Wtorek, 10 grudnia 2019
„Sprzedawca kawy” i „Widziani z bliska”

Galeria Autorska Jan Kaja i Jacek Soliński przy ul. Chocimskiej 5 w Bydgoszczy zaprasza w czwartek 12 grudnia o godz.18. na spotkanie poetyckie i promocję tomu wierszy Grzegorza Grzmot-Bilskiego zatytułowanego „Sprzedawca kawy”. Czytanie tekstów: Roma Warmus. W tym tam samym terminie czyli w czwartek 12 grudnia o godz. 18. odbędzie się otwarcie wystawy obrazów Jana Kaji zatytułowanej „Widziani z bliska”, a także wystawy linorytów Jacka Solińskiego zatytułowanej „Urzeczywistnienie”. Będzie to ostatnia ekspozycja w ramach Jubileuszu 40-lecia Galerii Autorskiej.

Grzegorz J. Grzmot-Bilski (ur. W 1964 roku w Bydgoszczy) jest poetą i filozofem. Doktorat z filozofii obronił w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie (1994). Przez wiele lat pracował jako adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Autor książek poświęconych filozofii: „Idea racjonalności w filozofii A. N. Whiteheada” (1996), „W poszukiwaniu syntezy. Między wiarą a rozumem” (2004), „Bierdiajew i problem wolności” (2010). Opublikował także książki poetyckie: „Z powrotem do życia” (2003), „Nim spłonę w świetle” (2011), „Przebóstwienie” (2015), „Sprzedawca Kawy” (2019). Jego wiersze były publikowane m. in. w „Akancie”, „Okolicy poetów” i „BIK-u”. Współtwórca „Czasopisma Filozoficznego Filo-Sofija”, członek Polskiego Towarzystwa Filozoficznego oraz przewodniczący Komisji Filozofii Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego.

ks. Jan Sochoń: poezja Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego jest niebywale ascetyczna. Poeta nie stosuje żadnych środków retorycznych, nie popisuje się słowotwórczą kreatywnością ani tym bardziej nie buduje zestawów piętrowych metafor; zdaje się raczej na sam rdzeń języka poetyckiego, czyli symboliczną siłę w nim tkwiącą, która przenosi autora i czytelnika w obszary trudne do nazwania, ale przecież realnie odczuwalne. W taki sposób wykorzystuje możliwości języka, by każdorazowo (w trakcie pisania oraz podczas lektury) doprowadzać do powstawania tak zwanej sytuacji poetyckiej. Oznacza to, że poszczególne wiersze dopiero jako formalna i semantyczna całość – z n a c z ą. (…)Grzmot-Bilski tylko w ograniczonym stopniu ufa czystej wyobraźni, bardziej zdaje się na samą moc języka, rozumiejąc, że jest on niejako współautorem każdego poetyckiego tekstu. Bycie poetą oznacza przecież dysponowanie tajemniczym darem (nie sposób go wypracować; albo się go ma, albo nie ma). Ów dar sprowadza się do umiejętności takiego wyboru z systemu językowego, który sprawia, że słowa zestawione przez poetę w semantyczne całości, nagle nabierają niespodziewanych treści, odsłaniają nieznane dotąd możliwości ekspresji zawarte w języku. Utarło się w takim przypadku mówić o z m y ś l e p o e t y c k i m albo p o e t y c k i m s t a n i e u m y s ł u. (…) Tym, co w tej poezji daje się natychmiast zauważyć jest jej więź z myśleniem filozoficznym. Wypada rzec: dziwne zbliżenie. Czyż filozofia Kanta albo Husserla potrzebuje poezji? W żadnym razie. Ale już Heraklit, Parmenides, Platon, a współcześnie Heidegger czy Derrida – o poezję wprost się dopominają, co oznacza, że poezja i filozofia wzajemnie się poszukują, są sobie w pewnych obszarach pokrewne. (…)Poezja Grzmota-Bilskiego ponawia namnożone w przeszłości tak zwane pytania egzystencjalne. Są one fundamentalnie zakorzenione w ludzkiej świadomości i każdy człowiek musi się z nimi zmierzyć w ramach osobistego doświadczenia. Tym bardziej że odpowiedzi na owe pytania nigdy nie bywają wyczerpujące, domagają się natomiast dalszego namysłu i uwagi. (…)Poezja Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego, filozoficznie oraz poetycko wyrafinowana, wzrusza i daje do myślenia. Wymaga czytelniczego skupienia, umiejętności poruszania się pośród krajobrazów śródziemnomorskiej kultury. Przypomina, że zbudowaliśmy oto wielobarwny gmach nauk humanistycznych i przyrodniczych, wzbogacamy się wartościami, jakie niosły i nadal niosą zdobycze ludzkich cywilizacji, lecz musimy pamiętać, że jakaś część naszych egzystencjalnych doświadczeń nie podlega dyskursywnemu opisowi. Cała sfera poezji na przykład opiera się na sugerowaniu. To, co proponuje poeta może mieć jakiś sens; ale kto sądzi, że rozgryzł jego poezję, bo ten sens uchwycił, myli się w tej samej mierze, co ten, kto mniema, że jej nie rozumie, bo tego sensu nie pojął. Słownikowe użycie słów służące przekazywaniu informacji jest z gruntu obce w stosunku do celu, do którego zmierza poeta. Tworzy on krainę własnych znaczeń, w której słowo jest samo dla siebie celem i w której ”rzeczywiste rzeczy” są usprawiedliwione, jak sądził Mallarmé, tylko poetycko. Dlatego artystyczne widzenie świata pozostaje ważne, choć ani w przeszłości, ani współcześnie nie zyskało – poza wyjątkami – wielkiej popularności. Lecz nie o popularność tutaj chodzi, ale o coś bardziej głębinowego, mianowicie o egzystencję wśród podstawowych wartości, otwierających na prawdę, dobro i piękno, wyczulonych na znaki chrześcijańskiego Objawienia, zwłaszcza na kenotyczny (od gr. kenosis – ogołocenie) wymiar nauki Chrystusa. Bydgoski poeta wprowadza Czytelników na taką właśnie drogę. Czy zechcą na nią wejść? – to już tajemnica ich niezakłamanych serc.

Piotr Siemaszko: Kaja nawet tam, gdzie samo przedstawienie wydaje się zakorzenione w empirii, stara się pomieścić sugestie metafizyczne. Ich symbolem jest tu światło, które wyróżnia poszczególne elementy, rozświetla je, wydobywa z mroku, porządkuje, stwarza. W owych obrazach wyróżnia zwłaszcza twarze i dłonie. Twarze, ponieważ ich wejrzenia kierują uwagę odbiorcy w stronę świetlnego źródła, w stronę tego, co istnieje POZA, dłonie, ponieważ w nich właśnie kumuluje się żywa ekspresja, to one wyrażają głębię modlitewnego skupienia, czasem radość, częściej jednak rozpacz i bezradność. I takie hierarchizowanie elementów przedstawienia determinuje ich formę. Stąd też świadome deformacje postaci, wydłużenia, zbliżenia, skróty. Zabiegi techniczne tworzą określone reguły odbioru, koncentrują uwagę wokół wyróżnionych elementów, skłaniają do symbolicznej interpretacji, pomagają w odkrywaniu znaczeń, pozostawiają jednak również poczucie, że przedstawiany przez artystę świat pełen jest zagadek, niedopowiedzeń, subtelnych intuicji, których do końca zgłębić niepodobna.

Wojciech Kass: artystyczny alfabet Solińskiego, ryty w materii liniami, kreskami, punktami, przenosi nas nieustannie na próg semantyki i tajemnicy stawiając tym samym w obliczu „niepoznawalnego”, „niewidzialnego”, „niepojętego”. Jego alfabet to także litery, tyle że ryte, a nie pisane, to znaki, ale będące również zapisem. W tym sensie jest dla mnie autor Dnia, jak tchnienie wiatru poetą linorytu. Mógłbym za Maryną Cwietajewą powiedzieć, że jak i ona jest całkowicie obojętny względem widzialności, co w żaden sposób nie obraża jego poczucia realności i tego, co określiłbym następującymi słowami – jego pościgiem za istotą tej Realności, której kostium jest większy niż sama tkanina widzialności. Realne bowiem to także niewidzialne, do którego odsyła nas fizycznie stawiany znak/zapis, stawiany przez fizyczną rękę rylcem lub rysikiem, ołówkiem lub długo(pisem). Zatem linorytnik z Bydgoszczy jest również linopisem stawiającym literę linii. (…) Ta linia/ lina również jest u niego w dużym stopniu muzyczna, co wynika z jego miłości do muzyki. A ponieważ zaczyna nam tych muz przybywać, muzyczność linorytów Solińskiego odłóżmy później. I jeszcze jedno, tą linią/liną nikogo i niczego nie zapętla, ona jest opowieścią o nawiasie jego życia w tu i teraz, wciąż z trudem i mozołem ponawianych wysiłkach „wyjrzenia” poza ten nawias. Modlitwą.

 

Podaj dalej
Autor: (fran)