Głośno o nas ostatnimi czasy. Niby przednówek, a jednak obfitość tematów związanych z książkową branżą widać gołym okiem. W prasie ogólnopolskiej, zarówno w dziennikach jak i tygodnikach, nie mówiąc już o internecie, pełno sążnistych analiz, publicystycznych diagnoz, sporów, notatek i czego tam jeszcze. Trzy tematy dominują: pierwszy to darmowe podręczniki, drugi – ustawa o książce i trzeci – sprzedaż Matrasa. A wszystkie niezwykle atrakcyjne, budzące społeczne zainteresowanie i… ferment w naszym środowisku. Całość zaś – podszyta niepokojem i niepewnością o przyszłość. „Darmowe podręczniki” – wątek numer jeden. Spór na ten temat pomiędzy wydawcami edukacyjnymi a MEN-em toczy się co prawda od lat, ale wydaje się, że teraz wkroczył w decydującą fazę. Wydawcy tej bitwy z MEN-em nie wygrają, to pewne. Ale wojnę – jak najbardziej. Niestety to potrwa parę lat, aż do momentu, kiedy definitywnie okaże się, że ministerialne pomysły są niewiele warte. MEN w roli Janosika, co rozdaje podręczniki za darmo, to demagogia. Za darmo?!… Oznacza to, że zapłaci za nie „pan, pani, czyli społeczeństwo”. Na początek około 160 mln, a w kolejnych latach – kolejne kilkaset milionów. Powoływanie się przez panią minister edukacji narodowej Joannę Kluzik-Rostkowską na międzynarodowe standardy obowiązujące w tym względzie jest, łagodnie rzecz ujmując, dalekie od prawdy. Polecam lekturę raportu Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji i unijnej Eurydice pt. „Podręczniki szkolne w Europie”. Rozwiązania są różne, ale żadne z państw członkowskich UE nie proponuje „darmowego rozdawnictwa” w wersji …