Kiedy po raz pierwszy złoży się wizytę w Barnes and Noble na Union Square w Nowym Jorku wrażenia, jakich się dozna będą szokujące. Ogromny, wielopiętrowy (stary jak na warunki amerykańskie), budynek wypełniony książkami, płytami CD i DVD, wydawnictwami na CD romach, kalendarzami, pocztówkami, plakatami i wszystkim, co można tylko sprzedać a było nośnikiem tekstu, obrazu stabilnego i ruchomego. Bogactwo formy, treści, barw, obrazów a zwłaszcza sortymentu w warunkach amerykańskich, w których wszystko jest olbrzymie, imponujące i zabytkowe to jest jakby normą tego kraju. Zdumiewa logika, głęboko przemyślany marketing tak specyficznego towaru, jakim jest książka i niesłychanie pogłębiona psychologia użytkowa substancji ludzkiej. Wielopiętrowość i wielokondygnacyjność budowli B&N jest już normą, tworzy się jakby labirynt, labirynt biblioteki znany z powieści Umberto Eco „Imię Róży”. To ciągłe poznawanie nowych pomieszczeń, zakamarków, których jest tam rozmieszczonych, z pełną premedytacją, mnóstwo, pobudza ciekawość i skłania do poszukiwań. Niekiedy znajdujemy „bibliobagów” uczepionych przy suficie, lub zaszytych w dyskretnych kącikach i załamaniach regałów. Pomysłowy, przemyślany, ale super bezpieczny system drabinek, podnóżników, stelaży pozwala dotrzeć i spenetrować każdy zakamarek i kącik. Wszystko to stwarza atmosferę intymności, przypadkowości i niespodzianek tak pobudzających wyobraźnię ludzką. Ogromna ilość krzeseł, puchatych sof, lovesitów, taboretów, otoman zapewnia wygodny spoczynek, relaks w każdej pozycji po drzemkę włącznie. Jest już normą że, każda „stacja” B&N jest jednocześnie hotspotem (pomieszczenie, w którym można korzystać bezprzewodowo z Internetu), zapewniającym bezprzewodowe korzystanie z sieci. Kawowe barki, zakąskowe kafeterie, automaty z napojami, często markowane Starbuckiem (znana firma kawowa), zaspokoją głód i to nie tylko pierwszy. Atmosfera, intymności w tłumie, relaksu w zgiełku i przyjazności w drapieżnym marketingu to cecha całego amerykańskiego biznesu. Sztaby specjalistów od rynkowości, psychologii, socjologii, dniem i nocą pracują nad idealnym algorytmem efektywności każdego posunięcia, innowacji, inwestycji. Naczelna dewiza brzmi: klienta należy skłonić do odwiedzin B&N za każdą cenę, nakłonić go, jak już się tam znajdzie, do przedłużenia bytności w każdy możliwy sposób i przyczynić się do zakupów przez klienta tylu pozycji ile jest w stanie udźwignąć! Powinien w B&N siedzieć, stać, jeść, spać, przeglądać, pytać, pracować cały nieomal dzień, w atmosferze przyjaźni, troski o niego, psychicznego komfortu! Jeżeli mielibyśmy szukać analogii z naszą polską rzeczywistością to jedynie niektóre wielkie Empiki i warszawski Traffic Club w jakimś stopniu upodobniają się do stacji B&N, ale są ich słabym refleksem pod względem rozmachu i bogactwa. Jednocześnie dziesiątki „niewidzialnych” oczu kamer, sprytnie zakamuflowanych, śledzi każdy ruch klientów, zagląda do ich kieszeni i toreb, a specjalnie szkoleni „cichociemni” w każdej chwili mogą pojawić się jak spod ziemi i reagować dyskretnie, ale konsekwentnie. Inna sprawa, że równie efektywnie śledzi się potencjalnych przestępców, jak uważnie czuwa się nad laptopami, i rzeczami osobistymi chwilowo „porzuconymi” przez penetrującymi zbiory, właścicieli. Barnes & Noble jest obecnie potężnym – totalnym konsorcjum księgarsko-wydawniczym w USA. W styczniu 2004 roku korporacja liczyła 840 stacji księgarskich operujących w 50 stanach USA i Kanadzie. Każdego …