W połowie stycznia światowe media zelektryzowała wiadomość: „Znany jako Labba izraelski haker twierdzi, że złamał zabezpieczenie DRM produkowanego przez Amazon czytnika Kindle. Kontent z e-booków pochodzących z czytnika może być przenoszony do pliku PDF i dostępny dla każdego”. Fachowcy od zabezpieczeń plików (DRM) są w jednym zgodni – nie ma takiego kodu, którego społeczność hakerów nie potrafiłaby złamać. A przed łamaniem zabezpieczeń nie odstraszają coraz ostrzejsze sankcje prawne (polecam dostępny w Internecie tekst Erica S. Raymonda „Jak zostać hakerem”, w którym motywy działania przeciwników DRM zostały bardzo jasno określone). Jednocześnie z naturalnych powodów właściciele copyrightu, dysponenci treści, a do nich należą zarówno twórcy jak i m.in. wydawcy książek, nie mogą się zgodzić na udostępnienie treści bez zabezpieczeń, o ile nie zostanie wprowadzony taki model biznesowy, który zapewniałby przyszłe wpływy od plików pozbawionych ograniczeń DRM. Jednym z takich rozwiązań może być abonament na kulturę, wzorowany na abonamencie za korzystanie z telewizji kablowej lub telefonii komórkowej. Póki co, czeka nas jednak zapewne jeszcze kilka lat kultury cyfrowej zdominowanej przez DRM (do tematu zabezpieczeń postaram się wrócić w jednym z najbliższych wydań Biblioteki Analiz). Drażliwy temat zabezpieczeń dotyczy nie tylko umów z dystrybutorami treści cyfrowych (jak eClicto, Virtualo czy Nexto), ale także negocjacji pomiędzy Polską Izbą Książki a środowiskiem bibliotekarskim w sprawie elektronicznego egzemplarza obowiązkowego. Wydaje się, że Piotr Marciszuk, prezes PIK, który dotąd referował te rozmowy, niepotrzebnie uległ magii pozornych oszczędności na zastąpieniu egzemplarza fizycznego, egzemplarzem elektronicznym. W styczniu o wyrażenie opinii w tej sprawie poprosiliśmy użytkowników serwisu Rynek-Ksiazki.pl. Otrzymaliśmy 234 odpowiedzi na tak sformułowane pytanie: „Organizacje branżowe środowiska książki negocjują możliwość zmniejszenia liczby egzemplarzy obowiązkowych i częściowe zastąpienie ich egzemplarzem elektronicznym. Czy akceptujecie Państwo koncepcję egzemplarza elektronicznego?”. Ponad 60 proc. uczestników sondy odpowiedziało: „Nie, bo oszczędności wydawców mogą okazać się pozorne, a formy udostępniania książek w pliku trudno będzie skutecznie zabezpieczyć i kontrolować”. Odpowiedź „Tak, bo wydawcy będą ponosić niższe koszty, a biblioteki nie będą musiały inwestować w nowe magazyny” otrzymaliśmy od blisko 37 proc. osób. Nie miało w tej sprawie zdania 3 proc. Dlaczego obowiązkowy egzemplarz elektroniczny jest dla wydawców wielkim zagrożeniem? Po pierwsze, dlatego że łatwo mogą oni utracić kontrolę nad treścią (vide złamany DRM Kindle). Oczywiście, można powiedzieć, że takie samo ryzyko wydawca ponosi podpisując umowę z komercyjnym dystrybutorem e-treści. Różnica jednak polega na tym, że taką umowę wydawca podpisuje dobrowolnie i udostępnia te swoje treści, które chce zaoferować w e-sprzedaży, w dodatku …