Dręczy mnie robak wątpliwości, a wiąże się z zacieśniającym się horyzontem, krecią dosłownością w myśleniu współczesnego człowieka. Ubolewał nad tym już Spengler (i Witkacy), choć dziś trudno byłoby ów stan opisać – jak czynił ten drugi – jako „zbydlęcenie”, bo nasi „bracia mniejsi”, postrzegani są coraz powszechniej jako istoty czujące i cierpiące, choć nie wypowiadają słów. Tę sferę komplikacji, o której Wittgenstein mówił, że „trudno ją zmieścić w słowach”, odrzuca się z bardzo różnych powodów. Przede wszystkim jako utrudniającą życie, więc niepraktyczną. A może też – co trapi mnie ostatnio szczególnie – jako niedającą się wpisać w prostą alternatywę, którą dyktuje nam modelujący mózgi informatyczny standard. Przecież miłościwie nam panujący algorytm żąda zwykle jednoznacznej decyzji: Tak-Nie. Co najwyżej podsuwa możliwość wycofania się rakiem: Anuluj. Czy to nie pozostaje bez konsekwencji? Otóż, pytanie, które we mnie kiełkuje, brzmi heretycko: czy stać nas jeszcze na opór wobec tej tendencji i jaką rolę w tym oporze może odegrać humanistyka, w tym prawdziwie kreacyjna i dociekliwa intelektualnie literatura. Szansę, owszem, dostrzegam. Optymizmem natchnęły mnie na przykład Zeruya Shalev i Julia Fiedorczuk, wskazujące dwa, rozbieżne nieco, sposoby jej tworzenia; a przecież jest ich więcej. „Los” 1 tej pierwszej jest przykładem literatury z oddechem historycznym i metafizycznym, „Dom Oriona” 2 drugiej dzieje się jak nowożytne misterium – na niebie, ziemi i w ludzkim piekle – a jednocześnie najsilniej, jak to możliwe, rezonuje z tym, co dotkliwie współczesne. Trudno o głębsze różnice, jeśli idzie o strukturę opowiadania w obu tekstach. Shalev jest – co u nas się niemal nie zdarza, a co niezwykle cenię – do bólu logiczna i precyzyjna w konstrukcji, dawkuje treści porcjami i powtarza niektóre informacje tak, by stale utrzymywać uwagę i podsycać zaciekawienie samą akcją. Rzecz dotyczy dwóch kobiet. Przywoływane fakty z heroicznej przeszłości osiemdziesięcioletniej Racheli, bojowniczki o wyrwanie Izraela spod dominacji Brytyjczyków, układają się w dramatyczną opowieść o mesjańskim zapale, buncie wobec rodziny (byciu „parszywym psem”), rozczarowaniu partnerami i dziećmi, zaskakujących intrygach przeznaczenia, napięciu między zewnętrznym nakazem zapominania a wewnętrzną, podtrzymującą życie, potrzebą pamiętania. Fakty z przeszłości drugiej bohaterki, Atary, same w sobie są wystarczająco skomplikowane (córka przemocowego ojca z drugiego małżeństwa, matka dwóch synów i córki, zbuntowana wobec establishmentu architektka, rozpamiętująca swoje winy wobec dzieci z dwóch małżeństw i obu mężów). O wiele dotkliwiej jednak brzmi historia jej życia, …