Piątek, 28 maja 2021
Odeszedł mentor i przyjaciel

Zmarł Paweł Szwed, założyciel wydawnictwa Wielka Litera.

Urodził się w 1967 roku. Studiował polonistykę na UW, w latach osiemdziesiątych był redaktorem pism drugiego obiegu i kolporterem wydawnictw niezależnych. W latach dziewięćdziesiątych dziennikarz współpracujący m.in. z „Gazetą Wyborczą” i „Tygodnikiem Solidarność”, później dziennikarz i szef działu krajowego „Życia Warszawy”. Publikował utwory literackie m.in. w „brulionie”, „Po Prostu” i „Res Publice”. Od 1996 do 2011 roku pracował w Świecie Książki, początkowo jako szef działu PR, później wydawca literatury pięknej, przez ostatnie sześć lat był dyrektorem wydawniczym. Od 2012 roku prowadził założone przez siebie wydawnictwo Wielka Litera.

W roku 2013 wyróżniony nagrodą Ikar w kategorii „wydawca”.

W 2018 roku w plebiscycie 30-lecia ogłoszonym przez Bibliotekę Analiz został uznany za jedną z najważniejszych osobowości rynku książki.

 

Covid zabrał Pawła Szweda. Żegnaj Drogi Przyjacielu, kumplu, wydawco, towarzyszu podróży

– napisał Artur Domosławski.

Na profilu Wielkiej Litery na Facebooku czytamy

Z ogromny smutkiem i żalem, który rozrywa nam serca żegnamy naszego Pawła.

Byłeś mentorem i przyjacielem. Zawsze ambitny, z luzem i humorem, którym zjednywałeś sobie ludzi.

Nie było dla Ciebie sytuacji bez wyjścia i niesamowita była ta świadomość, że mogliśmy zawsze na Ciebie liczyć.

Na pierwszym miejscu zawsze byli dla Ciebie ludzie, zawsze powtarzałeś, że jesteśmy jednym organizmem i działamy razem. I tak będzie dalej, Pawle

 

Wyrazy serdecznego współczucia Rodzinie i Przyjaciołom Pawła Szweda

składa zespół Biblioteki Analiz

 

Książki są wieczne – rozmowa z Pawłem Szwedem

Jak dzisiaj można podsumować dokonania Wielkiej Litery?

Strach powiedzieć, ale jeżeli miałbym podsumować dotychczasową, ośmioletnią historię naszego wydawnictwa, to bym najszczerzej użył trzech słów: zrobiliśmy dobrą robotę.

Kiedy zaczynaliśmy, niektórzy pukali się w głowy, bo rynek był, a teraz jest jeszcze bardziej, przeładowany tytułami, na które chętnych, jak wiadomo, nie ma wystarczająco wielu. Nie będę labiedził, ale czytelnictwo w naszym kraju jest naprawdę na żałośnie niskim poziomie. To wiele mówi o społeczeństwie, nie tylko o jego zamożności, ale i hierarchii potrzeb. Nie mówię rzecz jasna o olbrzymiej rzeszy ludzi, którym brakuje na codzienne życie i która niestety przez ostatnie lata – wbrew oficjalnej propagandzie – urosła. Mam na myśli tych, którzy kupią kolejnego smartfona, nowy model telewizora czy pokryją auto modnym w tym sezonie lakierem, ale nie wydadzą ułamka tych kwot na książkę.

Biorąc pod uwagę głębokość, albo ścisłej rzecz nazywając, płytkość rynku, Wielka Litera świetnie weszła i dobrze się na tym rynku umościła. Nasz początkowy trzyletni plan wykonaliśmy po stachanowsku w ciągu pierwszego roku, a od trzeciego-czwartego roku działalności jesteśmy na stabilnym bezpiecznym poziomie sprzedaży. Podnosimy liczbę publikowanych tytułów, ale nie skokowo. W tym roku będzie ich około 45, w ciągu najbliższych trzech lat chcemy dojść do 55-60. Tyle że w tej chwili, w trakcie koronawirusa i po nim, trzeba będzie szczególnie bacznie obserwować rynek i jak się to w biznesowej nowomowie nazywa „elastycznie reagować”.

Do tej pory opublikowaliśmy ponad 300 tytułów. Zasadą w Wielkiej Literze jest, że jednocześnie z wersją papierową wprowadzamy wersje elektroniczne w dwóch powszechnie używanych formatach. Mój dział produkcji szacuje, że łączny nakład wszystkich naszych książek to ok. 3,5 mln egzemplarzy.
Autorów chyba nie ma sensu liczyć, bo po pierwsze nie o liczbę chodzi, a po wtóre tak naprawdę jest ich niepoliczona rzesza. Bo poza autorami w sensie ścisłym są autorzy opracowań, redaktorzy, którzy w pewnym sensie czasami zastępują właściwych autorów (tak było na przykład z pośmiertnie wydanymi książkami Teresy Torańskiej, które trzeba było w imieniu Teresy ułożyć z jej tekstów). Nie wspominając tłumaczy, z których najlepsi, o czym często się zapomina, w pewnym sensie piszą książkę na nowo.

(…) O najbliższym czasie niestety nie mam zbyt wiele dobrego do powiedzenia. Kłopoty, które trawiły polski rynek książki od ‘zawsze’, czyli od upadku komuny, takie jak przewlekle płatności czy quasi-monopolistyczne obyczaje niektórych dużych dystrybutorów albo skandaliczne praktyki, kiedy płaci się ciężkie pieniądze za to, że książki mają być eksponowane w sieci sprzedaży, a później leżą nierozpakowane na zapleczach księgarń – wszystkie te zjawiska mogą się niestety w okresie recesji nasilić.

W ogóle sadzę, że ta pierwsza od stu lat wielka epidemia zmieni wiele dziedzin życia. A może wszystkie. Za chwile wrócą też z większą niż wcześniej mocą tematy ekologiczne. Możliwe, że już tego lata odczujemy brak wody. W kilku miejscach Polski już w ubiegłym roku ludzie na własnej skórze poczuli, że nie chodzi o ględzenie paru nawiedzonych ekologów, ale o coś, co staje się faktem.

Żebyśmy jednak nie popadali w czarnowidztwo, to – trawestując tytuł jednego z ‘Bondów’ – z najgłębszym przekonaniem powiem na koniec: Books are forever!”.

(fragment wywiadu)

Podaj dalej