada nam ta wolność.

A czy ktoś chciał kupić wydawnictwo Smak Słowa?
: Nie, nie mieliśmy takich propozycji.

Jakie są minusy pracy w rodzinnej firmie? Jesteście non stop w pracy?
: Bardzo pilnuję czasu wolnego. Pracuję teraz w domu, bo potrzebuję wyciszenia. Ale potrafię oddzielać czas pracy od czasu w domu. Szymon tego nie potrafi.
SzŚ: Bo tego nie potrzebuję.
: Nasza córka Ania, która jest po psychologii, też potrafi zachować tę higienę psychiczną. Asia również czasem nas powstrzymuje przed ciągłym rozmawianiem o pracy. Dla nas, dziewczyn, to jest oczywiste.
Ale trochę tak jest, że wydawnictwo to nasze całe życie. Jeśli nawet nie rozmawiamy o wydawanych przez nas książkach, to mówimy o innych publikacjach, wydawnictwach, autorach, bo ciągle czytamy. Albo chodzimy na spotkania, albo sami je organizujemy.

Właśnie – macie przecież własną księgarnię!
: Założyliśmy ją w połowie 2019 roku, tuż przed pandemią. I te pierwsze pół roku to był dla nas czas intensywnej pracy.
SzŚ: Dziś księgarnie zamieniają się w prywatne domy kultury. I my taki dom kultury stworzyliśmy w Sopocie. Musieliśmy włożyć wiele energii – nie tyle w układanie książek czy walkę o rabaty i o klientów, ale w budowanie oferty i programu, proponowanie ciekawych spotkań autorskich. Teraz autorzy odwiedzają nas spontaniczne, nawet gdy są przejazdem. Dobrym przykładem takiego działania jest warszawski Big Book Cafe, dom kultury z książką okupiony ciężką pracą kilku utalentowanych osób.

A wymiar finansowy?
SzŚ: Mamy lokal od miasta, wynajmowany na bardzo preferencyjnych zasadach, to z pewnością pomaga. W Polsce prowadzenie księgarni jest nisko dochodowym przedsięwzięciem. Księgarnie stacjonarne nie są bowiem w stanie konkurować z handlem internetowym, a każde najmniejsze wahanie rynku spowodowane przez pandemię czy teraz wojnę jest natychmiast odczuwalne pod względem finansowym. Coraz więcej miast (czytaj: władz miasta) docenia jednak księgarnie i ich znaczenie dla społeczności i stara się je wspierać.
: Uważamy, że prowadzenie księgarni jest jednym z sukcesów wydawnictwa. Dbamy o dobrą ofertę książkową i staramy się tworzyć ciekawy program literacki. Promujemy autorów, tłumaczy, grafików i ich dzieła.

Wasza księgarnia jest beneficjentem nowego programu „Certyfikat dla małych księgarni”…
SzŚ: Tak, to prawda. Idea jest fantastyczna. Tyle tylko, że realizacja jest bardzo trudna. Ponieważ to była wersja pilotażowa, było bardzo mało czasu na złożenie dokumentów, poza tym długo trwają procedury rozliczenia.
: Dzięki tej dotacji kupiliśmy między innymi rzutnik do wyświetlania filmów i prezentacji wykładów w księgarni, na który wcześniej ciągle nam nie starczało. Księgarnia nigdy nie wygenerowałaby bowiem takiego przychodu, żeby można było kupić porządny sprzęt. A dzięki temu wsparciu mogliśmy sobie na to pozwolić. Inna sprawa, że gdyby nie pandemia, to udałoby się nam rozkręcić księgarnię dużo bardziej. Mieliśmy plany, pomysły na wykłady psychologiczne, wykłady o sztuce i spotkania poetyckie. Robiliśmy, owszem, spotkania online, ale one nie mają dla rozwoju księgarni żadnej wartości i znaczenia.

Niedawno dowiedziałam się, że Szymon został członkiem Stowarzyszenia Księgarzy Polskich…
SzŚ: Tak, odpowiedziałem na apel nowej pani prezes i zaangażowałem się w odbudowę stowarzyszenia. Jestem za tym, żeby integrować branżę. A SKP powinno stać się organem opiniotwórczym, który głośno będzie mówił o roli księgarń na naszym rynku książki. Trzeba odbudować uczciwą platformę do dyskusji, miejsce, gdzie interes księgarń będzie reprezentowany i będzie najważniejszy.

Czy jako wydawnictwo współpracujecie z innymi wydawcami?
SzŚ: Wydaliśmy cztery książki wspólnie Agorą, czyli z dużym wydawnictwem z ogromnym potencjałem sprzedażowym. To było ciekawe doświadczenie. Dzięki tej współpracy nasza książka „Porąb i spal” norweskiego autora Larsa Myttinga (przekład: Witold Biliński) uzyskała miano bestsellera.

Kto zaproponował ten tytuł?
: My. Potrzebowaliśmy partnera, żeby sobie lepiej poradzić z promocją i sprzedażą. Współpraca z Agorą przerodziła się w przyjaźń, która trwa do dzisiaj. Wszystko świetnie się udało. To było naprawdę niezwykłe, że tak duże wydawnictwo podjęło współpracę z małym wydawcą z Sopotu.
SzŚ: W trzy miesiące sprzedaliśmy 50 tys. egzemplarzy. Na tamte czasy to był bardzo duży sukces! Z innymi wydawnictwami współpracujemy też w księgarni Smak Słowa przy organizacji spotkań autorskich, na taką współpracę jesteśmy bardzo otwarci i zapraszamy do udziału autorów z ciekawymi książkami.
Mamy dobre relacje z ludźmi. Może nie potrafimy zarabiać dużych pieniędzy, ale stawiamy na relacje. Właściwie to dzięki Ani!

Dla mnie wydawnictwo Smak Słowa to dwa mocne filary: psychologia i zagraniczna literatura piękna. Ta druga właściwie z dwóch różnych biegunów – z jednej strony Norwegia, z drugiej – język arabski. Czy tak od początku miało być sprofilowane wydawnictwo?
: Tak. Wiedziałam od początku, że w psychologii się odnajdę i sobie poradzę. I założyłam sobie, że miłośnicy psychologii przy okazji będą też sięgać po dobre powieści. To założenie niestety okazało się błędne. Musieliśmy bowiem jednocześnie rozwijać dwie zupełnie odrębne gałęzie wydawnictwa. Promocja i sprzedaż literatury i książek popularnonaukowych bardzo się różni. Profil literacki wymagał od nas całkowicie innego podejścia, innej promocji, komunikacji do innego klienta.
Na początku istnienia wydawnictwa byłam zafascynowana kulturą i literaturą arabską. Mnóstwo czasu włożyłam w to, by wypromować nasze książki. Poznałam chyba wszystkich arabistów w Polsce, byłam zapraszana na różne konferencje i dyskusje o literaturze arabskiej. Obecnie już nie wydajemy książek arabskich, bo nie ma na to przestrzeni, ludzie nie są tym zainteresowani.
SzŚ: Idea wydawania tych książek była poparta analizami innych rynków wydawniczych. Jeździliśmy na zagraniczne targi książki, odwiedzaliśmy księgarnie w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. I tam literatura międzykulturowa cieszyła się ogromnym powodzeniem, ale polska rzeczywistość była zamknięta na inne kultury i nadal jest. Uważam, że Ania wyprzedziła czas.

A jak było wówczas z dostępem do tłumaczy?
: Do pierwszej naszej książki Nadżiba Mahfuza bardzo długo szukaliśmy tłumaczki. Chodziło o Jolantę Kozłowską, wybitną tłumaczkę literatury arabskiej, której w ogóle nie można było namierzyć w internecie. W końcu jednak się udało. Gdy się spotkałyśmy, usłyszałam od niej mnóstwo wspaniałych opowieści o Mahfuzie, bo okazało się, że poznała go osobiście. Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo, przetłumaczyła dla nas kilka innych jego książek. Oprócz noblisty Mahfuza wydaliśmy też książki autorów nominowanych do arabskiego Bookera.

Czy książki arabskich autorów przez was wydane cały czas są dostępne w sprzedaży?
: Nie, niektóre z nich można znaleźć jeszcze na Allegro albo zobaczyć w naszej księgarni.

Cały czas wydajecie natomiast literaturą norweską…
SzŚ: Właściwie jesteśmy małą ambasadą Norwegii! Od początku literatura norweska była w kręgu naszych zainteresowań i kontynuujemy jej wydawanie.

Czego możemy się spodziewać w ofercie wydawnictwa Smak Słowa?
: Mam plan, żeby powoli wycofywać się z wydawania literatury pięknej. Będziemy publikować non-fiction, a jeśli literaturę, to historyczną. Pierwszą naszą powieścią, która miała premierę 16 marca tego roku, jest „Biała mapa” autorstwa Cecilie Enger (w przekładzie Karoliny Drozdowskiej).
Chcemy skupić się na psychologii, ale też na książkach bardziej popularnych, pisanych przez profesjonalistów, naukowców, bo coraz więcej naukowców potrafi pisać książki, które mogą trafić do szerszego odbiorcy. Na początku kwietnia ukazała się książka Ragnhild Bang Nes, norweskiej autorki, badaczki szczęścia, pt. „Cudowna kuracja” (przekład: Milena Skoczko-Nakielska), w której opisuje 31 technik na poprawienie swojego dobrostanu każdego dnia. To są rzeczy, które zostały przebadane i działają. Również w kwietniu ukazała się książka „Sto technik wpływu społecznego. Kiedy i dlaczego wywieranie wpływu na innych jest skuteczne” napisana przez dwóch wybitnych polskich badaczy Dariusza Dolińskiego i Tomasza Grzyba. Mam nadzieję, że to będzie nasz hit. Mamy zaplanowaną ciekawą akcję promocyjną, ale ze względu na wojnę na razie ją powstrzymaliśmy. W maju natomiast planujemy wydanie najnowszej książki Davida Bussa, psychologa ewolucyjnego – „Dlaczego mężczyźni zachowują się źle” w przekładzie Agnieszki Nowak-Młynikowskiej. To popularnonaukowe opracowanie poświęcone męskiej przemocy nie tylko wobec kobiet. Bardzo aktualne w obliczu tego, co się dzieje obecnie na świecie, a zwłaszcza w Ukrainie.
SzŚ: Oprócz psychologii wydajemy też książki non-fiction, tak zwane lajfstajlowe, zawierające mikroreportaże i przepiękne ilustracje. Kilka lat temu wydaliśmy album autorstwa Zacha Kleina „Cabin Porn” (przekład: Ewa Wojtych), który cały czas cieszy się dużą popularnością. Program wydawniczy jest mocno powiązany z naszymi gustami i wartościami, które wyznajemy. Tytuły to nasze wybory, nie gonimy za trendami. Nie idziemy też za falą imprintów. Wydajemy wszystko pod jedną marką. Możemy się podpisać pod każdą książką, jeżeli chodzi o jej wartość merytoryczną. Jesteśmy tym, co wydajemy.
Równocześnie mamy świadomość, jak olbrzymia na polskim rynku książki jest konkurencja w literaturze pięknej. W naszym wydawnictwie i z naszym potencjałem ekonomicznym trudno jest się przebić z ciekawą ofertą. Mamy wrażenie, że trochę odbijamy się od ściany z wartościową literaturą. Za to osiągamy sukcesy na polu literatury kryminalnej. Znakomitym tego przykładem jest seria autorstwa Jørna Liera Horsta o komisarzu Williamie Wistingu, w której ukazało się już 15 tytułów. Kryminały prowansalskie autorstwa Mary Lou Longworth to również nasze wyjątkowe odkrycie literackie. Zarówno książki Horsta, jak i Longworth doczekały się ostatnio ekranizacji.

Przygodę z waszym wydawnictwem zaczęłam od powieści Anne B. Radge. Wiem, że jej książki też były zekranizowane. Autorka nawet odwiedziła Polskę…
: Tak, wiele lat temu powstał świetny serial. Niestety nigdy nie został przetłumaczony na polski i udostępniony polskiemu widzowi. A książki rzeczywiście były znakomite. Poleciła nam je Ewa Bilińska, wybitna tłumaczka z języka norweskiego, która też je świetnie przełożyła na język polski. Dzięki Ewie wydaliśmy również powieści Herbjørg Wassmo, jednej z najważniejszych norweskich pisarek.
SzŚ: Pamiętam ten czas, Ania wtedy sama zajmowała się sprzedażą. Mieliśmy wielki magazyn w piwnicy, gdzie przyjeżdżały kolejne dostawy. Książki Ragde to był wtedy totalny hit. Autorka po napisaniu trzech tomów, po upływie czterech lat, zdecydowała się napisać kolejne trzy tomy. Ale one nie spotkały się już z tak dużym zainteresowaniem czytelników.

A wersje elektroniczne waszych książek cieszą się popularnością?
SzŚ: Rozwój treści elektronicznych na nasze wydawnictwo wpłynął bardzo dobrze. Pod względem obrotów być może jesteśmy w drugiej setce, ale w sprzedaży treści elektronicznych jesteśmy w pierwszej dwudziestce. Nasza oferta jest w czołówce na takich platformach sprzedażowych jak Publio i Woblink. Cieszymy się, że nasi czytelnicy sięgają po dobre treści także w wersji elektronicznej. Myślę, że to jest dobry przykład równości biznesowej, bo zarówno mali, jak i duzi wydawcy mają na rynku e-booków taką samą siłę przebicia. Ale pojawiają się też pułapki, na przykład platformy streamingowe i abonamentowe, jest to naszym zdaniem duże zagrożenie dla rynku książki. My staramy się ich unikać.

Wydajecie też audiobooki?
SzŚ: Zrobiliśmy kilka audiobooków i tu nie jest tak dobrze. Mamy wrażenie, że nasz czytelnik nie sięga po książki czytane. Książki popularnonaukowe najwyraźniej nie są do słuchania. W odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych, co nas bardzo zdziwiło.

A powieści kryminalne, też nie?
SzŚ: Tutaj ważny jest głos lektora. Nie stać nas na lektorów z pierwszej ligi, zwłaszcza na jednego.

Ile tytułów ukazuje się rocznie?
: Obecnie około 12-14.

A największe nakłady?
: Na pewno „Porąb i spal”. Mamy wiele hitów, szczególnie psychologicznych, a ich nakłady sprzedają się przez wiele lat.
SzŚ: Jeśli przez 10 lat sprzedajemy jedną książkę, po 2 tys. egzemplarzy rocznie – to jest dla nas rewelacja. Mamy kilkadziesiąt takich dobrze sprzedających się tytułów, głównie z psychologii. Dla nas sukcesem jest dodruk. Nie ryzykujemy większych nakładów niż 2-2,5 tys. egzemplarzy z literatury pięknej. Ale na przykład naszej najnowszej książki „Sto technik wywierania wpływu” autorstwa Dariusza Dolińskiego i Tomasza Grzyba drukujemy od razu 5 tys. egzemplarzy, bo nie mamy wątpliwości, że się sprzeda.

Z kim współpracujecie w zakresie druku?
: Mamy świetną drukarnię Abedik. Współpracujemy głównie z nią. Zawsze dostajemy najlepszą cenę, znakomitą jakość i mamy też znakomite relacje, a dla nas to jest niezwykle ważne. Nasza produkcja nie jest ani duża, ani wyrafinowana. Mamy miękkie i twarde okładki, bez dużych uszlachetnień. Jesteśmy zadowoleni i nie szukamy innych partnerów.

Norwegia jest gościem honorowym Targów Książki w Warszawie. Wasi autorzy też wezmą w nich udział?
: Wiemy, że ma być mnóstwo norweskich pisarzy. I zapowiadana jest także trójka naszych autorów: Cecilie Enger, autorka „Białej mapy”, o której już wcześniej wspominałam, poza tym odwiedzą Polskę Jørn Lier Horst i Thomas Enger, autorzy trylogii kryminalnej, którą wydaliśmy w zeszłym roku w przekładzie Mileny Skoczko-Nakielskiej.

A wydawnictwo Smak Słowa?
: Owszem, wybieramy się na Targi, ale nie będziemy mieć stoiska. Natomiast nasze tytuły będzie można znaleźć na stoisku OSDW Azymut. My dzięki temu będziemy mieć więcej czasu na spotkania towarzyskie, z których nasze targi i kiermasze słyną, i opiekę nad autorami.
SzŚ: Zrezygnowaliśmy z udziału w targach, bo dobrze policzyliśmy koszty. Dla takiego wydawnictwa jak nasze targi są stratą. Przez pierwsze lata wydawnictwa jeździliśmy intensywnie do Wrocławia, Krakowa i Warszawy, a nawet do Gdyni. Zawsze jesteśmy za to na festiwalu Literacki Sopot, bo trudno, żeby nas nie było na własnym podwórku. Wiemy, że obecność na targach i kiermaszach książki to promocja, ale mimo wszystko bardzo kosztowna. Z naszego punktu widzenia najcenniejsze są targi branżowe, spotkania z profesjonalistami, z dziennikarzami czy blogerami, których, mam wrażenie, w Polsce brakuje. Tak naprawdę mamy do czynienia z dużymi kiermaszami książki. Na takich „targach” największa publiczność i tak ustawia się do celebrytów książkowych, dobra oferta literacka pozostaje niezauważona.

A wybieraliście się na targi do Londynu?
: Wiemy, że sporo naszych zaprzyjaźnionych wydawców między innymi z Norwegii tam było. Jechali na wielkie święto książki. Ale nasze plany zostały zweryfikowane przez wybuch wojny, trochę opadliśmy z sił, staramy się robić to, co w tym czasie jest najważniejsze.

Czy korzystacie z dotacji przy wydawaniu książek?
: Tak, współpracujemy z Norlą w zakresie przekładów. Norwegia bardzo dba o rynek książki, o literaturę, o tłumaczenia. I wspaniale promuje rodzimą literaturę za granicą. Staramy się też zdobywać wsparcie z innych organizacji i fundacji i czasem nam się udaje.

Rozmawiamy o targach, ale przecież sami organizujecie festiwal!
: Tak, od kilku lat organizujemy Festiwal Książki Psychologicznej. Dotychczas odbyły się już trzy edycje. Jest to festiwal na wysokim poziomie merytorycznym, zapraszamy do udziału najwybitniejszych polskich psychologów, autorytety, i świetnych dziennikarzy. Wybitni psychologowie z przyjemnością biorą w nim udział. Wśród gości mieliśmy takie nazwiska jak: Małgorzata Kossowska, Maria Jarymowicz, Anna Szuster, Romana Kadzikowska-Wrzosek, Bogdan Wojciszke, Wiesław Łukaszewski, Dariusz Doliński, Tomasz Grzyb, Edward Nęcka, Michał Bilewicz i wiele innych. Festiwal w dużej mierze koncentruje się wokół premier książkowych, ale w programie są też panele czy wykłady, które dotyczą ważnych zagadnień społecznych. W zeszłym roku na przykład pojawił się temat popularności ruchów antyszczepionkowych.
W tym roku staramy się o dofinansowanie przedsięwzięcia przez Miasto Sopot, które coraz bardziej docenia nasz festiwal i jego znaczenie.
Startowaliśmy do różnych konkursów o dofinansowanie, ale nie możemy się jakoś przebić. Zauważamy, że ambitna, dobra książka przechodzi z biznesu do strefy kultury, dlatego w zeszłym roku założyliśmy Fundację Smak Słowa, aby starać się o dotacje i wydawać również bardzo ambitne książki, które mają szansę ukazać się wyłącznie dzięki dofinansowaniu.
SzŚ: Na festiwalu prezentujemy książki nie tylko nasze, ale też innych wydawców. Współpracowaliśmy między innymi z Agorą, Wydawnictwem Literackim czy Znakiem. Na naszym festiwalu to książka i jej autorzy mają być na pierwszym miejscu. Dobra książka opisująca ciekawe, ważne społecznie zjawisko.
: Festiwal jest kolejnym naszym udanym dzieckiem. Nie dochodowym, ale promocyjnym. Wydarzenie jest bardzo popularne w Trójmieście. Mieliśmy nawet pomysł, żeby z nim jeździć po Polsce, ale na razie nie mamy na to siły.
SzŚ: To pokazuje, że robimy swoje, nie oglądamy się na trendy. Niestety coraz częściej mamy wrażenie, że z ambitną książką, jej promocją i dostępnością jest w Polsce bardzo ciężko.

Jak wygląda rynek polski z waszej perspektywy?
: O dziwo, wciąż powstają w Polsce nowe wydawnictwa z ambitną literaturą. Ale jednocześnie na topkach znanych sieci księgarskich dominuje literatura miałka, mało wartościowa. Zalew takiej literatury powoduje, że dla nowych książek rynek zawęża się, bo przecież nabywcy mają ograniczone środki. Czytelnicy polscy częściej wybierają lekką literaturę niż książkę, której trzeba poświęcić nieco wysiłku. Następuje pauperyzacja rynku książki, gwiazdami targów i festiwali są już wyłącznie celebryci.
SzŚ: Do tego dochodzą wojny cenowe. Tymczasem książka powinna być chroniona jako wytwór kultury, a nie traktowana jak każdy inny produkt komercyjny.

Mówisz o wojnach cenowych, a widzę w waszym sklepie internetowym, że nowość jest już przeceniona?
SzŚ: A i tak w naszym sklepie jest droższa niż na rynku. Dajemy rabat maksymalnie 20 proc. I wysyłkę gratis. Niektórzy w dniu premiery przeceniają nowości o 40 czy 50 proc. To jest ten moment, żeby wyszarpać chociaż trochę dla siebie, żeby pokryć nieco kosztów. Jeśli jesteś pod kreską, to robisz właśnie rabaty 50-proc. Ale pomimo rabatów 20-proc. ruch w naszym sklepie internetowym jest nadal bardzo niski.

Da się w ogóle naprawić sytuację na rynku?
SzŚ: Nie mam złudzeń. Narastająca od lat niewidzialna ręka rynku zniszczyła zdrowe relacje.
: Jedynym sposobem jest zmiana narracji dotyczącej książki. Książka powinna być dobrem kultury. Nie podchodźmy do niej jak do skarpet czy pasty do zębów. Zarówno przy sprzedaży detalicznej, jak i hurtowej. Nie jest to też towar luksusowy, bo jest nadal bardzo tania w porównaniu z cenami w Europie. Myślę, że zmiana sposobu traktowania książki powinna pojawić się „na górze”, jeśli nasi politycy nie będą dostrzegać wartości książki i o nią szczególnie dbać, tak jak to się dzieje we Francji czy w Niemczech, to niestety wkrótce sytuacja będzie naprawdę beznadziejna.

Wróćmy do jubileuszu – jakie planujecie obchody?
: Planowaliśmy dużą imprezę na 25 maja. W związku z wojną zdecydowaliśmy się jednak przenieść celebrację na jesień. Zrobimy symboliczne urodziny w październiku podczas kolejnego Festiwalu Książki Psychologicznej w Sopocie. Teraz nikt nie ma do tego głowy.

nr Biblioteka Analiz nr 567 (7/2022)

(s. 4-8)

Podaj dalej
Autor: ET