Czwartek, 15 grudnia 2022
Rozmowa z PAWŁEM KWIATKOWSKIM, autorem książki „Street Art Polska”
Pisanie książki o street arcie wydaje się zadaniem dość karkołomnym. Wyobrażam sobie, że pisze się długo, jeszcze dłużej opracowuje, a kiedy w końcu książka trafia na rynek, to niektórych murali już nie ma i dzieło się dezaktualizuje. Tak, po części to prawda. Muralistykę, a w szczególności street art, cechuje duża płynność. W mojej książce istotnie znalazło się kilka zdjęć murali już nieistniejących: niektóre budynki zostały wyburzone, inne – ocieplone, a fasady jeszcze innych – po prostu zamalowane. W wielu przypadkach nie podajemy lokalizacji, bo artyści nie są w stanie odtworzyć z pamięci, gdzie dokładnie namalowali mural. Mają jedynie fotkę na telefonie. Nie znaczy to jednak, że książka jest nieaktualna. Tym bardziej jest potrzebna, bo ma charakter dokumentalny. Uwiecznia te wszystkie efemeryczne byty, jakimi są dzieła streetartowców. Poza tym chciałem zwrócić uwagę na fakt, że nasi rodzimi twórcy działają praktycznie na całym świecie i w dużej części ich dorobek dostępny jest tylko za pośrednictwem internetu. A jest to przekaz dość powierzchowny i również ulotny: często pojawia się jedynie na rolkach czy relacjach na Instagramie, a więc zaledwie na kilka–, kilkanaście sekund. A nawet jeśli wciąż powstają murale w kraju, to przecież wiele z nich pojawia się w tak zwanych pustostanach, czyli w porzuconych zakładach przemysłowych czy innego rodzaju gmachach, do których praktycznie nikt nie zagląda, poza wielbicielami urbexu. Ten nurt kwitnie, mimo że funkcjonuje niemal wyłącznie w necie. W albumie dostrzegłem sporo ścian historycznych, niemal ikonicznych dla historii polskiego street artu, jak np. „Jazz w wolnych chwilach”, „Sweet dreams”, „Piotrusia Pana”, „Dziewczynkę z konewką”, „Recycles” czy „Madonnę Astronautów”. Starałem się wybrać nowsze prace, które są, zapewne, nieco mniej znane czytelnikom i czytelniczkom, jednak te, które pan wymienia, należą do żelaznego kanonu klasyki polskiego street artu. Nie wyobrażam sobie, żeby ich zabrakło. Jest też sporo prac z zagranicy. Nie mogło być inaczej, skoro polskie środowisko streetartowe funkcjonuje na całym świecie. Trudno nadążyć za nieustannie wojażującymi NeSpoon czy M-city, tworzącym i wystawiającym się we Francji Sainerem, Seikonem, który na stałe już mieszka w Grecji, rozchwytywaną na całym świecie Natalią Rak, osiadłym w Berlinie Czarnobylem czy Zbiokiem, który regularnie wystawia się w Japonii. Trudno tu mówić o jakichś rankingach czy rywalizacji, bo street art to nie wyścigi, jednak – tak między nami – powiedziałbym, że nasi twórcy należą do czołówki światowej, a w każdym razie są zdecydowanie rozpoznawalni. Z powodzeniem malują w Stanach Zjednoczonych, Nowej Zelandii, Francji, Holandii, Niemczech i wystawiają się w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech. Oczywiście street art nie ma narodowości, więc to, że chodzi tu o twórców polskich, nie ma nic do rzeczy: zdaję sobie sprawę z tego, że takie polskie ujęcie, jakie sugeruje tytuł książki, jest swego rodzaju nadużyciem. Na pewno bohaterów twojej książki łączy to, że mają imponujący dorobek i są wybitnymi indywidualnościami. Domyślam się, że przecież nie jedynymi w Polsce. Czym kierował się pan, dobierając rozmówców do albumu? Wybór artystów, których zaprosiłem do projektu, był najtrudniejszą i dość frustrującą częścią pracy nad książką. Miałbym ochotę widzieć na kartach książki jeszcze wielu artystów. Układanie listy praktycznie nie skończyło się nigdy, natomiast w którymś momencie należało powiedzieć „basta”. Książka nie jest z gumy! Skończyło się na tym, że ma prawie 400 stron i niemało waży (!) – w końcu jest wydrukowana na znakomitym gatunkowo, notabene sprowadzanym ze Szwecji jedwabistym papierze kredowym, o znacznej gramaturze, bo aż 130 g/m2 i wyposażona w twardą oprawę. Waży więc nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Układaniem listy zajmowałem się niemal bez przerwy w ciągu całego okresu pracy nad książką i wciąż zmieniał się jej układ: z ostatecznego rezultatu jestem zadowolony, bo jednak udało mi się dotrzeć do większości moich ulubionych twórców. Mam jednak wielką …
Wyświetlono 25% materiału - 571 słów. Całość materiału zawiera 2287 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się