środa, 2 września 2020
Rozmowa z Jarosławem Rybskim, zmarłym niedawno anglistą, tłumaczem, autorem książek, miłośnikiem fotografii i muzyki
Biorąc pod uwagę powyższą charakterystykę, naszą rozmowę zacznę od tego, że powiedział Pan kiedyś, że tłumaczenie literatury daje wielką moc. W jaki sposób się ona objawia? Owszem, w pełni się pod tym podpisuję, choć tłumacz, niezależnie od tego, czy pracuje nad wielkim dziełem, czy też tłumaczy błahe strofy, ma zadanie do wykonania. Tłumaczenie daje możliwość obcowania z literaturą, prowokuje wymianę myśli, poszerza horyzonty Czytelnika. To właśnie jest ta moc – panowanie nad słowem i przekształcenie go na język rodzimy w taki sposób, by niepotrzebne były przypisy, by Czytelnik uśmiechnął się z satysfakcją, myśląc: „przecież ja to znam, przecież u nas jest podobnie”. I nie mówię tu tylko o idiomach, których przekład sam w sobie jest wielką sztuką, ani o slangu środowiskowym czy gwarze regionalnej, których spolszczanie jest chyba największym wyzwaniem przy tłumaczeniach. Nawet proste zwroty, gdy oparte są o skojarzenia z rodzimego języka, stanowią o jakości przekładu. Zdania układają się w naturalny sposób i kiedy są pozbawione sztuczności, kiedy nie jest to przekład amatorski – książka „sama się czyta”. Pokutuje opinia, że tłumacze nierzadko nawet śnią w języku, którym się posługują jako drugim. Czy może Pan to potwierdzić? Nie ma w tym niczego dziwnego. Sen jest pewnego rodzaju strumieniem świadomości myśli przewijających się przez nasze neurony. Myślimy kodem, który rozumiemy, choć może on dla postronnych zdawać się niezrozumiałym. Dopiero okiełznanie go, zapisanie pełnych logicznie przyczynowo-skutkowych zdań przy pomocy tego kodu skutkuje powstaniem pełnowartościowego tekstu. Potwierdzam – często prowadzę dialogi we śnie i czasami pojawiają się w znanych mi językach. Ale to znak, że są nacechowane emocjonalnie i dzięki temu pomagają w pracy tłumacza czy autora. Serio. Nie zamyka się Pan na konkretną gałąź literatury, podejmując się przekładów od poezji począwszy, poprzez dzienniki, na komiksach skończywszy. Które tłumaczenia wymagają od Pana największego wysiłku? Staram się zamykać, koncentrując się na tym, co lubię, ale różnie to wychodzi. To jest często błędne koło. Jako autor już stu przekładów na polski i na angielski wciąż mam okresy przestoju. Szczerze mówiąc, nie przepadam za tak zwaną non-fiction, czyli literaturą faktu, wspomnieniami czy książkami z dziedziny filozofii. Dużo większą przyjemność sprawia mi żywy język, dialogi czy barwne literackie opisy. Są też książki z pogranicza, lekko fabularyzowane, choć mocno osadzone w faktach. Taką książką był „Kościół szpiegów, czyli tajna wojna papieża z Hitlerem” Marka Rieblinga dla Wydawnictwa Literackiego. Choć część była fabularyzowana, książka zawierała ponad 800 przypisów dokumentujących każde źródło. Tłumacz w takim przypadku musi być szczególnie czujny, bo zmiana jednego słowa może skutkować całkowitym odejściem od zamysłu autora. Dlatego uwielbiam przekładać poezję, która jest niezwykle precyzyjna w samej swej istocie, nawet ta z wczesnego średniowiecza, literaturę popularną pełną zabawnych dialogów oraz komiksy, które najlepiej odzwierciedlają współczesny język. Uwielbiam przekładać prozę Irvine’a Welsha, który po mistrzowsku posługuje się współczesną formą języka regionalnego Scots, na dodatek w niezwykle dowcipny sposób. Przetłumaczyłem pięć książek autora „Trainspotting” i czekam na kolejną. Czy bycie tłumaczem wpłynęło w jakiś sposób na opowieści, które Pan samodzielnie tworzy? Same tłumaczenia niekoniecznie. Dzięki swojej pracy zyskałem natomiast wprawę i posługuję się klawiaturą bardzo sprawnie i szybko. Powiem też nieskromnie, że być może tłumaczenie pomogło mi w uniknięciu paru błędów w strukturze książek. Czy jest sens klasyfikować książki według gatunków? To dość dziwne pytanie, ale pozwalam je sobie zadać, ponieważ dość powszechnie jedne uważa się za przeznaczone dla mas, a inne dla wybranych… Nie ma najmniejszego sensu. „Bractwo Wrocławskie” wepchnięto do kilku szufladek, z  których żadna nie oddaje istoty moich książek do końca i ostatecznie. A więc – jest to kryminał retro. Prawda, po części, ale wątek kryminalny jest tylko dodatkiem do całości. Jest to fantastyka – owszem, ale szczerze mówiąc, elementów nadprzyrodzonych jest stosunkowo …
Wyświetlono 25% materiału - 591 słów. Całość materiału zawiera 2366 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się