– Ponad milion sprzedanych egzemplarzy, najpoważniejsze nagrody literackie w obszarze języka francuskiego, poczytność. Nie boi się pan dźwigać ciężaru sławy w wieku zaledwie dwudziestu ośmiu lat? – Oh, mam do siebie dystans i wiem, jak ulotna jest sława… – Podejrzewam pana o poglądy konserwatywne. – Trochę racji pan ma. Czuję się nieco przerażony kierunkiem naszego rozwoju. Oto przykład, który to doskonale ilustruje. Mój francuski wydawca i ja wspólnie odmówiliśmy umieszczenia książki na Kindle’u. Dlaczego? Po pierwsze, nośniki elektroniczne odbierają chleb księgarzom oraz księgarniom, zabijają słowo drukowane. Trudno zaakceptować fakt, że ludzie z naszej winy idą na bezrobocie. Po drugie zaś, co ważniejsze, niepokoją mnie reakcje osób twierdzących, że słowa drukowanego nie są w stanie przyswajać inaczej, niż w formie e-booka. Chyba zupełnie zwariowaliśmy. Trzeba walczyć przeciwko tej modzie, mam nadzieję, przejściowej. Książka, czy w ogóle zapis na papierze, służą człowiekowi lepiej. Ja nawet jadąc samochodem wolę korzystać z tradycyjnych map niż z GPSa. Dzięki mapom efektywniej uruchamiam szare komórki. – Stworzył pan apologię pisarstwa oraz pochwałę książki drukowanej. Czytając pańską powieść odnosiłem wrażenie, że zalicza się pan do tych, którzy wierzą jeszcze w siłę literatury? – Jak najbardziej! W moim domu zawsze było mnóstwo książek. Matka, która jest księgarzem oraz ojciec, nauczyciel francuskiego w liceum, zachęcali mnie do lektur. Wiem, jak bardzo dzieło pisane nabiera sensu, kiedy bierzemy je do ręki w fizycznej postaci. Tak samo jest z muzyką. Muzyki właściwie nie ma, gdy traci fizyczny nośnik, ukrywając się w chmurze. Bez materialnego wyróżnika przestaje zaprzątać myśli. Z książką tak samo. Dlatego uważam, że materialna postać książki nigdy nie zniknie. Elektroniczne jej upostaciowanie stanowi, sądzę, etap przejściowy. Wierzę w potęgę papieru jako nośnika sensu i jako przedmiotu. Z książką wszystko jest możliwe. Z filmem natomiast – niestety nie… Film narzuca pewien obraz. Tak samo jest w przypadku telenowel. A książka, ileż ona potrafi! Z książką stajemy się twórcami. Nadajemy osobisty rytm lekturze, szybki, wolny, jak kto woli. Kreujemy też wraz z autorem rzeczywistość. Kolejny przykład. Pewien czytelnik „Prawdy o sprawie Harry’ego Queberta” zapytał mnie, czy Nola, główna bohaterka powieści, na pewno ma czarną skórę. Tłumaczyłem, że to przecież biała, młodziutka blondynka. Postać dość charakterystyczna w latach 70. ubiegłego wieku dla amerykańskiej prowincji, konkretnie Nowej Anglii, gdzie rozgrywa się akcja. Ale zaproponowałem, by ten czytelnik pozostał przy swojej wizji Noli. Jeśli mu z tym wygodnie. Oto siła książki i triumf wyobraźni. – Dziwi pana, czy cieszy, że wciąż chcemy czytywać opowieści o pisarzach, a nie tylko o gwiazdach ekranu lub celebrytach? – Wiele pytań od moich czytelników …