Tropy czytelnicze Adamowi Nodze wyznaczył brat Marian, starszy o dziewięć lat. Dziś obaj są profesorami ekonomii. Kiedy mały Adaś miał lat siedem, w domu znajdował wyłącznie poważne książki szesnastoletniego brata. Lekturę baśni pamięta tylko z przedszkola, tytuły wyleciały mu z głowy. Rodzice zajęci wychowaniem siódemki dzieci nie mieli czasu na wieczorne czytanie. Najstarsze czytelnicze wspomnienia ma zatem z książkami brata. – Pierwsze dotyczyły filmu. Brat brał udział we wszystkich możliwych konkursach i wygrywał mnóstwo nagród, prenumerował tygodnik „Film”. Jedną z pierwszych książek, którą zapamiętałem, były „Opowiadania z Trzmielowej Góry” oraz „Półpancerze praktyczne” Sławomira Mrożka. Fascynowały, a zarazem szokowały mnie, choć nie bardzo je rozumiałem. Dopiero dziesięć lat później, kiedy sam zacząłem się poruszać w socjalistycznej rzeczywistości, pojąłem groteskę Mrożka. Zapamiętałem nowelę „Telegraf”, która znakomicie opisywała paradoksy socjalistycznej gospodarki, i nawet już jako doktor ekonomii podsuwałem innym, aby lepiej zrozumieli jej absurdy. Dzieciństwo Adam Noga cytuje, śmiejąc się, słynne zdanie z klasycznego już dziś współczesnego dramatu pt. „Indyk” Sławomira Mrożka: „A może byśmy tak co zasiali?”, które przeszło do kanonu cytatów, a opisuje totalny tumiwisizm panujący w Polsce w latach sześćdziesiątych. Chwali wszystkie nowele Mrożka za zwięzłość, inteligencję i humor. Przypomina jeszcze opowiadanie „Półpancerze praktyczne”, które często wykorzystuje w dydaktyce. Wszystkie opowiadania Mrożka ma w swojej bibliotece. – Mrożka uwielbiałem, ale z lekturami szkolnymi miałem problem, dostałem dużo dwój, bo zamiast nich czytałem książki o sporcie. Najlepiej wspominam „Milczące stadiony” Bohdana Tomaszewskiego. Przepiękna książka łącząca wątki biograficzne autora z literackim opisem wspaniałych momentów w historii sportu, o których słyszałem, ale których nie mogłem śledzić. Dzięki Tomaszewskiemu mogłem naprawdę uczestniczyć w wydarzeniach sportowych spoza mojego peselu. „Rok olimpijski”, też Tomaszewskiego, to z kolei subiektywna relacja z zimowych i letnich igrzysk olimpijskich, które w 1964 roku odbyły się w Innsbrucku i Tokio i trochę już je pamiętałem. Znakomicie pamiętam też autobiografię Jadwigi Jędrzejowskiej, najbardziej utytułowanej polskiej tenisistki w historii przed Fibakiem, Radwańską i Świątek, pt. „Urodziłam się na korcie”. Ponieważ czytanie książek sportowych zajmowało mu tyle czasu, że brakowało go na lektury szkolne, wykorzystywał swoje ogólne oczytanie i pytany przez nauczycieli o treść, często improwizował, bazując na innych znanych mu książkach. Śmieje się na wspomnienie fantazji, jakie wymyślał na temat „Anielki” Prusa, ale i tak zamiast tradycyjnej dwójki dostał trójkę. Na szczęście „Syzyfowe prace” bardzo mu się spodobały. – Od tego czasu byłem groźny! – żartuje. – Zacząłem otrzymywać oceny bardzo dobre i mogłem przegadać każdego w klasie. Uwielbiam „Ludzi bezdomnych”, a przez tę książkę także Nałęczów, który Żeromski opisał jako Cisy! Pokochałem też Judymowy Paryż. Pamiętam doskonale „Siódmy krzyż” Anny Seghers, książkę z 1942 roku, której akcja toczy się w roku 1937, czyli jeszcze przed II wojną światową, o ruchu oporu wobec hitleryzmu. Adam Noga urodził się i wychował w Nowym Sączu, tam skończył podstawówkę. Naukę kontynuował, jak większość kolegów, w liceum, gdzie mógł rozwijać swoje zainteresowania otaczającym go światem, głównie ekonomią i polityką. Nadal szedł śladem brata, który we Wrocławiu robił doktorat z ekonomii. Wiedział, że będzie zmierzał w tym samym kierunku. – Z pisarzy, których wtedy czytałem najbardziej, wciągał mnie Frederick Forsyth. Jego „Dzień Szakala”, potem „Psy wojny” czy „Akta Odessy” i późniejsza „Diabelska alternatywa” były dla mnie książkami dokumentalnymi, a nie sensacyjnymi, fenomenalnie, naturalistycznie opisującymi prawdziwe gry polityczne na świecie, do dziś należą do moich ulubionych tytułów. Wtedy uwielbiałem książki, w których była i fikcja, i równocześnie wiele wiedzy o tym, jak funkcjonuje świat od podszewki. Jeszcze bardziej szukałem tego w filmie. Przeczytałem wszystkie tomy „Historii sztuki filmowej” Jerzego Toeplitza, rektora PWSFTviT w Łodzi, który po 1968 wyjechał do Australii, o czym się dopiero dowiedziałem na premierze książki Zygmunta Sieradzkiego pt. „Nie płacz, kiedy odjadę. Historia rodzinna”, wydanej w 2019 roku, opisującej niesamowite życie Wandy Sieradzkiej i jej syna – też emigranta do Australii. Z Zigim Sieradzkim, ekonomistą, do dziś utrzymuję przyjazne relacje i niedawno przeczytałem jego zbiór wierszy „Accidental kameleon”. „Nie płacz, kiedy odjadę” to wykonywana w czasach jego młodości przez Marino Mariniego piosenka, do której słowa napisała właśnie Wanda Sieradzka. Nie miał pojęcia, że życie jej autorki było gotowym scenariuszem na film. Lektura książki sprawiła, że dopiero zrozumiał znaczenie słów piosenki z młodości. Gdy zastanawiał się nad dalszą edukacją, intensywnie myślał o reżyserii filmowej, ale doszedł do wniosku, że nie ma szans na tym kierunku. – Kiedyś przyjechałem do Warszawy na konkurs związany z filmem, ale mimo że byłem bardzo silnie obkuty, miałem wrażenie, że karty już były rozdane. Zadowalał się częstym chodzeniem do kina, a po obejrzeniu filmu sięgał po książkę, tak zapoznał się z wieloma słynnymi powieściami, m.in. Elii Kazana. – „Układ” oglądałem z wypiekami na twarzy, oczywiście nie oceniałem go literacko i filmowo, byłem na to za głupi, ale czułem, że jako sztubak licealista w średnim polskim mieście w pełni socjalizmu dotykam wielkiego świata. Książka przełomowa Kiedy trafił na „Przemianę” Michela Butora, przeżył olśnienie. Książka reprezentuje awangardowy kierunek w prozie francuskiej zwany nouveau roman, czyli nowa powieść. Śledził losy jej autora, nurt był mu na tyle bliski, że poznał też twórczość innych jego przedstawicieli, jak Alain Robbe-Grillet. „Przemiana” Butora pozostaje dla niego jednak dziełem najważniejszym. Rewelacyjnym i rewolucyjnym. Jest napisana w drugiej osobie, co – jak podkreśla Adam Noga – robi ogromne wrażenie na czytelniku, który czyta: mówisz, wstajesz, idziesz. Książka jest opisem podróży bohatera pociągiem z Paryża do Rzymu, gdzie ma spotkać się ze swoją kochanką, a czytelnik śledzi jego myśli, decyzje, wątpliwości. Bohater, zmęczony życiem Francuz, próbuje przełamać otaczającą go szarą rutynę. Przechodzi przemianę. To dzieło swego czasu określano jako eksperymentalne. – Dziś może wydawać się dość proste, ale dla mnie wówczas było niezwykle wyrafinowane, pokazało, że wielkie spełnienie, jakiego doświadczył główny bohater, może się ziścić tylko w literaturze. Do „Przemiany” Butora często wracał. Starał się mieć parę egzemplarzy, by rozdawać znajomym i móc fizycznie pokazywać swoją przełomową książkę! Na prozę Julio Cortázara i falę pisarzy iberoamerykańskich trafił już po francuskich eksperymentach. – Książki pisarzy z Ameryki Łacińskiej miały nie tylko pasjonujące treści, ale i zwykle filozoficzne puenty. Przechowuję do dziś niektóre książki Cortázara, oczywiście „Grę w klasy”, książki Marqueza czy Llosy. Konsekwentnie wybrał studia ekonomiczne na SGPiS w Warszawie. Mimo że nauki miał sporo, czytał dalej, szukał głośnych tytułów, a że wielkim hitem było „Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a, kupił i przeczytał tę powieść w ciągu jednej nocy. Z książek wojennych podobnie wciągnęła go „Komu bije dzwon” Hemingwaya. Trafił też na książkę „Życie przed sobą” Émile Ajara, która nie tyle odmieniła jego miłość do literatury, ile ją ukierunkowała. Bo Émile Ajar to jeden z pseudonimów jego ukochanego pisarza Romaina Gary’ego, który dwa razy otrzymał Nagrodę Goncourtów, choć jak podkreśla Adam Noga, można ją dostać tylko raz. – Akcja umiejscowiona jest w niefrancuskiej części Paryża. Momo jest sierotą pod opieką starej Żydówki prowadzącej nieoficjalny dom dziecka. Schorowana opiekunka sama wymaga opieki, a to dziecko wie, co jest słuszne, i zaczyna opiekować się kobietą. Przepiękna historia. I ta książka uważana jest przez Francuzów za jedno z najlepszych francuskich arcydzieł literatury. Piękną książkę o Romainie Garym napisała też Agata Tuszyńska pt. „Żongler. Romain Gary”, w której opisuje jego polsko-żydowskie korzenie. W Wilnie jest pomnik pisarza, niewielka, odlana z brązu rzeźba, przedstawiająca chłopca, który patrzy w niebo, przytulając do serca… kalosz. Gary jako mały chłopczyk obiecał kiedyś dziewczynie, że jak się w nim zakocha, to on tego kalosza zje! – Okazuje się, że profesor zna wszystkie detale z życia swojego ulubionego autora. Opowiada o fascynującym życiu Gary’ego i małżeństwie pisarza z Jean Seberg, amerykańską aktorką, która miała romans z francuską Nową Falą. Nie uważał studiowania ekonomi za trudne, przypomina, że oferta lektur pod koniec lat siedemdziesiątych nie była zbyt bogata, a wielu studentów wspomagało się książkami przywiezionymi z Zachodu. Sam czytał głównie po francusku, wkrótce i po angielsku. Wspomina książki Johna Kennetha Galbraitha, których w Polsce wydawano wtedy dosyć dużo, bo choć pochodził z Harvardu, miał poglądy trochę lewicujące i lubił krytykować system kapitalistyczny, …