To w końcu… jest czy go nie ma? Jest, ale go jeszcze nie widać? Już przyszedł czy dopiero nadchodzi? Kogo dotknie najbardziej? Jak poradzi sobie branża? Czy odczujemy konsekwencje tego, co dzieje się na Zachodzie? Kiedy myśli się lub słyszy o kryzysie, takie pytania nasuwają się same. W Bibliotece Analiz nr 238 próbowałam zastanowić się, jaki wpływ całe to zamieszanie związane z kryzysem będzie miało na ofertę wydawnictw zagranicznych, a w konsekwencji na rynek polski. Dziś zadaję pytanie, jakie to inicjatywy podejmą szefowie odpowiedzialni za sprzedaż i promocję? Czy jedynym lekarstwem rzeczywiście okaże się polityka ostrych cięć? Kiedy plan wydawniczy jest zredukowany i nie ma pewności, że w najbliższym okresie pojawią się „wielkie tytuły”, trudno przygotowywać założenia finansowe i sprzedażowe, a niemal nieosiągalne wydaje się stworzenie dobrego planu promocyjnego! W samo serce Ponieważ prace działów handlowych spójne są z działaniami promocyjnymi, zacznijmy od tych drugich. Tak się niefortunnie stało, że apogeum informacji o kryzysie przypadło na sam koniec roku, kiedy już wszystkie plany promocyjne zostały opracowane i przedstawione do akceptacji zarządów. W obliczu kryzysu i radykalnych cięć pierwsze pod ostrze gilotyny idą działy marketingu. Ich żmudnie budowane przez kilka miesięcy zamierzenia w ciągu kilku dni stają się… historią. Pierwsza korekta związana jest z cięciami planów wydawniczych. Wszak trudno promować tytuły, które nie zostaną wydane lub ich wydanie zostało przesunięte, a data premiery jest nieznana. Niestety okazuje się, że cięcia związane z redukcją tytułów nie są wystarczające. Co w tej sytuacji mogą zrobić szefowie działów? Wszyscy wszak wiedzą, że bez wsparcia promocyjnego trudno liczyć na spektakularne sukcesy handlowe, więc jakieś działania podjęte być muszą. Już też chyba nikt nie wierzy, że do wypromowania tytułu wystarczą działania oparte na wymianie usług barterowych bądź liczenie, że prasa z braku ciekawszych informacji sama zainteresuje się książkami wzbudzając pożądany popyt. Trzeba działać, tylko jak, skoro nie ma za co? Czy te marne grosze, które zostały po ostatecznych redukcjach, wydać na kilka, kilkanaście mniejszych akcji wspierając tytuły określone mianem „pewniaków”? Czy podjąć męską decyzję i wesprzeć tylko te najważniejsze (może to być jedna lub dwie książki w roku) licząc na to, że siła akcji i atrakcyjność tytułu będą na tyle duże, że wypracują założenia budżetów (resztę oferty pozostawiając bez wsparcia). Niezależnie od tego, jaka decyzja zostanie podjęta, podjęta zostanie za późno. Wszystkie korekty zostały bowiem wprowadzone do już gotowych planów w momencie, gdy pracownicy powinni realizować pierwotne założenia. W najgorszej sytuacji są zatem tytuły z pierwszego i drugiego kwartału. Nie dość, że fundusze na ich promocję są zredukowane, to jeszcze czas na kreację i wprowadzenie zmienionych planów …