Czwartek, 25 października 2007



Technologia

Co wspólnego ma technologia poligraficzna z wydawaniem książek? Niewątpliwie ma bardzo istotny wpływ na ich ostateczną postać. Ale czy coś jeszcze? Owszem, bardzo wiele. Najlepszy projekt można bowiem zatracić w kiepskim wykonaniu i odwrotnie – znakomita realizacja może podnieść rangę woluminu w oczach nabywcy. A przecież to właśnie kupujący decyduje o sukcesie bądź porażce rynkowej tytułu i, co więcej, zwraca niewątpliwie coraz baczniejszą uwagę na jakość techniczną publikacji, które bierze do ręki i za które… płaci.

Zrozumienie tej zależności, jak i wymiana stosownych informacji między środowiskiem wydawniczym i poligraficznym, jest wciąż dość słaba. Pokazuje to dobitnie przykład wydanego przed dwoma laty, staraniem Polskiego Bractwa Kawalerów Gutenberga, wyjątkowego albumu „Poligrafia sztuce – sztuka poligrafii”. Opublikowany z okazji setnej rocznicy powstania warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych zawiera reprodukcje plakatów – 53 prace 23 wybitnych grafików. Oprócz wspaniałych reprodukcji jest w nim jednak coś bardziej szczególnego. Otóż, prezentowane prace wydrukowało kilkanaście drukarń, z których każda została poproszona o pokazanie tego, co „ma najlepsze” w zakresie uszlachetniania druków.

I tak oto na sąsiadujących stronach można podziwiać plakaty wykonane w „zwykłej” technologii offsetowej, zestawione z reprodukcjami uszlachetnionymi wszelkimi dostępnymi wówczas technikami. Powstała w ten sposób publikacja wyjątkowa, reprezentatywna i… reprezentacyjna. Niestety, nakład 4 tys. egz. „rozszedł się” dystrybuowany głównie przez Bractwo Gutenberga, a spośród wydawców książkowych mało kto dowiedział się o jego istnieniu. Jeszcze mniej miało okazję go zobaczyć i rozważyć możliwość zastosowania pokazywanych tam niezwykłych efektów we własnych publikacjach. Wielka szkoda.

W dalszej części rozdziału omówiono stan obecny technologii na poszczególnych etapach powstawania książek oraz główne trendy. Pominięto szczegółowe omówienia techniczne konkretnych rozwiązań, z którymi można się zapoznać dzięki zestawieniom publikowanym przez miesięcznik „Print & Publishing”. Na jego łamach ukazują się regularnie tematyczne przeglądy maszyn, urządzeń i materiałów – monitorów, naświetlarek, płyt CTP, maszyn drukujących czy urządzeń wykończeniowych – stosowanych w poszczególnych działach produkcji poligraficznej. Zebrane w postaci tabelarycznych, bezpośrednich porównań unaoczniają różnorodność oferty narzędzi dla tego rynku. Z drugiej strony, pokazują w najprostszej możliwej formie ich potencjał, parametry i najnowsze trendy technologiczne. Spis zestawień prezentowanych w ostatnich wydaniach został podany w bibliografii niniejszego opracowania.

Obszar prepressu często utożsamiany jest mylnie wyłącznie z dawnym montażem i naświetlarnią, czy też przygotowaniem form drukowych. Owszem, na „wyjściu” procesu prepressowego otrzymuje się formy – najczęściej płyty, zakładane następnie na maszynę drukującą. To jednak nie jedyny jego „produkt”.

W związku z postępującą informatyzacją branży poligraficznej i unifikacją rozwiązań technicznych etap prepressu zaczyna się obecnie w zasadzie na poziomie składu i projektowania publikacji. Rozbudowane systemy komputerowe obsługujące etap przygotowania form drukowych, czy też kontrolujące przygotowanie prac pod kątem dokładności i zgodności ich formy oraz zawartości z projektem, „zapuściły” daleko swoje „macki”, sięgając już w pobliże programów stosowanych do składu publikacji.

Rozwiązania cyfrowe idą zresztą znacznie dalej, także „w drugą stronę”, tzn. integracji wszystkich procesów pod nadzorem jednego, potężnego narzędzia. Systemy zarządzania informacją (MIS – Management Information System), kontroli i zarządzania przepływem prac (workflow), zarządzania poszczególnymi procesami i całym zakładem, a wreszcie standaryzacji cyfrowych postaci prac kierowanych do druku, to obszar technologiczny, w którym dzieje się w ostatnich latach bardzo wiele i bardzo szybko. Można nawet powiedzieć, że to obecnie najdynamiczniej rozwijający się sektor rynku poligraficznego.

Na początku procesu mamy do czynienia ze składem publikacji. Na tym obszarze w 2006 roku wydarzyło się stosunkowo niewiele. Przyczyną była opóźniająca się premiera nowego systemu Microsoft Windows, który w wielu przedsiębiorstwach wydawniczych stanowi podstawową platformę pracy edytorskiej. Wskutek opóźnień dopiero w 2007 roku na rynek trafiły dwa istotne pakiety. Firma Adobe wprowadziła kolejną wersję swego koronnego produktu Creative Suite 3, natomiast Quark zaproponował po raz pierwszy polską wersję sztandarowego programu Xpress 7.2. Na podsumowanie obu tych produktów przyjdzie czas w przyszłym roku.

Kolejnym etapem jest kontrola prac po składzie. Niezależnie, czy chodzi o publikację jedno- czy wielobarwną, każdy wydawca wspomnianą kontrolę lubi sprawować w pełni i możliwie jak najdłużej. Obecnie istnieją już systemy umożliwiające praktycznie stałe czuwanie klienta nad procesem obróbki materiału przesłanego do drukarni. Co więcej, umożliwiają one wprowadzanie korekt i akceptację zmian na odległość z wysoką wiarygodnością.

Zastosowanie takiego rozwiązania wymaga jednak wielu zabezpieczeń, np. plików w formacie certyfikowanego PDF-a, który odnotowuje wszelkie naniesione korekty i pozwala zidentyfikować ich wykonawcę.

Rozwój platform informatycznych prowadzi także coraz częściej do wyeliminowania tradycyjnego „proofa”, a więc wydruku próbnego, wykonywanego kontrolnie dla drukarni jako punkt odniesienia w późniejszej produkcji. Zastępuje go coraz częściej softproofing, a więc proces weryfikacji prowadzony za pośrednictwem i przy pomocy narzędzi stricte cyfrowych – sieci i oprogramowania, jak i właściwie przygotowanych do tego i także w pełni zdigitalizowanych monitorów graficznych.

Monitory używane w poligraficznym prepressie różnią się od zwykłych, wykorzystywanych w warunkach domowych. Podstawową różnicą jest możliwość kalibracji barwnej, a więc analizy spektrofotometrycznej obrazu i jego weryfikacji aż do momentu, kiedy osiągnie on pożądane nasycenie. Służy to potwierdzeniu, iż kolory widziane na ekranie w pełni odpowiadają tym, jakie zostały wprowadzone w pliku.

Nieprzypadkowo spośród mnóstwa plików graficznych, z jakich korzysta branża poligraficzna, główna jej uwaga skupia się na formacie PDF (Portable Document Format), niezwykle stabilnym pod każdym względem, także barwnym. Jest to dziś format podstawowy, który, jak szacują niektórzy, używany jest do przesyłu ok. 90 proc. prac.

Mimo że PDF stanowi rynkowy standard, nie oznacza to wcale, że sam nie rozwija się. Przeciwnie, mnogość realizowanych funkcji sprawia, że ich podział stał się niezbędny. I tak, jako format podstawowy (pełny) używa się plików PDF o rozszerzeniach od 1.3 do 1.7, do przesyłu danych – PDF/X, natomiast do archiwizacji PDF/A.

Innym, podobnym do skrótu PDF, jest coraz popularniejszy JDF (Job Definition Format). Drobna zmiana w nazwie oznacza w istocie inne przeznaczenie i zastosowanie plików zdefiniowanych w tym formacie. Jest to standard stworzony i rozwijany przez stowarzyszenie CIP. W zamyśle twórców ma to być narzędzie służące pełnej integracji wszystkich etapów procesu poligraficznego, niezależnie od stosowanych na nich narzędzi informatycznych czy technologicznych oraz niezależnie od ich producentów.

Inicjatywa ta spotkała się z powszechną akceptacją w branży i coraz więcej producentów maszyn i oprogramowania pozwala na jego zastosowanie w swoich rozwiązaniach. Co więcej, możliwość daleko idącej integracji staje się właściwie wyznacznikiem nowoczesności maszyn i zarządzającego nimi oprogramowania.

Prace nad nim toczą się nieprzerwanie, a JDF nie jest rozwiązaniem jednolitym. Wdrożony w konkretnym zakładzie – środowisku produkcyjnym – jako rozwiązanie technologiczne wymaga dostosowania do specyfiki zastanego procesu i arsenału narzędzi technicznych, stanowiących park maszynowy danej drukarni.

Długo by się rozwodzić o licznych, dostępnych obecnie systemach informatycznych służących do impozycji, czyli właściwego ułożenia stron na arkuszu tak, aby wydruk po złożeniu i obcięciu utworzył gotową składkę. Podobnie rzecz się ma z jeszcze bogatszym wyborem programów typu workflow, umożliwiających czuwanie, zarządzanie i kontrolę przepływu prac na każdym etapie produkcji. Również systemy zarządzania informacjami MIS tworzą obecnie sieć oplatającą już nie tylko proces technologiczny, ale także dane napływające z rynku czy innych komórek organizacyjnych.

Wracając jednak na poziom produkcji, ważnym etapem stał się preflight, a więc proces kontroli i weryfikacji „w przelocie” obrabianych i modyfikowanych materiałów elektronicznych. Jego wysoce praktyczna, jak i odpowiedzialna rola sprawiła, że obecnie oprogramowanie preflight stanowi moduł praktycznie każdego, liczącego się, większego systemu. Ponadto jego działanie rozciągnięto także na wcześniejsze etapy procesu prepress.

Na zakończenie, po ostatecznej korekcie, zweryfikowany i zatwierdzony plik trafia do naświetlarki, gdzie zawarty w nim obraz jest „wypalany” na formie drukowej, a następnie wywoływany. Aktualnie wraz z rozwojem, a więc i znacznym potanieniem technologii Computer To Plate (CTP), formę drukową stanowi płyta CTP. Jest ona przygotowywana w procesie bezpośredniego przenoszenia obrazu z pliku na płytę. Takie rozwiązanie, choć niewątpliwie wygodne, nowoczesne i stabilne technologicznie, przegrywa jednak ciągle z tradycyjnymi procesami obrazowania, takimi jak np. fotoskład czy Computer To Film (CTF).

Na obszarze prepressu trudno wyodrębnić rozwiązania przeznaczone szczególnie do produkcji dziełowej. Niemniej, warto mieć świadomość odbywającego się tu technologicznego współzawodnictwa. Rozgrywa się ono obecnie między dwoma technologiami naświetlania – termiczną oraz naświetlaniem promieniami UV.

Zgodnie z dorocznym zestawieniem miesięcznika „Print & Publishing”, na rynku CTP w Polsce bezapelacyjną przewagę posiadają te pierwsze. Nie znaczy to jednak, że bój został zakończony, bo jak widać, wśród modeli mniejszych naświetlarki „fioletowe” aktywnie włączają się do gry.

Ranking sprzedaży nowych naświetlarek CTP dla offsetu w Polsce w latach 2005-2006 wg formatu i technologii naświetlania
 

Jeśli zaś chodzi o poszczególne modele, królem naszego rynku jest termiczny Screen PlateRite 4300E, pracujący w formacie B2. W 2006 roku sprzedano aż 14 tych urządzeń. Na drugim miejscu uplasował się inny, także termiczny system B2 – Heidelberg Suprasetter S 74 z wynikiem 11 sprzedanych egzemplarzy.Królem rynku Screen PlateRite 4300E

Zmiany technologiczne zachodzą także w samych formach drukowych. Producenci wyraźnie zmierzają ku ograniczeniu ich obróbki do niezbędnego minimum. Polega to na eliminowaniu kłopotliwego ze względów ekologicznych procesu chemicznego i równie uciążliwego wywoływania, a nawet zwykłego wymywania naświetlonej płyty. Stąd też coraz częściej w opisach poszczególnych modeli można odnaleźć takie przymioty jak: bezchemiczna, bezprocesowa czy bezodczynnikowa. Niezależnie od rodzaju gotowa, naświetlona forma trafia do maszyny drukarskiej.

Press

Obszar press, a więc „do druku”, miał do niedawna na rynku książki oblicze dość jednolite. W druku dziełowym dominowała technologia offsetowa, zastępowana czasem, zwłaszcza w produkcji albumowej, wklęsłodrukiem. Obecnie offset jest nadal technologią dominującą, jednakże nie sposób pominąć innej, która od kilku lat święci na tym rynku coraz większe triumfy. Chodzi oczywiście o dość szeroko dyskutowany druk cyfrowy.

Najwięcej na obszarze pressu dzieje się – podobnie jak w prepressie – w zakresie rozwiązań informatycznych i ich zastosowań. Coraz nowocześniejsze oprogramowanie steruje nie tylko procesem zakładania form drukowych, ale również nafarbiania oraz kontroli kolorów i przebiegu papieru.Nowe maszyny z pompą

Nowe modele maszyn wprowadzane są na rynek raczej dość rzadko, ale za to wciąż z niezwykłą pompą, podczas dużych wydarzeń branżowych – najczęściej ważnych imprez poligraficznych. Tak było również podczas targów Ipex w 2007 roku, kiedy to np. Heidelberger Drückmaschinen AG zaprezentował premierową maszynę: dziesięciokolorowego Speedmastera SM 52 oraz nowy zespół farbowy Anicolor do tej właśnie maszyny.

Kolejnej fali nowości należy spodziewać się podczas Drupy 2008, na którą Heidelberger Drückmaschinen AG już zapowiada debiut nowej maszyny wielkoformatowej.

Pomiędzy spektakularnymi premierami, maszyny drukujące zmieniają się na poziomie detali – usprawnień poszczególnych elementów podnoszących wydajność, udoskonalających jakość ich pracy itp. Wobec postępu w przygotowalni ważnym elementem stał się czas i sposób narządzania maszyny, a wiec zakładania i dopasowywania form drukowych. Kolejnym elementem jest szybkość druku. Najwyższa osiągana na maszynach arkuszowych wynosi 18 tys. ark./godz. W przypadku druku zwojowego może to być nawet i cztery razy więcej. Oczywiście, ze względów eksploatacyjnych prędkość stosowana podczas produkcji zwykle jest niższa od maksymalnej. Niemniej, wyraźny postęp w prędkości skrócił także czas druku nakładu.Obszar offsetu dość „nudny”

Jeśli chodzi o zmiany w technologii offsetowej, jest to obecnie obszar dość „nudny”. Sytuacja ta jest wynikiem tego, iż przez lata to właśnie maszyny drukarskie stanowiły technologiczne „oczko w głowie” całej branży. Status ten powodował ich intensywny rozwój i doprowadził do tego, że jako urządzenia niezwykle złożone już dawno wyprzedziły swymi możliwościami rozwiązania stosowane na innych etapach procesu poligraficznego.

Prowadzony od dwóch lat ranking sprzedaży i instalacji nowych maszyn jednoznacznie wskazuje, że dla polskich drukarzy w konsensusie między jakością a ceną wciąż pewną przewagę ma ta druga. To ona bowiem stanowi podstawę oferty dominujących na rynku maszyn produkcji KBA-Grafitec. Nie znaczy to bynajmniej, że polska poligrafia preferuje cenę kosztem jakości. Świadczy o tym najlepiej druga pozycja produktów firmy Heidelberg powszechnie uważanych za „mercedesy” wśród maszyn poligraficznych.

Najpopularniejszymi maszynami na naszym rynku arkuszowym są wciąż półformatówki. KBA-Grafitec zainstalowała w 2006 roku aż 11 egz. modelu Performa 74, tzn. łącznie 47 zespołów. Nieco mniejszą popularnością cieszyła się mniejsza Performa 66, którą instalowano sześć razy (23 zespoły).

Ranking sprzedaży maszyn półformatowych w 2006 roku wg liczby zespołów i maszyn
 

W roku 2006 dało się także zauważyć wzmożone zainteresowanie maszynami wielkoformatowymi, popularnymi już od dość dawna na Zachodzie. Liczba zainstalowanych zespołów wzrosła aż o 70 proc. w porównaniu z rokiem 2005. Dominuje tutaj Heidelberg, który sam zainstalował tyle zespołów, ile w sumie jego trzej konkurenci.

Ranking sprzedaży maszyn wielkoformatowych w 2006 roku wg liczby zespołów i maszyn
 

Także na rynku małego formatu odnotowano znaczący przyrost instalacji. Prymat wiodą tu rozwiązania japońskie, a dopiero na czwartym miejscu uplasował się Heidelberg.

Ranking sprzedaży maszyn małoformatowych w 2006 roku wg liczby zespołów i maszyn 
 
Nieco magiczną, owianą przez dostawców mgiełką tajemnicy, jest technologia wklęsłodrukowa. Druk rotograwiurowy, niegdyś znacznie bardziej popularny, dziś znajduje zastosowanie praktycznie wyłącznie na jednym obszarze produkcji dziełowej – w druku albumów. Wynika to z jednej strony z trudności i kosztochłonności jakie nastręcza, z drugiej natomiast, z bardzo wysokiej jakości jaką można uzyskać z jego pomocą. Tutaj, zgodnie z nazwą, odwrotnie niż w „wypukłym” offsecie, drukują wklęsłe części formy. W efekcie uzyskuje się jednolity obraz pozbawiony punktów rastrowych.

Niemniej, wspominając o offsecie, należy powiedzieć o pewnej zmianie, tyle technologicznej, ile jakościowej, która zaszła w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Rozwój, zwłaszcza technologii heatsetowej, umożliwia obecnie uzyskanie obrazów również bardzo wysokiej jakości, co jest skrzętnie wykorzystywane przez niektórych wydawców publikacji ilustrowanych.

Heatset, nazywany czasami offsetem „na gorąco”, to technologia polegająca na utrwalaniu farby na papierze poprzez wsiąkanie w papier, a następnie odparowanie w wysokiej temperaturze. Zadrukowana wstęga papieru musi przed sfalcowaniem, a więc składaniem (złamywaniem) arkuszy w legi, przejść przez tunel suszący nagrzany do wysokiej temperatury.Nasi wydawcy innego zdania

Dodatkowo, producenci maszyn pozwalają drukarniom na rozbudowę oferty produkcyjnej i obniżenie kosztów, łącząc w tych samych urządzeniach możliwości zadruku heat- i coldsetowego. Coldset to z kolei offset „na zimno”, gdzie farba utrwalana jest wyłącznie przez wsiąkanie w papier.

Co prawda, obie technologie są używane głównie do druku wysokonakładowego z roli, a więc do produkcji gazet czy magazynów, jednakże heatset jest także użyteczny w produkcji wydawnictw wyższej jakości, na papierze kalandrowanym i kredowanym.

Jest to nader istotne, ponieważ większość produkcji albumowej trafiającej na nasz rynek jest wciąż wykonywana za granicą. Tymczasem, zdaniem przedstawicieli branży, wiele z tych publikacji można by wyprodukować także u nas, i to nawet taniej. Widać polscy wydawcy są innego zdania, gdyż oficyny takie jak: Bosz, Biały Kruk czy Wiedza i Życie drukują nadal w Słowenii lub Czechach. Niektórzy wolą nawet nie chwalić się, gdzie powstały ich publikacje (Świat Książki, Kluszczyński, Larousse). Ponadto wiele serii drukowanych za granicą (Könemann, Taschen – w Niemczech) jest sprzedawanych w cenach niewygórowanych. Korzyści skali, jakie osiąga się przy tego typu scentralizowanej produkcji ogólnoświatowej, nie wyjaśniają chyba wystarczająco sporych różnic cenowych, a nawet przeciwnie. Czasem licencjobiorca książki zostaje zobligowany już w umowie do wykonania nakładu w określonej drukarni, gdzieś za granicą. I fakt ten zazwyczaj podnosi nieco cenę publikacji. Tego typu zabiegi nie mają jeszcze formy powszechnej i dotyczą na razie głównie właśnie obszaru produkcji albumowej i ilustrowanej, ale są sygnałem, którego nie wolno lekceważyć. Po pierwsze, świadczą o odczuwanej przez Zachód presji konkurencyjnej ze strony drukarń polskich, a po drugie, w razie zaostrzenia tej walki, mogą rozszerzyć podobne zasady także na inne obszary produkcji dziełowej.Offset cyfrowy nieznany

Technologią, o której w naszym kraju mówi się niewiele, jest tzw. offset cyfrowy (ang. Digital Imaging – DI). Przyczyny tego są bardzo proste. Po pierwsze, na rynku istnieje bardzo niewiele tego typu maszyn, a po drugie, w Polsce pracuje ich obecnie zaledwie kilka. Ponadto dość powszechnie uważa się, że ich użytkowanie pociąga za sobą duże koszty eksploatacyjne. W istocie, było tak jeszcze przed kilku laty, kiedy w procesie druku szeroko stosowano wszelkie możliwe „zamienniki”, a produkcja cyfrowych form drukowych była rzeczywiście kosztowna. Obecnie argument ten traci na sile, czego świadectwem są dwie maszyny Presstek DI 34 zainstalowane w Polsce w 2007 roku.

Technologia DI różni się od zwykłego offsetu tym, że forma drukowa tworzona jest wewnątrz maszyny, a więc nie wymaga osobnego procesu naświetlania czy wywoływania. Obraz z pliku jest przenoszony bezpośrednio na płyty zainstalowane w maszynie, a po zakończeniu druku – usuwany. Wówczas forma jest gotowa do kolejnego naświetlenia. Rozwiązanie takie jest oczywiście nieco droższe, ale eliminuje całkowicie jeden z etapów prepressu.

DI miał stanowić kolejny krok w integracji procesów drukarskich, łącząc w jedno etapy prepress i press. Miał także stanowić odpowiedź na zmieniające się potrzeby rynku konsumentów. Od lat bowiem uwidacznia się tendencja do zmniejszania nakładów i różnicowania poszczególnych partii produkcji. Stąd też najistotniejszą cechą, na jaką obecnie zwracają uwagę producenci i użytkownicy DI, jest właśnie możliwość produkcji bardzo niewielkich nakładów wysokiej jakości, bez ponoszenia rozbudowanych kosztów, jak w przypadku offsetu tradycyjnego.Tendencja do zmniejszania nakładów

Obok Pressteka, którego maszynę DI52 można było oglądać podczas targów Poligrafia w Poznaniu wiosną 2007 roku, rozwiązania tego rodzaju proponują koncerny: MAN Roland, Dainippon Screen i Ryobi. Warto dodać, iż sposób przenoszenia obrazu na formę, a następnie na papier, jest w każdej z nich opatentowanym rozwiązaniem producentów.

Najdynamiczniej rozwijającym się obecnie obszarem druku dziełowego jest technologia cyfrowa. Wynika to z faktu, iż jest ona wciąż jeszcze bardzo młoda. Za jej początek uważa się, w zależności od źródła, jedną z rozlicznych premier urządzeń firmy Xerox.

Oczywiście, obecnie zaawansowane urządzenia do przemysłowego druku cyfrowego nie mają już wiele wspólnego z pionierami. Ponadto, każdy z producentów stosuje aktualnie własne patenty odwzorowywania obrazów, zarówno w zakresie technologii ich przenoszenia, jak i używanych do tego środków – farb, tonerów i papieru.

Rozwój urządzeń cyfrowych podąża w kilku kierunkach jednocześnie. Do niedawna mieliśmy do czynienia z próbą „równania do offsetu”. W tym kontekście podkreśla się coraz większą wydajność urządzeń – tak kolorowych, jak i czarnobiałych. Wiele mówi się także o jakości obrazu. Chodzi tu zarówno o rozdzielczość, skalę i pasowanie barw, jak i register. Próba „równania do offsetu”

Koncern HP nazywa nawet swoje maszyny z rodziny Indigo „offsetowymi cyfrowymi”.

Najszybszymi drukarkami pracującymi w kolorze czarnym są obecnie Xerox Nuvera 288, wytwarzający 288 stron na minutę w dupleksie (druku obustronnym). Tuż za nim plasuje się Océ VarioPrint 6250 wolniejszy zaledwie o 38 str./min.

Natomiast elitę maszyn kolorowych stanowią trzy rozwiązania: rodzina wysokojakościowych systemów drukujących firmy Xeikon, maszyna Xerox iGen3, wspomniana już rodzina HP Indigo oraz dwa urządzenia marki Kodak – Versamark i NexPress.

Wysokojakościowe systemy do druku cyfrowego zainstalowane w 2006 roku
 
Pomimo niewątpliwe wysokiej jakości i wydajności tych rozwiązań widać, iż droga do bezpośredniego przyrównania cyfry i offsetu jest jeszcze bardzo daleka. Tym bardziej, że wspomniane wcześniej drobne usprawnienia wprowadzane w offsecie także podnoszą jego możliwości, podnosząc jednocześnie poprzeczkę stawianą technologii cyfrowej.

Stąd też od pewnego czasu producenci urządzeń cyfrowych zmienili strategię z konfrontacyjnej na komplementarną i starają się pokazywać swoje produkty jako cenne uzupełnienie dla oferty tradycyjnej. Wydaje się to strategia trafna, niemniej nie wyłącza ona całkowicie elementu konfrontacji, gdyż jej głównym założeniem jest kwestia nakładów. Opieranie się na możliwości druku prac niskonakładowych jako zasadniczej przesłance, która winna skłonić poligrafów do zakupu „cyfry”, oznacza bezpośrednią konkurencję z rozwiniętymi technologicznie offsetowymi maszynami małoformatowymi, jak i technologią DI. Oczywiście, w przypadku druku zleceń w nakładzie jednego egzemplarza, druk cyfrowy jest bezkonkurencyjny, ale trudno przyjąć je za podstawę ekonomicznej egzystencji zakładu produkcyjnego.

Niemniej, zastosowanie owej unikatowej cechy znajduje coraz częstsze zastosowanie. To, co jest absolutnie nieopłacalne w żadnej innej technologii ze względu na wysokie koszty przygotowania i rozruchu maszyn, tutaj wiąże się jedynie ze stosunkowo niewielkimi nakładami. Wynika to wprost z założeń technologicznych „cyfry”, dla której jedynie cyfrowy etap procesu prepress przebiega tak samo jak w offsecie. To, co jednak najważniejsze, nie wymaga on na końcu stworzenia formy drukowej.

Stąd też wejście w druk cyfrowy stanowi obecnie na tym obszarze naturalny obszar rozwojowy – nie tyle dla drukarń tradycyjnych, ile raczej dla studiów prepress czy dawnych punktów kserograficznych, stykających się wprost z odbiorcą ostatecznym.

Innym kierunkiem rozwoju urządzeń cyfrowych, pozornie tylko niezwiązanym bezpośrednio z branżą wydawniczo-księgarską, jest ewolucja narzędzi do zabezpieczania wydruków i obiegu dokumentów oraz konwergencja technologiczna, jaka zachodzi między wysokowydajnymi systemami przemysłowymi, a urządzeniami wielofunkcyjnymi, stosowanymi tradycyjnie w biurach.

Ciągłe udoskonalanie powszechnie dostępnych maszyn cyfrowych pod względem jakości i wydajności wydaje się nieuchronnie przybliżać chwilę, w której faktem stanie się to, co dotąd było pomysłem z zakresu science-fiction, a więc kombajn „wypluwający” gotowe książki, stojący w każdym domu. Ponadto wszelkie zabezpieczenia mogą przysłużyć się wydawcom chcącym kontrolować tego rodzaju produkcję i czerpać z niej określone korzyści.

O tym, że takie rozwiązania nie są już melodią przyszłości, można było przekonać się latem 2007 roku, kiedy w nowojorskiej bibliotece naukowej zainstalowano maszynę Espresso Book. Produkuje ona gotowego, 300-stronicowego, oprawionego paperbacka w ciągu trzech minut i to w zasadzie z pliku w dowolnym formacie. Jej producent, firma On Demand Books, jeszcze na 2007 rok zapowiada premierę maszyny w wersji kompaktowej, o wymiarach 1,2×1,5×1,5 m.

Co ciekawe, Espresso Book Machine nie jest jakąś efemerydą czy wyjątkiem – ma już konkurenta, i to nawet starszego, o rozleglejszych tradycjach. Jest nim urządzenie firmy InstaBook o wdzięcznej nazwie Instabook Maker. Najnowsza jego wersja nosi już numer III. Podstawowym problemem, jaki stoi przed obydwoma firmami, jest nawiązanie porozumienia z wydawcami właśnie w kwestii bezpieczeństwa – praw autorskich i opłat za druk egzemplarzowy oraz kontroli nad nim. Jeżeli ta bariera zostanie pokonana, produkcja książek może zmienić swoje oblicze.

Postpress

Najbardziej zróżnicowanym obszarem poligrafii dziełowej jest niewątpliwie introligatornia, w której odbywają się wszelkie procesy wykończeniowe. Kompleksowe linie zbierające, szyjące drutem w oprawie zeszytowej czy też szyjące bloki, klejące, a wreszcie oprawiające w oprawę twardą oferuje obecnie na polskim rynku kilkanaście przedsiębiorstw.

Na tym obszarze spektakularne premiery nowych linii technologicznych są również rzadkością. Jednakże zważywszy na przeważającą wśród nich konstrukcję modułową, producenci dość często usprawniają bądź też „podmieniają” kolejne elementy na nowocześniejsze.

Innym trendem wyraźnie tutaj widocznym jest postępująca specjalizacja. Pomaga ona w ograniczaniu czasu produkcji, co jest niezwykle istotne przy skracającym się czasie zadanym na realizację zleceń. Stoi ona jednak w sprzeczności z koniecznością nieustannego poszerzania oferty produktowej zakładów poligraficznych. Naprzeciw potrzebom dywersyfikacji wychodzą sami producenci maszyn, oferujący dodatkowe rozwiązania offline, a więc możliwe do zastosowania, ale nie znajdujące się w jednym, automatycznym ciągu technologicznym. Drugą propozycją są dodatkowe moduły, rozbudowujące opcje dostępne w liniach już pracujących.

Konieczność tworzenia i rozbudowy własnych działów introligatorskich drukarń jest wynikiem skrócenia czasu, jaki mają one na realizacje zleceń. Trend ten podważył także poważnie sensowność istnienia niezależnych introligatorni. Te, które przetrwały, postawiły dziś głównie na działalność rzemieślniczą bądź artystyczną lub… całkowicie zniknęły z rynku.

Zważywszy na niezwykle wyrównane obecnie możliwości zakładów poligraficznych w zakresie druku, często to właśnie introligatornia i jej możliwości stanowią wyróżnik, element przewagi konkurencyjnej, pozwalający pozyskiwać nowe zlecenia.

Introligatornia to także kolejny obszar, na którym nowych szans i możliwości upatrują producenci urządzeń do druku cyfrowego. Coraz więcej z nich może już wytworzyć w procesie ciągłym – online – gotową, oprawioną i obciętą publikację, czy to w oprawie broszurowej czy klejonej. Mogą także generować bloki szyte drutem.

O tym, jak ważny jest postpress, świadczy nacisk kładziony w ostatnim czasie przez gigantów technologicznych na należące do niego rozwiązania. Przykładem może być tutaj Heidelberger Drückmaschinen AG, który zademonstrował w 2006 roku nową linię do oprawy zeszytowej Stitchmaster ST 450 oraz oklejarkę Eurobind 4000. Nawet modyfikacje, jakie koncern proponuje dla procesu druku, np. moduł ColdFoil do tłoczenia folią na zimno na maszynach Speedmaster CD 74 i CD 102, dotyczą w ostatecznym rozrachunku procesów wykończeniowych.

Kadry

Niezależnie od wielkości zakładu i nowoczesności jego parku technologicznego kluczowym elementem sukcesu pozostają kadry. I to pomimo faktu, że umiejętności dawnego drukarza i współczesnego poligrafa różnią się diametralnie.

Chociaż wobec precyzyjnych spektrofotometrów i densytometrów słynne drukarskie „oko” straciło trochę na znaczeniu, to doświadczenie pozostaje wciąż niezastąpione, gdy chodzi o regulację parametrów druku. Zaawansowany poziom automatyzacji i rozwiązania techniczne wymagają nadal przede wszystkim fachowego nadzoru. Nie potrafią też póki co zastąpić człowieka i jego głębokiego zrozumienia dla procesu technologicznego.

Nic dziwnego zatem, że w warunkach ogromnego boomu na rynku – tak poligraficznym, jak i pracy w ogóle – wykwalifikowany maszynista, zwłaszcza drukarz czy specjalista DTP, to „towar rzadki”. Wiele zakładów świadomych konieczności poniesienia wysokich nakładów kadrowych z tytułu zatrudnienia pracowników posiadających już pewne umiejętności, woli przyuczyć do zawodu, co wiąże się oczywiście również z kosztami i ryzykiem, niemniej w oczach przedsiębiorców wydaje się bardziej efektywne.

Problemy kadrowe dotyczą nie tylko samych drukarń, ale również studiów DTP, z których specjaliści są „zawłaszczani” coraz częściej przez niezwykle dochodową branżę reklamową. Z brakiem kadr borykają się również producenci i sprzedawcy maszyn i urządzeń.

Zgodnie z danymi GUS, przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw prowadzących działalność wydawniczą, poligraficzną i reprodukcyjną wyniosło w 2006 roku 63 tys. osób, czyli o 1 tys. więcej niż rok wcześniej. Warto przy tym zauważyć, iż ten sam wskaźnik już w styczniu 2007 roku osiągnął poziom 65 tys.

Zatrudnienie w głównym miejscu pracy w podmiotach o liczbie pracujących powyżej dziewięciu osób wyniosło na 31 grudnia 2006 roku w branży poligraficznej 34 299 osób. Z kolei w branży introligatorskiej było to 1 485 osób. Działalnością usługową związaną z przygotowaniem druku zajmowało się 557 pracowników, natomiast graficzną pomocniczą – 282. Łącznie daje to ponad 36,6 tys. osób. Dla porównania, stan zatrudnienia w branży wydawnictw książkowych wyniósł w tym samym czasie 11,3 tys. osób.

Rośnie nie tylko zatrudnienie, ale również, co zrozumiałe, średnie wynagrodzenie. Łączne wynagrodzenia pracowników zatrudnionych w branży wydawnictw, poligrafii i reprodukcji wyniosły w 2006 roku 492,7 mln zł, w tym 395,6 mln (80 proc.) pochłonęły wynagrodzenia z tytułu stosunku pracy. Dodatkowe obciążenia, jakie musiały ponieść firmy z tytułu zatrudnienia, to 81,7 mln zł na ubezpieczenia społeczne i inne świadczenia. Średnia płaca wyniosła w 2006 roku 3 420,60 zł, czyli o ponad 5 proc. więcej niż w roku 2005 (3 254,57 zł).

Nieco inaczej kształtowały się w ostatnich latach tendencje dotyczące płac i kadr w sektorze produkcji papierniczej. Zgodnie z danymi SPP przeciętne zatrudnienie wynosiło tutaj w 2005 roku 37 tys. osób, a więc o dwie więcej niż rok wcześniej. Płace natomiast kształtowały się na poziomie – odpowiednio – 2 609,6 i 2 612,2 zł. Odnotowano zatem niewielki spadek.

Interesująco rysują się także dane GUS dotyczące struktur płacowych obu rynków. Widać w nich wprost proporcjonalną zależność między wysokością zarobków, a rolą odgrywaną przez daną grupę przedsiębiorstw w całościowym obrazie rynku. W przypadku firm prowadzących działalność wydawniczą, poligraficzną i reprodukcyjną przebadano 251 firm, a na obszarze producentów masy włóknistej i papieru – 182.

Przedsiębiorstwa według wysokości przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w I kwartale 2007 roku
 

Usługi dodane

Współczesne drukarnie to już nie firmy, gdzie wykonuje się tyleż niejasne, co brudne czynności produkcyjne, gdzie uprawia się tajemną „czarną sztukę”. To coraz częściej firmy dostarczające kompleksowych usług, już nie tylko poligraficznych. Branża ta nie pozostaje również obojętną wobec nowych możliwości biznesowych.

Standardem jest dziś pakowanie gotowych woluminów „pod zamówienie” klienta. Ponadto wydawcy mogą coraz częściej skorzystać z usług spedycyjnych i transportowych zakładu. Przedsiębiorstwa poligraficzne udostępniają też swoje studia DTP i pomagają w wypracowaniu ostatecznej, jak najdoskonalszej formy publikacji.

Drukarnie prowadzą również coraz bardziej otwartą politykę informacyjną. Pozwala ona klientowi „nadzorować” przebieg produkcji za pomocą nowoczesnych środków informatycznych. Niektórzy fachowcy wskazują nawet na to, iż jest to najważniejszy element przyszłościowej strategii ich rozwoju. Zgodnie z tymi prognozami mają stać się one przejrzystymi „szklanymi drukarniami”. Ma to zapewnić pełen komfort i poczucie bezpieczeństwa klientowi korzystającemu z ich usług.

Lista usług dodanych, mających niewątpliwe wyraźny podtekst promocyjny, jest na razie dość ograniczona. Niemniej, należy spodziewać się jej rozwinięcia wraz z dalszą ewolucją rynku. Ich bogaty pakiet pozwoli wyraźnie zarysować tożsamość przedsiębiorstwa, a tym samym wyróżnić się spośród konkurentów.

Rozbudowany portfel oferowanych usług dodatkowych i ich kompleksowość pociągają za sobą oczywiście określone koszty. Zważywszy jednak, że kluczowym czynnikiem biznesowego sukcesu staje się aktualnie czas i jakość, istnieje możliwość wliczenia ich do ceny, której pozycja jako argumentu przetargowego, uległa nieco osłabieniu.

Do takich zmian przyczyniła się po części także ewolucja nabywców książek i wzrost nacisku wywieranego przez nich na jakość oferowanej produkcji. Bodziec ten, odczuwalny pierwotnie głównie przez wydawców, stał się po pewnym czasie także czynnikiem stymulującym rozwój oferty rynku poligraficznego. A ten, z całą pewnością, jeszcze nie raz zaskoczy swoich klientów.

Podaj dalej