Diana Chmiel jest klasycznym molem książkowym, ale jest to klasyka w nowoczesnym wydaniu. Młoda, wykształcona, pełna energii i pomysłów. W opozycji do stereotypowego mola książkowego postrzeganego jako kujona niepotrafiącego się odnaleźć w towarzystwie, Diana jest książkowym wulkanem energii. Jedyne, co ją łączy ze stereotypem, to okulary. Urodzona bibliotekara Twierdzi, że od początku wiedziała, że będzie bibliotekarką. Swoją karierę buduje konsekwentnie – nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby pracować w innym zawodzie. Wybór studiów bibliotekoznawczych był zaplanowany. Pracę magisterską na UMCS w Lublinie obroniła w czerwcu, a już we wrześniu pracowała w bibliotece na warszawskiej Białołęce. – Mama wspomina, że jak miałam cztery lata, to w kółko pytałam: jaka to literka? Męczyłam ją bezustannie. W ten sposób poznałam cały alfabet i nauczyłam się czytać. Sama! Gdy miałam pięć lat, mój starszy o dwa lata brat rozpoczął naukę w szkole podstawowej i wtedy po raz pierwszy w życiu mama zaprowadziła mnie do szkolnej biblioteki i wypożyczyła książkę! O księżniczce Disneya! Od tej pory czytam. Mam już trzydziestoletnią praktykę. W szkole wszystkie lektury były przeczytane przed czasem. W wakacje wraz z przyjaciółką czytały lektury na kolejny rok szkolny. Diana notowała ich streszczenia w specjalnym zeszycie, w którym doklejała wszelkiego rodzaju notki, jakie znalazła w prasie o danym tytule. W trakcie roku szkolnego pomoc nieoceniona. Rodzice są bardziej ścisłowcami niż humanistami, ale w opowieściach rodzinnych występuje wujek, który uciekał przed żoną na strych, aby swobodnie czytać książki, i jego duch jest Dianie bardzo bliski. Ponieważ nie miała wskazówek czytelniczych, pochłaniała wszystko, co wpadło jej w ręce. – Tak kształtował się mój gust. Najpierw bajki Disneya, baśnie, powieści kryminalne, wśród nich pamiętam te sygnowane nazwiskiem Hitchcocka (seria ponad 50 książek), ponad 80 książek „nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty” – książki o amerykańskich nastolatkach, przyjaźni, rodzinie, chłopakach, kłótniach, rozstaniach, miłości, potem setki harlequinów. Teraz książki czytam tematycznie. Pamiętam minę pani egzaminator na studiach, gdy na pytanie, jakie książki czytam, odpowiedziałam, że obozowe. Dla mnie to nadzwyczajne świadectwo ludzkiej siły i mocy. Mówiąc o literaturze obozowej, mam na myśli książki historycznowspomnieniowe. Książką życia jest dla mnie „Pięć lat kacetu” Stanisława Grzesiuka. Inne pozycje, które ogromnie cenię, to „Pejzaże metropolii śmierci. Rozmyślania o pamięci i wyobraźni” Otto Dov Kulki oraz „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora E. Frankla. Nie czytam powieści z tej tematyki, bo często niosą uproszczenia i przekłamania. Ze Świdnika na Białołękę Ponieważ pracę znalazła wcześniej niż mieszkanie, to lokalizacja pracy wyznaczyła jej miejsce zamieszkania. Znalazła je równie szybko jak pracę. Dziś Białołęka jest jej małą ojczyzną. W bibliotece zajmuje się praktycznie wszystkim – kupuje, wypożycza i kataloguje książki, organizuje spotkania z autorami, prowadzi działania promocyjne. Najbardziej lubi udzielać rekomendacji. – Uwielbiam wciskać ludziom książki, a gdy usłyszę pytanie: co by mi pani poleciła? – wyrywam się ze swoimi poradami natychmiast. Mieszka w małym mieszkanku, dlatego wybór książek na domowe półki jest niezwykle staranny. Kiedyś cała kawalerka była jedną wielką biblioteką, dziś regał od sufitu po podłogę zajmuje jedną ścianę. – Cały czas robię ostrą selekcję, nie przywiązuję się do książek. Po przeczytaniu zwykle ruszają w świat. Na półkach zostają te, które uważam za najlepsze, i te, których jeszcze nie przeczytałam. Tych ostatnich jest najwięcej. Po fascynacji literaturą o tematyce górskiej na półkach został tylko niewielki ślad w postaci paru tytułów. Dzięki przeczytanym biografiom ludzi gór wspięła się już na większość szczytów świata. – Nie chodzę po górach, ale właśnie po to mamy książki, by przeżywać takie przygody, nawet gdy się ich boimy. Zostawiłam sobie w zbiorach „Upadek olbrzymów. Historia wspinaczek himalajskich od epoki imperiów do epoki skrajności” oraz biografię Piotra Pustelnika „Ja, Pustelnik”, w którym zakochałam się bez reszty. To wspaniały, mądry człowiek, otwarty stoik, ludzki, ułomny i wyjątkowo poukładany. Polecam każdemu, bo to książka, z której dużo się można nauczyć. Nie pozbyłam się również książki Jona Krakauera „Wszystko za Everest” – jedną z najbardziej klasycznych opowieści o najwyższej górze Ziemi, oraz wspomnienia Ewy Dyakowskiej-Berbeki „Jak wysoko sięga miłość. Życie po Broad Peak”. To najlepsza książka o ludziach gór, którą czytałam. Historia niezwykle mądrej kobiety, dla mnie prawdziwy kierunkowskaz życiowy. Zostawiłam też „Strofy o górach. Antologia”. Choć poezji nie czytam, to te najpiękniejsze polskie wiersze górskie zachowałam, ze względu na piękną okładkę. Łącznikiem pomiędzy …