Żeby mieć taką bibliotekę, trzeba mieć silny charakter. Waldemar Szatanek ma. Od półtora roku pozostaje niewzruszony wobec ogromnej ilości pokus książkowych. Domowa biblioteka ma zakaz rozrostu ponad jedną ścianę salonu. Człowiek, który czyta ponad sto książek rocznie, który ma dostęp do prawie każdej książki wydanej w Polsce, celowo wyznaczył sobie i swojej rodzinie barierę ochronną w postaci niewielkiego regału. Preludium Zapach książek znał i wdychał od dziecka. W domu dziadków na wsi na Podlasiu mieściła się biblioteka wiejska. – PRL w ramach „ukulturalniania” narodu organizował filie biblioteczne w najmniejszych wioskach i jedna z nich trafiła do domu sołtysa, którym był mój dziadek – opowiada Waldemar Szatanek. Książki były też w domu jego rodziców. – W latach osiemdziesiątych mój brat pracował w Składnicy Księgarskiej, przedsiębiorstwie, które zajmowało się hurtem księgarskim w całej Polsce, a zatem dostęp do książek był gwarantowany. W czasie odbywania służby wojskowej brat zachorował na astmę i książki musiały zniknąć z domu, bo osiadający kurz doprowadzał go do ataków duszności. Waldemar Szatanek spakował kilka plecaków z książkami i stanął z nimi pod Halą Marymoncką. To był rok 1990, a przyszły właściciel sieci antykwariatów miał lat dwanaście. – Jak sprzedałem książki, które wyniosłem z domu, to musiałem kupić nowe, bo handel kwitł – tak tłumaczy początki swojej antykwarycznej drogi zawodowej. – To był prosty sposób na zarabianie pieniędzy, pracowałem w ferie, w wakacje, w każdej wolnej chwili. Coraz lepiej orientowałem się, co się sprzedaje, miałem zaprzyjaźnioną sieć skupów makulatury. Spekulowałem. Na trzecim roku studiów, a studiowałem nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim, musiałem zdecydować, co dalej chcę robić – czy kierować się w stronę dziennikarstwa, czy też wybrać dziedzinę, którą już coraz lepiej znałem. Zatrudniłem się u znanego warszawskiego antykwariusza Krzysztofa Jastrzębskiego. W pewnym momencie stwierdziłem, że i dla mnie może stać się to pomysłem na życie i zarobkowanie. Założyłem swój pierwszy punkt sprzedaży książek na warszawskiej Chomiczówce. Interes kręcił się bardzo dobrze, może i dlatego, że od razu zacząłem wychodzić poza ramy klasycznej pracy antykwariuszowskiej. Zawód Waldemar Szatanek od początku zauważał w książkach używanych ich specyficzny urok. Niektóre miały ekslibris, inne dedykacje, a wszystkie bez wyjątku miały kiedyś swojego właściciela, dla którego były ważne. Był zapaleńcem, ale do biznesu podchodził racjonalnie. W antykwariacie każda książka jest unikatowa, ale handlowi potrzebna jest reklama. Dlatego od początku stymulował zainteresowanie książkami, organizując różnego rodzaju akcje, np. Giełdę Książki Przeczytanej, Cmentarzysko Zapomnianych Książek, Olimpiadę Książkową i wiele innych promujących książki i czytelnictwo. To m.in. dzięki Waldemarowi Szatankowi antykwariusze zaistnieli na targach książki. Zaczęło się od Warszawskich Targów Książki, ale i Śląskie Targi Książki, i Targi Ciekawej Książki w Łodzi zainteresowały się sprzedażą książek antykwarycznych. BookFest – to najnowsza inicjatywa warszawskich antykwariuszy, którzy pod tym szyldem wspólnie organizują m.in. targi książek i winyli w Galerii w Łomiankach czy w Hali Gwardii. Dziś jest poważnym antykwariuszem z siecią sprzedaży. Pierwszym antykwariatem, matecznikiem sieci „Książka dla Każdego”, jest punkt przy ulicy Conrada, na Uniwersytecie Warszawskim są kolejne dwa, na bazarze na Kole i na ulicy Karmelickiej – następne. – Od momentu założenia do dziś sytuacja zmieniła się i teraz sieć punktów stacjonarnych istnieje tylko do kontaktu z klientem, natomiast z powodów ekonomicznych nie mają najmniejszego sensu. Handel książkami odbywa się poprzez internet. Sam tych punktów nie likwiduję, bo trochę dbam o kulturę antykwariatu. Chcę, aby były takie miejsca, gdzie można przyjść i nawdychać się książkowego kurzu i poczuć zapach papieru. Ale za każdym sklepikiem antykwarycznym, w którym jest ograniczona ilość fizycznego miejsca, stoi gigantyczny sklep internetowy, który proponuje klientom 10 razy więcej tytułów. W ofercie internetowej mamy około 120 tys. tytułów, podczas gdy w każdym sklepie około 10 tys. Swoje sklepy Waldemar Szatanek otwierał często w przypadkowych miejscach, natomiast długo walczył o dwie lokalizacje na terenie Uniwersytetu Warszawskiego. Wydawało mu się, że to jest szczególne miejsce dla polskiego inteligenta i właśnie tam zapotrzebowanie na książki może być wyższe niż przeciętne. Pod tym względem lokalizacje niestety nie sprawdziły się, a punkty sprzedażowe utrzymuje głównie ze względów prestiżowych. Czytanie Chociaż pracy przy popularyzowaniu czytania i działalności stricte biznesowej jest bardzo dużo, Waldemar Szatanek nigdy nie przestawał czytać. Czytanie to najważniejszy element jego pracy i bardzo ważny aspekt życia. – Czytanie to wiedza, a ta jest podstawą mojej aktywności zawodowej. Do księgarni klient przychodzi pod wpływem reklamy, do antykwariatu – pogrzebać i ewentualnie coś wybrać, a ja muszę wiedzieć, co mu polecić, dlatego czytam bardzo dużo. Muszę być na bieżąco z ofertą, ale muszę też znać książki wydane lata temu. Czytam nie tylko z powodów zawodowych. Mam własne zainteresowania, które chcę rozwijać. Umiem czytać szybko, bo nauczycielka języka polskiego w XXVII LO im. Tadeusza Czackiego, do którego uczęszczałem, chciała nas przygotować do pracy humanisty, który dużo i szybko czyta. Do szybkiego czytania zmuszała nas, zadając lekturę zaledwie dwa dni naprzód, a potem robiła testy weryfikujące nasze rozumienie przeczytanego tekstu. To dzięki takim praktykom czytam dziś szybko, zwykle kilka książek naraz i w różnych miejscach. Książki mam wszędzie – w pracy, w sypialni, w samochodzie. Waldemar Szatanek obserwuje zmiany w konsumpcji kultury. Te zmiany są widoczne nawet w przemyśle meblarskim, który prawie w ogóle nie produkuje mebli bibliotecznych i regałów na książki. Sam ma standardowe regały z Ikei, ale jak twierdzi, nie są one przystosowane do trzymania ciężkich książek, wykonane z płyty pilśniowej szybko odkształcają się pod wpływem ciężaru. – Obserwuję, że młodzi nie cenią kultury papieru, a tylko treści zdigitalizowane. Wielkim problemem współczesnego świata jest umiejętność czytania ze zrozumieniem, a w zasadzie jego brak. Zauważam, że uległ zmianie model nauczania. Nikt nie wymaga czytania długich tekstów, a do nauki wystarczy umiejętność odszyfrowywania pisma obrazkowego. Ciekawym przykładem, jak współczesna literatura dostosowuje się do wymagań rynku, jest pisarstwo Jamesa Pattersona, autora …