Kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy o tym, że w maju w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie planowane są dwie imprezy targowe – jedna po drugiej, kręciliśmy głową z niedowierzaniem i spokojnie czekaliśmy, aż sytuacja się wyjaśni. Z upływem czasu okazało się jednak, że nie tylko żaden z organizatorów nie zamierza zrezygnować, ani porozumieć się z drugim, ale obie imprezy zaczęły nabierać rumieńców – zarówno nowa spółka Targi Książki, jak i Ars Polona organizowały kolejne konferencje prasowe, na których informowały o swoich programach i chwaliły się rosnącymi liczbami wystawców. Z niepokojem, ale i zaciekawieniem czekaliśmy więc na oba weekendy, żeby naocznie przekonać się, jak wypadły targi i co o tym wszystkim sądzą wydawcy. Przed imprezami wiedzieliśmy bowiem tylko tyle, że: jedni zdecydowali się na udział w Warszawskich Targach Książki, drudzy w Międzynarodowych Targach Książki, niektórzy postanowili być na obu, a jeszcze inni zrezygnowali w tym roku w ogóle z wystawiania się w Warszawie. Targi już za nami. Zapytaliśmy więc kilku wystawców, czy są zadowoleni ze swoich wyborów. Mam nadzieję, że do takiej sytuacji mogło dojść tylko raz – Bronisław Kledzik, dyrektor i redaktor naczelny wydawnictwa Media Rodzina Jak w pańskiej ocenie wypada porównanie Warszawskich Targów Książki i 55. Międzynarodowych Targów Książki?W wydawnictwie od początku stawialiśmy sobie pytanie: czy dobrze robimy, uczestnicząc w jednych i drugich targach, biorąc pod uwagę przede wszystkim rachunek ekonomiczny? I pod tym względem muszę przyznać, że jesteśmy bardzo zadowoleni. Nie zanotowaliśmy na tychprzedsięwzięciach jakichś dotkliwych strat, a każdy udział w targach traktujemy jako inwestycję w przyszłość. Różnice jednak były i to dość widoczne. Na Międzynarodowych Targach Książki zdecydowanie więcej było bibliotekarzy. Odnoszę też wrażenie, że ta impreza, o wiele bardziej niż Warszawskie Targi Książki, skierowana jest do fanów. Pewnie liczba imprez towarzyszących była podobna, to jednak Międzynarodowe Targi Książki wydają mi się bardzo nastawione na czytelników, którzy przychodzą właśnie po to, by spotkać się z ulubionym autorem. Świetnie widać to choćby na przykładzie naszego wydawnictwa. Wiedzieliśmy doskonale, że sława Józefa Wilkonia i sukces nowego wydania „Księgi dżungli” będą gwarantowały duże zainteresowanie, ale targowa popularność kolejnej książki z jego ilustracjami, czyli „Nazywam się Fryderyk Chopin” Aleksandry Zgorzelskiej, autorki stosunkowo mało przecież znanej, całkowicie nas zaskoczył. I to do tego stopnia, że tego tytułu po prostu nam zabrakło. Z kolei Warszawskie Targi Książki muszę wyróżnić za znakomity program poświęcony nowym technologiom, współpracę z wieloma znakomitymi markami, które same w sobie przyciągają duże zainteresowanie mediów i widzów, jak w przypadku projektu Noki poświęconego audiobookom. A jak oceniłby pan obsługę wydawców na obydwu imprezach, warunki pracy, jakie im stworzono? Na pewno inicjatywa organizacji Warszawskich Targów Książki i finansowe warunki udziału, jakie zaproponował Murator Expo spowodowały spadek cen na Międzynarodowych Targach Książki. To oceniam bardzo dobrze. Natomiast jeżeli mowa o technicznym serwisiedla wydawców, czyli bieżącym rozwiązywaniu problemów, jak uzupełnienie mebli czy niewielkie zmiany w zakresie wyglądu samego stoiska, to na Warszawskich Targach Książki wypadło to o wiele lepiej. Być może wynika to z różnicy w przyjętych procedurach działania – te stosowane przez Muratora wydają się prostsze. Odwiecznym tematem do dyskusji pozostaje oczywiście sama lokalizacja targów. Dla mnie Pałac Kultury i Nauki jest miejscem magicznym, ale na pewno nie przystosowanym do organizacji imprezy targowej. Powtarzam …