Sobota, 1 września 2001
ARGUMENTY KSIĘGARZY PRZECIW HANDLOWANIU KSIĄŻKĄ PODCZAS TARGÓW UWAŻAM ZA NIESŁUSZNE, KOTERYJNE I UTOPIJNE Najpierw obrazki ze świata. Wszystkie z ostatniego dziesięciolecia. Moskwa, Międzynarodowe Targi Książki. Wśród tłumu zwiedzających nikt nawet się nie zastanawia, czy za własne pieniądze może kupić pożądany tytuł, o ile znajdzie go wśród wystawianych książek. W związku z czym do dziś dobrze mi służy "Słownik złodziejskiego dialektu więziennego" autorstwa D. S. Bałdajewa (Wydawnictwo Kampana, Moskwa 1997), kupiony za wcale pokaźne pieniądze na terenach ekspozycyjnych Mieżdunarodnoj Kniżnoj Jarmarki. Genewa, Salon Książki. Co prawda Salon zrzeszony jest w Unii Targowej, która zakazuje handlu detalicznego podczas imprez, jednak nikt się specjalnie zakazami nie przejmuje. A organizatorzy przymykają oko, gdyż każdy wystawca zapłacił za miejsce ekspozycyjne i teraz jakoś stara się wydatek ten powetować. Bardzo ładnie prezentuje się wielka hala z mrowiem zwiedzających objuczonych torbami pełnymi książek. A kiedy my, w polskim stoisku narodowym, odmawiamy sprzedaży wystawionych tytułów - zgodnie z regulaminem nie wolno tego robić, a reprezentujemy, bądź co bądź kraj, więc nie będziemy łamać oficjalnych zakazów - spotykamy się z wyrzutami nie tylko Polonii. Inni przecież sprzedają. Wyrzutom słownym towarzyszą... kradzieże co atrakcyjniejszych dzieł, zwłaszcza albumowych. Sam dyskretnie odebrałem pewnemu rodowitemu Szwajcarowi tom, który zamierzał sobie przywłaszczyć. Tłumaczył mi, że bardzo mu na tej książce już!, teraz! zależy. Gdy zamykaliśmy po kilku dniach ekspozycję, bardzo wielu książek brakowało. Lipsk, Lipskie Targi Książki. Tu bywam co roku, zawsze urzeczony wspaniałą atmosferą i znakomitą organizacją. Książek mnóstwo, gigantyczne sale nabite zwiedzającymi, niektórzy traktują imprezę jak wiosenny piknik. I dobrze, książka to nie tylko dziedzina nudnej powagi. Sprzedaż zakazana, wystawcy mają obowiązek odsyłać żądną konkretnych tomów publiczność do targowej księgarni, gdzie wybór jest spory. Niemcy, naród praworządny, w zasadzie tak właśnie postępują. W zasadzie, bo jeśli ktoś naprawdę chciałby, może zaopatrzyć się w stoisku zainteresowanych oficyn, o ile tylko książka znajduje się na terenach wystawowych. Frankfurt. Największe, najbardziej legalistyczne książkowe targi świata. Podczas Frankfurter Buchmesse spotykają się wszyscy święci (i nie tylko święci) z branży edytorskiej; kogo tutaj zabraknie, w konkurencji międzynarodowej właściwie nie ma żadnych szans. Licząc z grubsza, mniej więcej połowę ekspozycji zajmują firmy niemieckie, reszta to przybysze reprezentujący calusieńki świat. Ci ostatni właściwie nie sprzedają wystawionych tytułów, wyjąwszy ostatni dzień. Unia Targowa zezwala zresztą na handel w ostatnim dniu imprez, bo jej oficjele wychodzą ze słusznego założenia, iż zakaz okazywałby się w praktyce absolutnie nieskuteczny. A jeśli jakiś przepis staje się martwy, należy go usunąć spośród reszty, choćby dla powagi całej normy. Zatem we Frankfurcie publiczność, gdy zamierza na miejscu kupować dzieła wydawców zagranicznych, cieszy się dopiero ostatniego dnia. Inaczej rzecz wygląda wśród samych Niemców. Bo u niemieckich wystawców we Frankfurcie kupuje się właściwie bez problemu i nikt się żadnymi zakazami nie przejmuje. ZAKAZ ISTNIEJE PO TO, ABY GO PRZEKRACZAĆ Podsumujmy: o ile mamy do czynienia z otwartą imprezą wystawienniczą dotyczącą obszaru książki, z kupnem tytułu, na którym zwiedzającemu zależy, właściwie nie ma żadnego problemu. Zamierzchłe czasy i odległe obyczaje, znane na przykład z lat świetności warszawskich Międzynarodowych Targów Książki, kiedy to zagraniczni i polscy wydawcy zdecydowanie odmawiali indywidualnym klientom sprzedaży, należą do oceanu Dawności, które można co najwyżej z sentymentem (lub bez sentymentu) wspominać. George Bataille, wybitny filozof francuski, sformułował myśl, którą uważam za arcytrafną: zakaz istnieje po to, aby go przekraczać. W praktyce oznacza to, iż nie ostoi się żaden teoretyczny wymysł, choćby nie wiem jak mądrze uzasadniony, jeśli tamuje potrzeby codziennego życia. Jeżeli zatem zamierzamy urządzać imprezy wystawiennicze z udziałem szerokiej publiczności, musimy się liczyć z prawami ekonomii: są kupujący, będą i sprzedający. Oczywiście, podczas targów samochodów albo obrabiarek nikt nie kupuje maszyn w stoisku, bo i po co. Natomiast jeśli rzecz dotyczy towarów o podobnej jak książka charakterystyce ekonomicznej - czyli drobnych, tanich jednostkowo przedmiotów, łatwych do przeniesienia w podręcznej torbie - nie wierzę w skuteczność regulacji odgórnych zakazujących zbycia towaru, kiedy nadarza się okazja. A wszelkie targi to mnóstwo okazji, jakich mało: zjawiają się tutaj przecież potencjalni klienci specjalnie zainteresowani danym towarem, z góry gotowi poświęcić własne zasoby finansowe, by nabyć pożądane dobro konsumpcyjne. Z tego punktu widzenia właściwie nie liczy się charakter imprezy targowej: czy będą to targi medycyny naturalnej z możliwością zakupu wahadełek albo talerzy uzdrawiających dźwiękiem, albo wschodnich pachnideł, czy może targi pszczelarskie, podczas których klientela nabywa słoiki miodu albo wosk, czy też targi książki - zawsze wystawca będzie się starał powetować sobie koszty stoiska. No, i dogodzić odbiorcy: jak by to bowiem wyglądało, gdybyśmy w warunkach rynku kapitalistycznego żądnemu naszej książki zwiedzającemu kazali pójść do księgarni (czytaj: do diabła)? Z reguły taka wizyta mogłaby nastąpić dopiero jutro lub pojutrze, zważywszy, iż imprezy targowe z reguły swą kulminację z udziałem publiczności miewają w dni wolne od pracy, kiedy to księgarnie nie pracują. Owszem, taki potencjalny klient sobie pójdzie, jednak nie jutro do księgarni, lecz dziś do stoiska obok, wydając przeznaczone wcześniej na targowe książki pieniądze u naszego konkurenta. PRZEPISY PRZEPISAMI, A ŻYCIE ŻYCIEM …
Wyświetlono 25% materiału - 802 słów. Całość materiału zawiera 3208 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się