W 2005 roku Albatros wypracował przychód w wysokości prawie 19 mln zł wydając w tym czasie 131 tytułów, w tym 69 nowości. Ile godzin dziennie pan pracuje?Kilkanaście godzin na dobę. Mieszkam w wydawnictwie. A ile osób pracuje w Albatrosie? Pięć. Ja jako właściciel (bez etatu) oraz cztery osoby na etacie. Kto więc pracuje nad taką ilością tytułów? Sześciu redaktorów, cztery korektorki i około czterdziestu tłumaczy. W jednym momencie pracuje 20 tłumaczy. Ponadto korzystamy z pomocy konsultantów. W zależności od gatunku przy książce pracuje specjalista z danej dziedziny – oczywiście, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na przykład konsultacje religioznawcze wykonuje profesor Zbigniew Mikołejko z Uniwersytetu Warszawskiego, osoba powszechnie znana. Składem książek zajmują się dwie firmy zewnętrzne. A tak naprawdę Albatros to ile firm? W tej chwili dwie – Albatros Andrzej Kuryłowicz oraz Wydawnictwo Aleksandra i Andrzej Kuryłowicz, którego współwłaścicielem jest moja córka, studentka UW. Druga firma ogranicza swoje przychody. Działając na tzw. ryczałcie musi pilnować, by roczny przychód nie przekroczył kwoty 250 tys. euro, czyli około miliona złotych. Czym konkretnie zajmuje się pan? Robię wszystko… Najważniejsze to oczywiście przygotowanie planu wydawniczego, negocjowanie i zakup praw licencyjnych, zarządzanie. Sam projektuję okładki, przygotowuję teksty, które mają się na nich znaleźć, robię strony redakcyjne. Jak zatem wygląda pański dzień pracy? Kładę się koło trzeciej w nocy, wstaję koło ósmej. Robię to, co akurat należy zrobić. Najwięcej czasu poświęcam na sprawy administracyjno- księgowe – pracuję nad dokumentami, które spływają. Nie lubię tego robić, ale ktoś musi. Właściwie dopiero po południu, kiedy kończy się działalność biurowa, mogę rozpocząć pracę nad samymi książkami. Kilka lat temu powiedział pan, że czyta 300 książek w roku – „czyta, a nie przelatuje”. Czy coś się zmieniło od tego czasu? Czytam znacznie mniej – bardziej „przelatuję” książki. Brak czasu. Czytam głównie na wakacjach. Jadąc gdzieś zabieram kilka pozycji, by je zwyczajnie czytać, a nie oglądać, jak w pracy. A czyta pan konkurencję? Nie. Czytam głównie w oryginale, chyba, że tytuł, który mnie interesuje jest tłumaczony z języka innego niż angielski. Książki ilu polskich autorów ukazały się nakładem Albatrosa? Na razie czterech – Wojciecha Dutki, Malwiny Kowszewicz, Michała Wojciechowicza i Wojciecha Pogonowskiego. Ich kolejne książki ukażą się w przyszłym roku. Z nowych nazwisk mogę wymienić Marcina Wolskiego, którego nowa książka ukaże się w marcu oraz Mariusza Maślankę, który wcześniej wydawał w Świecie Książki. Najlepiej, bo w kilkunastu tysiącach egzemplarzy, sprzedała się powieść Malwiny Kowszewicz „Zakazane gry”. Pozostałe nie przekroczyły 10 tys. egz. To plany na najbliższy rok, a dalej? Na pewno tytuły polskich autorów będą stanowiły jakiś procent oferty. Tak naprawdę nie szukamy polskich autorów. Sami także nie zwracamy się do tych, którzy publikują u konkurencji, nie zabiegamy o nich, nie „wyciągamy” ich. Jest pan znany z niezawodnego nosa. Czy pamięta pan jakieś swoje porażki wydawnicze.? Tytuł, który pan przegapił, doszedł do wniosku, że nie chce w to wchodzić, a potem konkurencja sprzedała ogromne ilości? Nie traktuję tego w kategorii porażek. Kilka tytułów odrzuciłem świadomie, ponieważ mi się nie podobały i nie chciałem ich wydawać. Na przykład dość długo wśród wydawców krążyła książka „Klub Dantego” Matthew Pearla. Nie kupiłem jej – wydała mi się nudna. Sukces Wydawnictwa Literackiego (kilkadziesiąt tysięcy sprzedanych egzemplarzy) przyjąłem bez jakiegokolwiek poczucia żalu z powodu utraconej szansy. A opinie czytelników wyrażone na forum Merlina okazały się podobne – książka nudna, rozwlekła. O sukcesie zadecydowała przede wszystkim gigantycza reklama. Jaki z tego wniosek? – przy wyborze tytułów należy kierować się przewidywaną opinią przeciętnego czytelnika, a nie zdaniem krytyków. Może to jest klucz do sukcesu. Ale nie zawiódł się Pan nigdy na żadnym tytule? Na wielu. Regularnie się zawodzę. Zwłaszcza, kiedy widzę, że książka, którą oceniam wysoko (również pod względem walorów komercyjnych), sprzedaje się słabiej od tytułów konkurencji – nierzadko gorzej wydanych i ogólnie mniej ciekawych. W jaki sposób szuka pan teraz tytułów? Nie szukam, one po prostu przychodzą mi do głowy. Lub pocztą, zwykłą i elektroniczną – dostajemy mnóstwo różnych ofert. Na szukanie nie mam czasu. W wielu tzw. aukcjach nie biorę udziału. Nierzadko sprzedawane tam są tytuły bardzo przeciętne – pod hasłem „książka podobna do…” albo „jest przygotowywana ekranizacja” i tak dalej. Trzeba uważać, żeby nie dać się w coś takiego wpuścić. W jaki sposób FK Olesiejuk partycypuje w kosztach promocji książek Albatrosa? Na przykład znacząco partycypowała w kosztach promocji „Kodu Leonarda da Vinci”. Z góry zakładaliśmy (ja i Sonia …