Wtorek, 31 stycznia 2023
O adaptacjach powieści fantasy
Odpowiedź na pytanie, czy fani fantastyki żyją obecnie w najlepszych lub może najgorszych dla siebie czasach, jest zdecydowanie trudniejsza, niż mogłoby się wydawać w pierwszej chwili. Wszystko zależy tak naprawdę od przyjętego przez nas punktu widzenia. Olbrzymia liczba wydawanych każdego roku książek należących do szeroko pojętej fantastyki w połączeniu z kolejnymi filmami, grami wideo i (przede wszystkim) serialami sprawia, że wielbiciele gatunku mogą korzystać z tego bogactwa oferty przez cały rok z okładem. W tym miejscu warto zadać jednak pytanie o możliwą nadprodukcję treści i jakość ustępującą ilości na drabince priorytetów wielkich rynkowych graczy. Nic nie uosabia tego problemu lepiej niż serialowe adaptacje, kontynuacje i spin-offy głośnych marek fantasy. W ciągu ostatniego roku mieliśmy do czynienia z prawdziwym wylewem produkcji tego typu. Poniżej wymieniam tylko część z debiutujących w tym czasie tytułów: drugi sezon „Wiedźmina”, „Sandman” i „Dragon Age: Rozgrzeszenie” na Netfliksie; „Koło czasu”, „The Legend of Vox Machina” i „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” od Amazon Prime Video, a na dokładkę jeszcze „Ród smoka” HBO Max oraz „Willow” od Disney+. W momencie publikacji tego tekstu będziemy też po premierze prequela „Wiedźmin: Rodowód krwi”. Łącznie dziewięć głośnych seriali, a każdy z nich jest powiązany z jakąś istotną kulturowo częścią fantastycznego światka. Pewien odsetek fanów z pewnością cieszy się z podobnego dobrodziejstwa i w zasadzie trudno im się dziwić. W takim układzie każdy ma szansę dostać coś dla siebie, więc to dla wielu niemal spełnienie marzeń. Problem zaczyna się, gdy siądziemy do analizy jakości poszczególnych produkcji oraz ich zbieżności z oryginałem. Nie wrzucam oczywiście każdego z tych tytułów do jednego worka – ich poziom nie jest jednolity, nawet jeśli wpisują się we wspólny trend. Każda produkcja cierpi też przynajmniej w jakimś stopniu na swoje własne, indywidualne problemy. Plus część z podnoszonych w przestrzeni publicznej argumentów ma też wymiar silnie subiektywny. Kwestia wierności adaptacji nie jest przecież zero-jedynkowa. Zmiana jako taka to nic złego. Bywają przecież seriale zbyt wiernopoddańcze wobec materiału źródłowego i przez to odtwórcze. Moim zdaniem do takich tytułów należy choćby wspomniany „Sandman”, który powtarza za oryginalnym komiksem niemal wszystko (poza jego związkami z szerszym uniwersum DC), ale praktycznie za każdym razem robi to gorzej. Rodzi się wtedy pytanie: „Po co to w ogóle oglądać, skoro oryginalny tytuł jest pod każdym względem lepszy?”. Co w takim razie ma nadrzędne znaczenie przy adaptacjach? Po pierwsze, ingerencje w oryginalną fabułę, charakterystykę bohaterów czy świat przedstawiony muszą być w sensowny sposób uzasadnione. Po drugie, powinien stać za nimi jakiś cel. I po trzecie, nie powinny wykraczać zbyt daleko poza oryginał. Jeżeli naszego bohatera nie łączy z jego pierwowzorem nic poza imieniem, to wtedy zaczynamy jedynie żerować na jego rozpoznawalności. Ważne jest nie tylko to, co zmieniamy, ale też to, co dokładamy od siebie. Czemu pragniemy opowiedzieć tę historię? Czy to ta sama opowieść, co w oryginale, ale jeśli inna, to w jaki sposób się z nim łączy? W tym miejscu istotne stają się też różnice kulturowe, które zaistniały między publikacją oryginalnego dzieła a dniem dzisiejszym. Jak wiele współczesnej wrażliwości chcemy przelać na adaptację i czy w ogóle powinniśmy to robić? Wszystko to, co piszę, powinno być oczywiste dla twórców zabierających się za serialową fantastykę. Wystarczy jednak szybki rzut oka na zaproponowane w ciągu minionego roku adaptacje, by dostrzec coś wyjątkowo niepokojącego. Wiele z nich miało problem nawet z zaadresowaniem tego typu wyzwań, a co dopiero z ich rozwiązaniem. J.R.R. Tolkien przewraca się w grobie, a George R.R. Martin świętuje? Nie było w 2022 roku dwóch innych produkcji fantasy, które budziłyby ciekawość tak bardzo jak „Ród smoka” i „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”. Co ciekawe, jeszcze przed premierą na żaden z tych tytułów fani gatunku nie czekali z wielkimi nadziejami. Porażka ostatniego sezonu „Gry o tron”, czyli adaptacji „Pieśni lodu i ognia” George’a R.R. Martina, rozbiła niezwykle mocny fandom. Wielu wielbicieli tego świata w Polsce i na świecie zwyczajnie wątpiło, czy HBO będzie w stanie naprawić popełnione wcześniej błędy w prequelu opowiadającym o rodzie Targaryenów i toczonej przez nich wojnie domowej zwanej Tańcem Smoków. Problem z „Pierścieniami Władzy” był nieco inny. Mamy tutaj do czynienia z najdroższym serialem w historii, który korzysta z dobrodziejstwa jednej z największych popkulturowych franczyz. Nie opiera się jednak bezpośrednio na żadnej z książek J.R.R. Tolkiena, choć obecność „Władcy Pierścieni” w tytule może u nieświadomych widzów wywołać mylne wrażenie. Na długo przed premierą produkcji na Amazon Prime Video wśród wielbicieli prozy Brytyjczyka narastał olbrzymi gniew na widok tego, co pokazywano w zwiastunach. Została też zorganizowana wielka fanowska kampania wzywająca do bojkotu „Pierścieni Władzy”, w której brylowali przede wszystkim Polacy i Rosjanie, co ze zrozumiałych powodów z dzisiejszej perspektywy budzi nieprzyjemne skojarzenia. Obrazy „Ród smoka” i „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” zadebiutowały na ekranach w odstępie zaledwie 10 dni, więc świat z miejsca zaczął pasjonować się toczonym przez adaptacje pojedynkiem. Pierwsze reakcje recenzentów i widzów na oba seriale były dosyć mieszane, ale bardziej pozytywne niż negatywne. Pod względem oglądalności sporo lepszy start zaliczyła nowość Amazona, ale w zasadzie od razu na jego twórców posypały się gromy za brak zgodności z tekstami Tolkiena. Reakcje na dzieło HBO Max pod tym względem były znacznie cieplejsze, bo media chwaliły wizualną wierność wobec „Gry o tron” oraz tematyczną i fabularną wobec dwuczęściowej serii „Ogień i krew” (to właśnie w niej Martin zdradził najwięcej na temat Targaryenów). Jak jednak zaznacza Krzysztof M. Maj, popkulturowy youtuber i doktor na Wydziale Humanistycznym krakowskiego AGH, to początkowe wrażenie nie do końca utrzymało się po obejrzeniu całości. A przynajmniej nie w kontekście „Rodu smoka”, którego związek ze wspomnianą serią jest dosyć nietypowy: „Cały problem, jaki mamy z oboma serialami, jest taki, że ani jednego, ani drugiego nie nazwałbym typową adaptacją. Można porównać tę sytuację do filmu »Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć«. Mało kto wie, że to w oryginale bestiariusz, który przedstawia poszczególne fantastyczne zwierzęta. Cała fabuła została zaś zmyślona na potrzeby filmu. Czy jest to adaptacja? Nie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, bo adaptacja to tzw. przekład intersemiotyczny. Co oznacza, że w teorii niczym tłumacz przekładamy treść z jednego medium do drugiego. Wtedy ludzie mogą mówić: »To jest zgodne z oryginałem. Mnie brakowało tego, a mnie tamtego«. W przypadku »Rodu smoka« mamy do czynienia z ekranizacją nawet nie powieści, lecz raczej kroniki historycznej, która jest przedstawiana przez trzech różnych …
Wyświetlono 25% materiału - 929 słów. Całość materiału zawiera 3716 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się