Rynek wydawniczy to materiał na poczytny thriller – piszą Justyna Sobolewska i Aleksandra Żelazińska w najnowszym wydaniu tygodnika „Polityka”.
W artykule zatytułowanym „Dlaczego książki drożeją, a księgarnie upadają?” odnoszą się do podnoszonej w ostatnim czasie konieczności regulacji rynku. Ministerstwo Kultury zapowiedziało szerokie konsultacje i obiecuje, że „nie odpuści tematu”.
„Dyskusje o projekcie ustawy o jednolitej cenie książki (dalej: JCK), traktowanej czasem jak remedium na te rozmaite rynkowe wypaczenia, wracają jak bumerang. I teraz znowu jesteśmy w oku cyklonu – kolejne branże zabierają głos, list o konieczności ustawy regulującej rynek książki wystosowali księgarze, osobny apel napisało Porozumienie Wydawców. Jeszcze inny punkt widzenia mają bibliotekarze. Środowisko jest podzielone i wszyscy zgadzają się chyba tylko co do jednego: rynek jest rozregulowany i trzeba wreszcie coś zrobić”.
Przywołano fragment listu otwartego Stowarzyszenia Księgarzy Polskich: „Wprowadzona w wielu krajach ustawa spowodowała wzrost sprzedaży książek, przyczyniła się do powstania nowych księgarni i małych wydawnictw oraz zaowocowała zwiększeniem się czytelnictwa”.
„Można powiedzieć, że ustalenie jednolitej ceny książki na jakiś czas po jej premierze jest wyrazem przekonania, iż książka nie jest zwykłym obiektem handlu podlegającym wolnorynkowym wojnom rabatowym, lecz dobrem kultury, które należy chronić. I to przekonanie jest mi bliskie” – mówi Ewa Wieleżyńska, szefowa wydawnictwa Filtry.
Ustawa o stałej cenie książki działa w większości krajów Europy Zachodniej. I sięga tradycjami XIX wieku. Michał Michalski z Art Rage przytacza przykład włoskiej ustawy, w której jest zapis, że książka przez rok nie może być przeceniona o więcej niż 5 proc., ale przewiduje liczne wyjątki. Na przykład promocję w dniu premiery albo zniżki dla członków klubu książki.
Ewa Wieleżyńska zwraca z kolei uwagę, że na rozwiniętych rynkach książki – takich jak francuski, niemiecki czy skandynawski (gdzie akurat JCK nie obowiązuje) – czytelnictwo i różnorodność rynku księgarskiego są wspierane i promowane w sposób kompleksowy. „I o tym wiele osób zdaje się zapominać, od paru tygodni prowadząc ożywioną debatę na temat wdrożenia jednolitej ceny książki w Polsce, jakby ta jedna zmiana miała być lekarstwem na wszystkie choroby naszego rynku” – mówi Wieleżyńska.
Wieleżyńska uważa, że projekt przyniesie wręcz szkody, jeśli przy okazji nie ustali się stałych marż dla dystrybutorów. Bo na książkach nadal najwięcej zarabiać będą duże sieci. Szefowa wydawnictwa Filtry nie zgadza się też z tezą, że po wprowadzeniu nowych przepisów książki stanieją.
Anita Musioł, właścicielka wydawnictwa Pauza twierdzi, że „Stała cena jako jedyne rozwiązanie zniszczy rynek, dojedzie małych wydawców i tylko wzbogaci duże sieci. Dzisiaj np. Empik kupuje książki z rabatem 55–60 proc., ale oddaje część swojej marży końcowemu klientowi – przy stałej cenie nie będzie mógł tego zrobić, więc zarobi więcej. Klient końcowy, czytelnik, straci, bo będzie musiał zapłacić więcej za książkę, wydawca straci, bo nadal będzie musiał oddać 55–60 proc. dystrybutorowi, a sprzeda ilościowo mniej nowości”.
„Moim zdaniem ustawa o stałej cenie powinna być tylko jednym z elementów wsparcia rynku książki – uważa Paweł Goźliński z Agory. – Sama ustawa nie rozwiąże problemów. Staje się coraz bardziej anachroniczna, gdy rynek jest uzależniony od rabatów i coraz większe znaczenie mają usługi abonamentowe. Być może rozwiązaniem nie byłaby ustawa, ale obniżenie marż dystrybucyjnych”.
„Jeśli już musi być jakaś ustawa, to trzeba się skupić na tym, żeby naprawić to, co spowodowało problemy na rynku – uważa Tomasz Zaród, szef wydawnictwa Książkowe Klimaty. – Czyli zakupy książek przez biblioteki, a zwłaszcza kwestie ich wyboru, stworzenie programów wsparcia budżetów publicznych dla kameralnych wydawców i kameralnych księgarń”.
Jak wskazano, paradoksem jest to, że ustawa niczego nie zmieni w działalności największych graczy rynku, którzy łączą działalność wydawniczą, dystrybucyjną i księgarską. A gdzieś naprzeciw działają mali wydawcy i kameralne księgarnie.
„Trzeba coś zmienić, zanim duże sieci połkną cały rynek” – puentują autorki tekstu. Potrzeba systemowego wsparcia dla wydawców, bibliotek i księgarń i przeniesienia dyskusji do XXI wieku, doby czytania w abonamencie, i dostosowania do czytelnika, który ceni wygodę.
Pełen tekst dostępny jest TUTAJ