środa, 28 maja 2014
Rozmowa z Januszem Przeorkiem i Rafałem Tyksińskim, współwłaścicielami wydawnictwa ExpressMap
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru5/2014


– Segment turystyczny nie zarobił na organizacji
w Polsce Mistrzostw Europy
w Piłce Nożnej Euro 2012. ExpressMap
zainwestował nawet w oficjalną licencję
i swoje produkty markował logo UEFA
2012. Jednak ten finansowy wysiłek nie
przełożył się na oczekiwany poziom zysku.

Janusz Przeorek: – Przyznam, że zbytnio
na tym projekcie nie zarobiliśmy, ale mogę
zapewnić, że również na nim nie straciliśmy…

Rafał Tyksiński: – … a na pewno wygraliśmy
na tym wizerunkowo. Naszym zasadniczym
celem było wsparcie marki, również
w skali europejskiej, i to się udało.
Zresztą fakt, że byliśmy partnerem UEFA
przy projekcie Euro 2012 wykorzystujemy
w międzynarodowych kontaktach biznesowych,
na przykład w naszych działaniach
na rynku francuskim.


JP:
– Przypomnę panom tylko, że wiele potężnych
firm finansowo na współpracy z Euro
2012 straciło. Nam udało się uniknąć
straty finansowej. Jesteśmy pierwszą firmą
w historii mistrzostw europejskich, która
zakupiła licencję partnera UEFA na produkty
kartograficzne. Ale jesteśmy też jedną
z nielicznych firm, które w okresie, w którym
cały rynek notuje drastyczny spadek
wartości, realizuje dodatnią dynamikę przychodów
ze sprzedaży, a to zobowiązuje.

– Jak wygląda bieżąca sytuacja na rynku
publikacji turystycznych? Co zmieniło się
w 2013 roku?

RT: – Dość głośnym wydarzeniem w segmencie
przewodników była decyzja wydawnictwa
Hachette o zakończeniu sprzedaży
w Polsce serii „Przewodników Wiedzy
i Życia” na licencji brytyjskiej firmy Dorling
Kindersley. Nie zmieniło to znacząco układu
sił, ponieważ pomimo swojej uznawanej
jakości, przewodniki Hachette sprzedawały
się raczej w niskich nakładach głównie
z powodu wysokiej ceny…
Poza tym, w zeszłym roku Wydawnictwo
ExpressMap zdecydowanie umocniło
swoją pozycję w segmencie map i atlasów.
Wygląda na to, że sytuacja powoli
się krystalizuje i postępuje dalsza konsolidacja
rynku – podobnie jak w Europie.
Z rynku znikają mniejsze wydawnictwa.
W Polsce odnotowujemy spory spadek
sprzedaży w segmencie wydawnictw turystycznych
(nawet 16-20 proc. rocznie),
większy niż w Europie (ok. 5 proc. rocznie).
Jednak biorąc pod uwagę tylko mapy,
rynek utrzymuje się na stałym poziomie,
co może zaskakiwać na tle trendów
w pozostałych segmentach turystycznych.

– Czy po zaprzestaniu przez Hachette
wydawania bogato ilustrowanej serii
przewodników pojawia się puste miejsce,
które można zagospodarować?

RT: – Okazuje się, że luki po Hachette nie
da się tak łatwo zastąpić. Po pierwsze,
klienci przyzwyczajeni do tej oferty niechętnie
sięgają po przewodniki z niższej półki.
Jeśli chodzi o wydawców, wydaje się, że
w obecnych czasach przejęcie dystrybucji
przewodników na licencji Dorling Kindersley
nie jest zbyt opłacalne. Firmy, których
celem jest rozsądnie przewidywalny zysk,
nie będą zbytnio zainteresowane wyprodukowaniem
takiego contentu od nowa,
głównie dlatego że opracowanie podobnej
serii jest bardzo kosztowne i taka inwestycja,
a właściwie zwrot z tej inwestycji musi
być zaplanowany na kilka lat. Tymczasem
rynek już teraz nie wygląda na rozwojowy,
a nikt nie wie jak będzie wyglądał za kilka
lat, zwłaszcza w kontekście rozwoju publikacji
elektronicznych. Cały projekt wydaje
się więc obarczony sporym ryzykiem.

– Jak dziś wygląda sprzedaż publikacji turystycznych?
Kto jest tu najważniejszym
graczem jeśli chodzi o dystrybucję?

RT: – To ciekawe pytanie. Koncentrując
się na jego drugiej części, trzeba przyznać,
że dystrybucja jest bardzo ograniczona.
Tak naprawdę, nie ma dystrybutorów specjalizujących
się wyłącznie w turystyce.
Zarówno Empik, największy i najczęściej
odwiedzany detalista w kraju, jak i Matras,
drugi co do wielkości kanał sprzedaży,
traktują tematykę turystyczną zbyt sezonowo. Co prawda gros sprzedaży generowana
jest w okresie od maja do września,
ale szeroko rozumiana turystyka,
szczególnie międzynarodowa, trwa w zasadzie
cały rok i cieszy się w Polsce stałym
wzrostem. Oczywiście, nie zmienia to
faktu, że w stosunku do pozostałych segmentów
rynku książki, turystyka stanowi
skromną jego część. Pozostali dystrybutorzy,
niestety, również postrzegają turystykę
przez pryzmat udziału w ogólnych
obrotach. Największy dystrybutor, hurtowy
Azymut, stawia na swoją platformę,
przez którą generuje sprzedaż do księgarń
„niezależnych”. Niestety, księgarnie
te jeszcze bardziej „wyspecjalizowały
się” w sprzedaży hitów, „topek” oraz
bestsellerów. Na palcach można policzyć
punkty, które sprzedają turystykę w sposób
przemyślany i zaplanowany (nie licząc
akcji promocyjnych wydawców). W sensie
„wyczucia produktu” najlepszymi odbiorcami
– sprzedawcami naszych produktów
– są wyspecjalizowane księgarnie, takie
jak Sklep Podróżnika, Grupa 18 czy Podróżnik.

– Czy sklepy internetowe są w stanie
zrównoważyć spadki sprzedaży w Empiku?

RT: – Na razie nie odczuwamy spadku
sprzedaży w Empiku, wręcz przeciwnie.
Niemniej jednak, rozwój sprzedaży
internetowej nie może na razie
w zasadniczy sposób zastąpić sprzedaży
tradycyjnej. Zrównoważenie ewentualnych
spadków w największej sieci detalicznej
poprzez sprzedaż przez internet
na pewno nie będzie miało miejsca w najbliższym
czasie, jednak udział sprzedaży
w internecie będzie się stale zwiększał.

– A jak wygląda rynek atlasów samochodowych?
Czy w ogóle jest rozwojowy?

RT: – Ten segment rynku nie jest rozwojowy
i odnotowuje powolny spadek, zwłaszcza
jeśli chodzi o atlasy miast…

– W jakim stopniu publikacje elektroniczne
szkodzą rynkowi publikacji turystycznych,
a w jakim go wspierają?

RT: – Moim zdaniem publikacje elektroniczne
służą dobrze klientom, natomiast
dla wydawców są zarówno zagrożeniem,
jak i szansą. Wszystko zależy od nas, wydawców,
jak sobie z tym poradzimy. Myślę,
że w dłuższej perspektywie cyfrowe
publikacje otworzą nam nowe możliwości
prezentowania treści. Content nadal
pozostanie ten sam, zmieni się tylko forma,
która pozwoli na ciekawszą i łatwiejszą
prezentację. Pozostaje otwarte pytanie:
jak na tym zarabiać? Wiele zależy od
graczy globalnych, takich jak Google, oraz
od wizji i kreatywności wydawców. Na
przykład rynek muzyczny popełnił mnóstwo
błędów, zanim sytuacja się wyklarowała.
Myślę, że podobnie będzie z mapami
i przewodnikami. Przed nami mnóstwo
eksperymentów. Można być pierwszym
i wygrać lub poczekać aż inni coś wymyślą
i naśladować ich, ucząc się na cudzych
błędach. Myślę, że druga opcja jest
bardziej bezpieczna. Znaczna część obecnych
40, 50 i 60-latków będzie nadal
korzystała z tradycyjnych map i przewodników.
Jest więc czas na stopniowe
wchodzenie w nowe technologie.

– Oferta ExpressMap to głównie produkty
papierowe, czy planujecie własne aplikacje
turystyczne?

RT: – O aplikacjach turystycznych myśli
wielu wydawców, również ExpressMap.
Jednak jak wspominałem, zmiana czy też
uzupełnienie oferty o publikacje/aplikacje
turystyczne będzie procesem stopniowym.
Jest tutaj dużo błędów do popełnienia,
więc będziemy starali się to robić stopniowo
i ostrożnie.

– Czy wciąż jest popyt na mapy laminowane?
Kto je kupuje? Gdzie są dystrybuowane?

JP: – No właśnie… przystańmy przez
chwilę przy tym słowie „laminowane”, ponieważ
wiąże się ono z pewnym nieporozumieniem
jak i z fundamentalnym powodem
sukcesu rynkowego ExpressMap i faktu, że
staliśmy się liderem rynku kartografii. Od
wieków użytkownicy map papierowych narzekali
na dwa uniwersalne problemy: to,
że są nietrwałe i łatwo się drą oraz to, że
trudno się je składa i rozkłada… Laminowanie
papieru rozwiązało problem trwałości.
Jednak paradoksalnie, zwykłe polaminowanie
papieru jeszcze bardziej utrudnia
jego składanie… Dopiero oprawa naszych
map, ich charakterystyczne „zawiasy”
w miejscach składania, które powstają po
polaminowaniu naciętego papieru, rozwiązało
problem składania i rozkładania mapy.
Podsumowując, najważniejszą cechą
naszych map nie jest fakt, że są „laminowane”,
ale że są wygodne w użytkowaniu.
Próba złożenia takiej mapy w samochodzie
lub na ulicy, na wietrze, błyskawicznie
podkreśla ich przewagę nad mapami tradycyjnymi.
Nie bez kozery ochrzciliśmy je
brandem „comfort! map”. Mapy „comfort!
map” poszukiwane są przede wszystkim
przez aktywnych turystów i podróżników.
Klienci ci oczekują dokładnych, pewnych
i trwałych produktów. Druga grupa klientów
to osoby ceniące sobie ich wygodę
składania i użytkowania. Pozwala nam to
przezwyciężyć nieco tendencję spadkową
w segmencie map drogowych – kierowcy
często zamieniają posiadane mapy papierowe
i wybierają „mapowy upgrade”.
Jeżeli chodzi o dostępność naszych
map, można je znaleźć w ofercie największych
sieci w Polsce i za granicą. Dystrybucja,
tak jak w przypadku książek, odbywa
się tradycyjnymi kanałami sprzedaży.
W pierwszej kolejności są to sieci detaliczne,
jak Empik, Matras, sieci księgarskie
(Domy Książki itp.), markety (Auchan,
Real, Carrefour). Dalej mamy hurt
i największych dystrybutorów, a w tej grupie:
Azymut, FK Olesiejuk, Ateneum, Super
Siódemkę… Kolejny kanał stanowią
sieci prasowe: InMedio, Relay, Ruch, Kolporter,
Garmond…Za granicą z kolei sieci
takie jak: francuski FNAC, Cultura, Furetdunord,
włoski Libri Mondadori, dystrybutorzy
tacy jak hiszpańska MapIberia, czy
partnerzy wydawniczy jak deAgostini.

– Rynek publikacji turystycznych jest
obecnie wyjątkowo mało przewidywalny.
Co decyduje o inwestycji w nowe tytuły
przewodników? Bardziej popularność
określonych destynacji czy oferta konkurencji?

RT: – Jedno i drugie, choć coraz częściej
staramy się wybierać kierunki uniwersalne,
które możemy oferować w kilku krajach i kilku
językach. Jesteśmy chyba jedynym wydawnictwem
turystycznym w Polsce, które
publikuje w innych językach i dystrybuuje
publikacje w innych krajach np. we Francji.
Pozostali wydawcy w Polsce sprzedają publikacje
na licencji lub sprzedają własne
publikacje wyłącznie na tutejszym rynku.

– Jak wygląda aktywność ExpressMap zagranicą?
Jaką część przychodów realizujecie
poza Polską? I jakie są plany w tym
zakresie?

RT: – Stale zwiększamy naszą obecność
na rynkach europejskich. Naszym najważniejszym
rynkiem zagranicznym jest
obecnie Francja, gdzie posiadamy bardzo
dobrą dystrybucję. W 2011 roku, przy
wsparciu naszej przebojowej przedstawicielki
handlowej, Justyny Herman, udowodniliśmy
potencjał sprzedaży „comfort!
map” na rynku paryskim. Ten sukces
lokalny oraz kilkuletni wysiłek marketingowy
zaowocowały bardzo dynamicznym
wzrostem sprzedaży. Od roku 2012, kiedy
wprowadziliśmy 50 tytułów na rynek
francuski, do roku obecnego, kiedy po
wprowadzeniu ponad 30 nowości, posiadamy
ponad 180 tytułów, nasza sprzedaż
wzrasta tam 100 proc. corocznie.
W 2013 roku dogoniliśmy obrotami wydawnictwo
Berlitz, piąte co do wielkości
sprzedaży we Francji.
Zwiększamy naszą aktywność również
w innych krajach, ale to bardzo trudne
i czasochłonne przedsięwzięcie. To
typowa „praca u podstaw”, ale przejęcie
nawet małego udziału w rynku daje
bardzo satysfakcjonujące rezultaty, ponieważ
rynki zachodnioeuropejskie są
często wielokrotnie większe od rynku
polskiego. Zdobycie ich jest za to o wiele
trudniejsze, ponieważ są one mocno
skonsolidowane i musimy konkurować
z największymi i czasem solidnie „okopanymi”
wydawcami; udaje się nam to
jednak z coraz większym powodzeniem.

– Na rynku obserwujemy coraz większe
zainteresowanie literaturą podróżniczą.
Czy w tym kierunku również zamierza
inwestować ExpressMap?

RT: – Przyglądamy się również temu segmentowi.
Mieliśmy kilka ciekawych i obiecujących
propozycji autorskich i myślę, że
moglibyśmy sobie poradzić również na
tym polu, jednak, na razie, nie chcemy się
rozpraszać. Koncentrujemy się na obszarach,
w których możemy zyskać najwięcej
bez ponoszenia nadmiernych kosztów
oraz ryzyka. Nie można być najlepszym
we wszystkich dziedzinach. Ponadto, zauważamy
drastyczny spadek sprzedaży
w tym segmencie w 2013 roku. Oznaczać
to może, że rynek jest już w pewnym
stopniu nasycony. Możliwe też, że tak silne
dotychczasowe zainteresowanie literaturą
podróżniczą jest tylko przejściową,
choć trwającą już od kilku lat, modą i wynikać
może, na przykład, z naszej stosunkowo
młodej, polskiej przygody z zagranicznymi
wojażami, której czas przemija
wraz ze wzrostem własnych doświadczeń
podróżniczych. Czas pokaże. Znaczną
rolę odgrywają tu również nazwiska autorów,
które niejednokrotnie przyciągają
uwagę czytelników znacznie bardziej niż
sam temat, czy nawet jakość, publikacji.

– Jak panów zdaniem będzie wyglądał rynek
publikacji turystycznych za dziesięć
lat? Czy papier przetrwa?

JP: – 10 lat temu rozmawialiśmy w firmie
o zagrożeniach ze strony nowych technologii,
co w przypadku segmentu turystycznego
czy kartograficznego związane było
przede wszystkim z systemem GPS. Powiedzieliśmy
sobie wtedy, że pewnie jeszcze
pięć lat uda nam się przetrwać i jeśli
będziemy dobrzy, to nawet na spadającym
rynku uda nam się utrzymać z powodzeniem.
Po 10 latach jesteśmy w szczytowej
(jak dotąd) formie, odnotowujemy
kolejne wzrosty sprzedaży, zdobywamy
nowe rynki, idziemy do przodu – osiągając
to wszystko na „kurczącym się” rynku.
Myślę, że temat elektronika versus papier
zasługuje na chwilę dodatkowej refleksji.
Nie zdarzyło mi się ostatnimi laty wypowiedzieć
słowa „mapy” czy „kartografia”,
żeby w odpowiedzi nie usłyszeć ze strony
rozmówcy pytania o GPS. Jak to w życiu
bywa, wszystko ma swoje miejsce. Po
rewolucji nawigacji GPS przeprowadzono
w USA i Japonii sporo badań nad przydatnością
jednej lub drugiej pomocy orientacji
w terenie. Wnioski są jednoznaczne:
osoby korzystające z obydwu narzędzi
nawigacji, czyli z map oraz GPSu, radziły
sobie dużo lepiej i lepiej zapamiętywały
dany teren, niż te używające tylko jednego.
Powód jest dość banalny – każde
narzędzie przedstawia inny poziom odwzorowania
relacji przestrzennych: GPS
bardziej szczegółowy, lecz cząstkowy,
mapy zaś bardziej poglądowy i całościowy
oraz pozwalający na bardzo swobodne
przerzucanie wzroku od szczegółu do
ogółu.
Najlepszy jest złoty środek. GPS dla
praktycznego „poprowadzenia nas za rękę”
z punktu A do punktu B, a mapa dla
łatwego i wygodnego „przeglądu” tego,
jak wygląda świat dookoła nas. I właśnie
tak przedstawiamy „comfort!map” – jako
jakościowo godnego, a użytecznie idealnego
partnera dla GPSu.

RT: – Obecni 40-60-latkowie najczęściej
korzystają z tradycyjnych map i przewodników.
Za 10 lat nadal będą to robić,
choć w coraz mniejszym zakresie. Ponadto
często sam doświadczam, że podczas
robienia zdjęcia w obcym mieście łatwiej
korzysta mi się z małej, poręcznej
mapy niż z tabletu czy smartfonu. Za dużo
sprzętu – trzeba odłożyć aparat, wyjąć
tablet lub telefon, włączyć odpowiednią
aplikację, wyszukać, wyłączyć, schować,
sięgnąć po aparat… lub sięgnąć do kieszeni
po mapkę, spojrzeć i gotowe. Pewnie
część osób się ze mną nie zgodzi, ale
ja uważam, że tak jest wygodniej. Z drugiej
strony, aparaty analogowe zostały zastąpione
przez cyfrowe. Zapewne przyjdzie
czas również na mapy i przewodniki.
Wystarczy jedno nowatorskie rozwiązanie
np. elastyczny elektroniczny wyświetlacz
i zmiany mogą nabrać znacznego przyspieszenia.
Ale stara dobra treść nadal
będzie potrzebna i przez kolejne 10 lat raczej
czytać nie przestaniemy.

Autor: Piotr Dobrołęcki i Paweł Waszczyk