Wtorek, 2 listopada 2021
Przez całe długie życie Witoldowi Kruczkowi-Abuładze towarzyszą książki. Mówi, że są jego mózgiem. Nawet teraz duża wada wzroku nie zniechęca go do zgłębiania ich treści. Zażyczył sobie, by książkę ks. Michała Poradowskiego „Aktualizacja marksizmu przez trockizm” odbić na ksero w bardzo powiększonej wersji. Niedawno zadzwonił do mnie przez pomyłkę, by zamówić książkę o Kosmosie dla wnuczki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w styczniu 2022 roku skończy sto lat! Jest jednym z  aktywniejszych klientów antykwariatu Waldemara Szatanka, o którym pisałam w numerze 12/2019 „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”. Mieszka w przybudówce do drewnianego domku na warszawskich Jelonkach, w której jest tylko miejsce na łóżko, biurko i książki. Nie wszystkie, które zebrał i o których z pasją opowiada, trafiły na warszawskie półki. Duża część wykruszyła się, nie przetrwała życiowych zawieruch stulatka. Choć nie zawsze udaje mu się wskazać miejsce usytuowania konkretnego tytułu na półce, w kwestii wspomnień jego pamięć jest doskonała. 100 lat temu Witold Kruczek-Abuładze urodził się na granicy turecko-gruzińskiej, parę kilometrów na południe od Batumi. W domu z mamą i ciotkami rozmawiał po gruzińsku, z tatą – po rosyjsku. W czasie gdy rozpoczynał naukę w tureckiej szkole podstawowej, ojciec pracował jako inżynier górniczy w  kopalni złota i  miedzi w Artvinie. – Do dziś umiem liczyć po turecku. W 1928 roku Mustafa Kamel Pasza, czyli Atatürk, zdecydował o nauce alfabetu łacińskiego jako obowiązku wobec ojczyzny i  używany od wieków arabski zamieniono w szkole na łacińskie litery, więc już uczyłem się w  tym alfabecie, ale czytanek nie pamiętam. Mam pierwsze książki ze szkoły podstawowej po gruzińsku. W ciągu jednego dnia Atatürk znacjonalizował kopalnie, które wcześniej były w rękach niemieckich i angielskich przemysłowców. Ojciec stracił pracę. Na szczęście szybko znalazł nową, dobrze płatną.  W kopalni w  Kongo w Afryce. Rodzina przeniosła się do Konstantynopola i  Witold poszedł do szkoły francuskiej Saint Joseph. Mama zatrudniła bonę, Marię Adolfowną, żonę cesarskiego generała, która uczyła Witolda języka francuskiego. – Pamiętam, że czytałem wówczas głównie książki mojej siostry, która uczyła się w  szkole zakonnej. Bardzo podobała mi się „Pieśń o Rolandzie”, o bohaterze, który walczył z niewiernymi. Miałem też bardzo fajne książki po rosyjsku np. „Конёк-Горбунок” (Konik Garbusek) Piotra Jerszowa. Bardzo ją lubiłem i czytałem z wypiekami na twarzy o przygodach Iwana i jego magicznego konika. Książka była pięknie ilustrowana. Uwielbiałem też książeczki rosyjskie dla dzieci z cyklu „Złota biblioteka”. Bohaterem serii był Anglik, Pan Tramp, który wędrował z lunetą, w turystycznym kapeluszu, przez świat i pokazywał go dzieciom. Do dziś nie zapomniałem tych opowieści, ale żadna książeczka się nie zachowała. Pamiętam też doskonale wspaniałe i  mądre „Bajki” Iwana Kryłowa. Pokazywały z humorem, jak odróżniać dobro od zła. Witold Kruczek-Abuładze cytuje całe fragmenty. Ojciec Witolda, Władysław Kruczek, marzył o tym, aby wrócić do Polski. Był członkiem Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, brał udział w rewolucji w 1905 roku. Musiał uciekać przed carskimi prześladowaniami. Trafił do Gruzji i zakochał się w Gruzince, Tamarze Abuładze. Maria Adolfowna bardzo odradzała im podróż do Polski. Jako żona wojskowego wiedziała, że sytuacja na świecie jest napięta i przestrzegała przed wybuchem wojny. Niepomny przestróg ojciec zorganizował jednak rodzinie wyprawę do Polski. Pociągiem, przez Konstancę w Rumunii, trafili w 1930 roku do Warszawy. Przed wojną – Uciekliśmy z Turcji, którą Atatürk w  tym czasie silnie europeizował, kobiety nie mogły nosić czadorów, mężczyznom nie wolno było zakładać fezów, zniknęły przepierzenia w tramwajach. Widok tłumu Żydów na peronie we Lwowie ubranych w tradycyjne chałaty był zaprzeczeniem naszej wizji Europy. W Warszawie stryj, Sylwin Kruczek, fizyk, pomógł nam wynająć mieszkanie przy ulicy Widok. Zacząłem się uczyć języka polskiego, znów trafiłem do pierwszej klasy. Naprzeciwko naszego mieszkania była księgarnia, gdzie mama kupowała mi książki z  serii „Łodzią podwodną naokoło świata”, o chłopczyku uratowanym  przez marynarzy, który został z nimi na pokładzie i przeżywał niesamowite przygody. To była moja pierwsza książeczka po polsku i  dzięki niej nauczyłem się języka i dużo dowiedziałem się o świecie. Witold Kruczek wspomina, że w  jego rodzinie czytelnictwo było normalnym zajęciem, czytali wszyscy. Polska babcia była znana z tego, że nawet gdy prasowała, to w drugiej ręce trzymała książkę i  czytała. Witold miał bonę, która dbała o  jego wykształcenie, uczyła go wymawiać polskie głoski „ę” i „ą”. Światowy kryzys gospodarczy spowodował, że ojciec znów stracił pracę i nie mógł znaleźć nowej. Nie sprawdziły się zapewnienia ambasadora polskiego w Turcji, że Polska potrzebuje inżynierów. Zaczęła się bieda. Rodzina wyprzedawała po kolei majątek, a na koniec wylądowali w jednym pokoju. Witold trafił do szkoły, która miała swoją siedzibę w piwnicy. Przeprowadzili się do Częstochowy, bo ojciec znalazł tam zarobek. Z powodu kłopotów finansowych Witold często zmieniał szkoły, zaczęły się też problemy narodowościowe, bo z racji urody był traktowany jak obcy. Świat książek stał się odskocznią dla chłopca, najpierw pochłonęły go młodzieżowe lektury, a w liceum rozczytał się na dobre w poważniejszych treściach. Jego podstawową lekturę stanowił miesięcznik „Mathesis Polska” poświęcony naukom ścisłym i  ich metodologii, wydawany w  latach 1926-1938.  Bardzo dobrze  pamięta książkę „Żywa maszyneria” o budowie ludzkiego ciała, publikacje o elektryczności. Zapisał się do biblioteki żydowskiej, bo w niej znajdował książki o tematyce, która go interesowała. Tam trafił na głośne wówczas dzieła autorstwa Zygmunta Freuda, ale wspomina, że czytał je w nocy, w tajemnicy przed rodzicami, ponieważ autor cieszył się złą sławą i uważany był za gorszyciela. Witold przeczytał wtedy najsłynniejszą pracę filozofa Ottona Weiningera pt. „Płeć i charakter”. – Największe wrażenie zrobiła na mnie lektura „Szkiców sceptycznych” Bertranda Russella. Trzeźwy i racjonalny wykład podważający jakąkolwiek wiarę. Do dziś pobrzmiewa mi w głowie. Przeczytałem wiele książek Spinozy. Był bezwyznaniowy, filozof nie przyjął żadnej religii, co było aktem odwagi …
Wyświetlono 25% materiału - 916 słów. Całość materiału zawiera 3664 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się