Felieton Złamane embargo Tomasz Brzozowski, duchowy spadkobierca hrabalowskiej ludyczności na Polskę, szef mikroskopijnego wydawnictwa "Świat Literacki", tudzież obermajster klubo-kawiarni "Czuły Barbarzyńca", rzekł był w jednym z wywiadów, że lektura twórczości Paulo Coelho może być szkodliwa dla zdrowia. W pełni podzielam opinię kolegi Brzozowskiego... choć tak po prawdzie to nie jest moim kolegą, bo tylko dwa czy trzy razy w życiu miałem okazję wymienić z nim poglądy, przy czym nie pamiętam już efektów tejże wymiany. W każdym razie spróbuję, po swojemu, rozwinąć myśl sympatycznego Hrabalofila ze "Świata Literackiego". Dlaczego płody Coelho mogą być przyczyną wielu groźnych chorób? Otóż dlatego, że w przeciwieństwie do pozostałej reszty literackiej komercji, która zalewa nasz rynek, kreowana jest na prozę mającą walory niemalże terapeutyczne. Autorowi niepotrzebnie przywdziewa się szatę wielkiego filozofa i myśliciela, choć nawet on sam na takiego nie pozuje. Szkodliwość Coelho polega zatem na tym, że ludkowie traktują go więcej niż poważnie. Traktowanie prozy Coelho serio przypomina zakupy w ciemno pod wpływem dobrej promocji. Załóżmy, że mamy reklamę cudownego środka na porost włosów. Kampania jest profesjonalnie przygotowana, co sprawia, że większość facetów chce nabyć ów środek, bo wmówiono im, iż tylko facet z czupryną jest seksy. Coelho, zamiast stwierdzić, że łysina to nic zdrożnego, że seksualności człowieka nie mierzy się ilością włosów na głowie, rozbrajająco i nad wyraz poważnie proponuje odbiorcom płyn na porost włosów domowej produkcji - ekologiczny i niekomercyjny. W gruncie rzeczy to jedno i to samo. Tyle tylko, że nie zarobi na tym jakiś niemiecki koncern farmaceutyczny, a domorosły alchemik spod Kutna. A czytelnik... jak był łysy, tak łysy pozostanie. * * * Tomasz Brzozowski miał na tyle odwagi, żeby otwarcie …