Wielki kryzys 1929 roku wywrócił polski rynek książki do góry nogami. Polacy z dnia na dzień tracili pracę, cięli wydatki, książka była tym artykułem, z którego większość ofiar kryzysu rezygnowała w pierwszej kolejności. Stowarzyszenia wydawców i księgarzy, wydawałoby się, że bardzo wpływowe, domagały się od władz państwowych energicznych i daleko idących działań wspierających branżę, Jednak środowisko nie tylko nie doczekało się pomocy, ale bardzo boleśnie odczuło działania rządu zmierzające do wyprowadzenia kraju z kryzysu. Działania polegające w największej mierze na maksymalnym ograniczeniu wydatków państwa. Biblioteki bez książek Pierwszy cios zadało branży książkowej Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, które w roku 1930 wstrzymało zakupy książek do bibliotek szkolnych w szkołach wszystkich szczebli. Zwłaszcza dla wydawców książki dziecięcej był to potężny cios, który spowodował falę bankructw i wykupień. Okólnik został ogłoszony na początku roku kalendarzowego, kiedy wiele wydawnictw miało właśnie wydrukowane książki w ilościach, jakie zwykle w tym czasie sprzedawali do szkół, a było już po sezonie gwiazdkowym, który tradycyjnie pozwalał upłynnić zapasy. Książki, wraz z kredytami do spłacenia, pozostały więc u wydawców. I choć w kolejnych latach ministerstwo przyznawało skromne fundusze na książki, strat nie udało się odrobić. Odbiło się to także na uczniach. Pamiętajmy, że znakomita większość bibliotek szkolnych istniała dopiero od dziesięciu lat, czyli od okrzepnięcia państwa po wojnie polsko-bolszewickiej, i miała bardzo skromne księgozbiory. Mało kto protestował. Relacje z urzędnikami ministerialnymi były dla wydawców i księgarzy bardzo ważne dlatego, że wydawało ono tzw. „dopuszczenia do użytku szkolnego”. Wyłącznie książki posiadające takie dopuszczenie mogły być w jakikolwiek sposób obecne w szkołach. Dotyczyło to nie tylko bibliotek szkolnych, ale także książek wręczanych uczniom jako nagrody za dobrą naukę, a nawet prywatnych egzemplarzy uczniów i nauczycieli. Kiedy więc jakiś uczeń przyniósł do szkoły książkę bez stosownej adnotacji, aby pochwalić się nią kolegom, narażał się na kłopoty, podobnie jak nauczyciel, który by próbował rozszerzać podawaną wiedzę cytatami z niedopuszczonego do użytku szkolnego kompendium. System dopuszczeń dotyczył nie tylko samych tekstów książek, co konkretnych ich wydań. Urzędnicy podejmowali decyzję według kryteriów pedagogiczno-cenzuralnych, a więc na przykład odrzucali takie wydania lektur, które zaopatrzone były w niestosowne ich zdaniem ilustracje lub okładki. Jednak ważna była tu także świadomość urzędników, że książka wydana nieładnie czy niechlujnie, ze złą redakcją i korektą, z niewłaściwą dla wieku czcionką czy ilustracją będzie raczej zniechęcać do czytania niż zachęcać. Uzyskanie dopuszczeń gwarantowało wydawcy większy zbyt tytułów, jednak sprawiało też wydawcom ogromne kłopoty. Próbne egzemplarze książek często leżały w ministerstwie miesiącami, a przecież żeby je wydrukować, wydawcy musieli już ponieść niemałe koszty. Przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek i Związku Księgarzy Polskich słali do ministerstwa kolejne apele o przyspieszenie procedur lub wprowadzenie gwarantowanego terminu rozpatrywania wniosków, lecz przynosiło to efekty najwyżej krótkotrwałe. Biedni nie czytają Katastrofalne skutki dla polskich wydawców i księgarzy miała decyzja rządu z kwietnia 1930 roku o redukcji pensji urzędników i pracowników państwowych, a więc także kolejarzy, pocztowców, nauczycieli, policjantów itp., o 25 proc. Właśnie inteligencja zatrudniona na państwowych etatach do tej pory stanowiła największą grupę kupujących książki i teraz rezygnowała z tego nawyku, aby móc zapłacić za żywność, opał czy komorne. Za pracodawcą państwowym poszli prywatni, którzy także zaczęli obniżać pensje. Pracownicy, którym z dnia na dzień ubyło pieniędzy w portfelach zaczęli oszczędzać także na żywności, co błyskawicznie doprowadziło do katastrofalnej nędzy na wsi. A co za tym idzie, do kompletnego upadku rodzącego się tam właśnie czytelnictwa. Wydawcy zareagowali na to w sposób, na pierwszy rzut oka, paradoksalny. Przede wszystkim zlikwidowali niemal wszystkie serie tanich, złotówkowych lub groszowych wydawnictw i podniosły, …