Poniedziałek, 22 grudnia 2003
Rozmowa z Mariuszem Czyżowskim, prezesem wydawnictwa Zielona Sowa - Jak daleko sięgają pana wydawnicze ambicje? - W ciągu kilku lat będziemy w pierwszej dziesiątce największych polskich wydawnictw. Mamy gotowy plan produkcji na najbliższe trzy lata. W 2004 roku powinniśmy osiągnąć przychód na poziomie 20 mln zł, a w 2005 może nawet 30 mln zł. Mamy bardzo szeroką ofertę - ok. tysiąc tytułów - i stale ją rozwijamy. Oczywiście będziemy musieli zainwestować spore środki, zwiększyć liczbę pracowników, powierzchnię magazynową.- Wasze obroty rosną, podczas gdy rynek zbytu się kurczy. Jaka jest pana recepta na recesję w branży? - Zawsze inwestujemy ostrożnie, wprowadzenie każdej nowej linii produktów poprzedzają szczegółowe badania marketingowe. Pierwsze tytuły w nowych seriach ukazują się w niewielkich nakładach, a rozwijamy je dopiero, gdy widzimy, że produkt chwycił. Stosujemy klasyczne działania marketingowe, z których może korzystać każdy wydawca. A że nie każdy korzysta, to jedni mają wzrost, a inni spadek sprzedaży. Faktem jednak jest, że tempo naszego wzrostu w tym roku mnie samego zaskoczyło. Na 2003 rok prognozowaliśmy wzrost sprzedaży o 10 proc., a udało się zrobić ponad 20 proc. Obecny poziom obrotów gwarantuje spółce środki na inwestycje i bezpieczny rozwój. 2004 rok też powinien być bardzo dobry - głównie dzięki poszerzeniu oferty Zielonej Sowy o liczne publikacje edukacyjne. Dotychczas wydane encyklopedie i słowniki sprzedają się bardzo dobrze, w planach na 2004 rok jest 30 nowych tytułów, a w ciągu najbliższych trzech lat wydamy ponad 100 tytułów w tym segmencie.- Zakładał pan w 1995 roku Zieloną Sowę z myślą o wydawaniu książek literackich. Chyba te sukcesy przyszły dość nieoczekiwanie? - Rzeczywiście nasze aspiracje na początku były bardzo małe. Chcieliśmy zarobić na wydawanie literatury ambitnej oraz pisma "Studium". Współtwórcą Zielonej Sowy był Maciej Słomczyński - wybitny tłumacz i autor pisanych pod pseudonimem Joe Alex popularnych powieści kryminalnych. Wspólnie ze Słomczyńskim doszliśmy do wniosku, że łatwiej nam będzie zarobić pieniądze i samemu finansować "Studium", niż znaleźć sponsorów. Zaczęliśmy wydawać m.in. dzieła Szekspira i Joyce’a w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego i one się znakomicie sprzedawały. Te tytuły dały nam środki na rozwój firmy i dofinansowanie innych projektów, które z założenia nie miały być dochodowe.- Jak pan poznał Macieja Słomczyńskiego? - Wspólnie redagowaliśmy pismo literackie "Studium". Zaprzyjaźniliśmy się, bez niego pewnie nie byłoby Zielonej Sowy.- Literatury ambitnej w ofercie Zielonej Sowy jest niewiele, dominują tytuły komercyjne - lektury szkolne, popularna beletrystyka, książki dla dzieci... - To prawda, że wydajemy głównie książki komercyjne, ale nadal publikujemy też poezję i prozę młodych polskich autorów, która ukazuje się w nakładach po kilkaset egzemplarzy. Cały czas wydajemy "Studium". Faktem jednak jest, że jesteśmy skoncentrowani na rozwoju firmy, umacnianiu naszej pozycji rynkowej i tak będzie jeszcze przez kilka lat. Przyjdzie jednak dzień, gdy zaczniemy szerzej promować polską literaturę współczesną. Już zresztą mamy konkretne plany. W 2004 roku wspólnie z Uniwersytetem Jagiellońskim ogłosimy konkurs na prozę współczesną. Nagrodami będą duże i małe "Sowy". Będzie to odpowiednio nagłośnione.- Książki Zielonej Sowy są bardzo tanie, tańsze niż te same tytuły w konkurencyjnych wydawnictwach. "Quo Vadis" sprzedaje pan za 3,50 zł. Czy to się opłaca? - Tak tanio sprzedajemy lektury szkolne, bo na tym rynku jest ogromna konkurencja i każdy walczy o to, by jego oferta była dominująca. Powiedzmy, że jeszcze do tego nie dokładamy, ale przy obecnych cenach przestaje się to opłacać i nie wykluczam, że będziemy sprzedawali lektury poniżej własnych kosztów.- Po co? Żeby zniszczyć konkurencję? - Nie ma co ukrywać, że rywalizujemy z kilkoma wydawcami. Co jest jednak ważne, nas stać na to, żeby sprzedawać lektury po bardzo niskich cenach, bo mamy wiele innych dochodowych tytułów, które dają nam dostateczną marżę. Możemy nawet przez kilka lat sprzedawać lektury poniżej kosztów. Kto ma najniższą cenę, ten jest atrakcyjny dla dużych odbiorców. A my nie możemy pozwolić sobie na to, by utracić naszą dotychczasową pozycję w tych kanałach dystrybucji, które zaopatrują szkoły. Nasz odbiorca, czyli w dużej mierze uczeń, potrzebuje lektur i my mu je dostarczamy; razem ze słownikami, leksykonami, encyklopediami... Dzięki wszechstronnej ofercie marka Zielonej Sowy jest dobrze rozpoznawalna.- Rywalizujecie cenami z wydawnictwami Greg, Sara i Siedmioróg. Walka cenowa dla nikogo nie jest korzystna... - ...jest korzystna dla czytelnika, bo płaci mało za książki. My mamy obecnie ceny niższe o ok. 10 proc. od konkurentów i jesteśmy w stanie to wytrzymać. Zwiększamy dzięki temu nasz udział w rynku. Moim zdaniem na samych lekturach zarabiać już się nie da. Trzeba stale poszerzać ofertę o inne tytuły - książki dla dzieci czy publikacje edukacyjne. Tak robimy my, tak robi też np. Siedmioróg.- Inne książki Zielonej Sowy także są tanie, dla przykładu wasza encyklopedia powszechna kosztuje w detalu 60 zł. - Taka była od początku filozofia firmy. Jeszcze kiedy zakładałem Zieloną Sowę z Maciejem Słomczyńskim, postanowiliśmy, że będziemy sprzedawali książki bardzo tanio. Książka to dla mnie masowy produkt, który powinien trafić do jak największej liczby odbiorców. Kiedyś ze zdumieniem wysłuchałem opinii, że książka jest dobrem elitarnym, że powinna kosztować dużo, bo trafia do elity. Takie podejście jest mi całkowicie obce. Wyrastałem wśród książek i uważam je za naturalne otoczenie człowieka. Książki powinny być w każdym domu, więc powinny być jak najtańsze.- Jesteście dziś najtańsi na rynku. Jak wam się udaje tak tanio wydawać? - Bardzo pilnujemy kosztów. Mamy własną drukarnię. W maszyny poligraficzne zainwestowaliśmy niemal na początku istnienia firmy. Potem rozwijaliśmy drukarnię, w tym roku kupiliśmy nowy sprzęt za kilka milionów złotych, wprowadziliśmy linię do twardej oprawy. Mając drukarnię możemy obniżyć koszty wydawania książek o 20-30 proc.- Gdyby posiadanie drukarni dawało taką przewagę nad konkurencją, to własne zakłady poligraficzne miałoby wielu wydawców, a tak nie jest. Chyba zatem nie tylko własna drukarnia pozwala wam tanio sprzedawać książki? - Opłaca się mieć drukarnię przy dużej skali produkcji i bardzo …
Wyświetlono 25% materiału - 932 słów. Całość materiału zawiera 3728 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się