Mijają właśnie cztery miesiące od objęcia przez ciebie stanowiska prezeski w Polskiej Izbie Książki. Czy nie żałujesz decyzji? Nie, jeszcze nie żałuję tej decyzji. Ale czy miałaś poczucie, decydując się na kandydowanie do władz Izby i potem, gdy wolą większości jej członków stanęłaś na jej czele, że może to być najtrudniejsza kadencja w historii organizacji, ponieważ weszliśmy w zupełnie nowy czas rynku książki? Pamiętam bardzo duże kryzysy, z jakimi kiedyś się borykaliśmy, ale one wynikały głównie z nieuczciwości uczestników rynku. Teraz patrzymy na to z dystansem, chociaż wciąż mamy do czynienia z nieuczciwością. Natomiast dzisiaj stoimy przed zupełnie innymi wyzwaniami. Kandydowałam z poczuciem, że walczymy o wszystko: o nasze przetrwanie jako branży. Patrzyłam na to, w jakim jesteśmy momencie, na sytuację wielu szans i możliwości, które należy teraz wykorzystać. Na to, jaka jest koniunkcja polityczna, instytucjonalna. I uważam, że choć jesteśmy w trudnej sytuacji jako branża, to fakt, że mamy wreszcie z kim rozmawiać, że są wokół nas – w instytucjach, w ministerstwach, u władzy – osoby, które widzą nasze problemy i chcą razem z nami je rozwiązywać, to jest po prostu ogromna szansa. Owszem, mamy z kim rozmawiać, tylko że póki co nie mamy efektów tych rozmów. Rozmowy się toczą, prowadzimy je w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w Ministerstwie Edukacji Narodowej, w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Widać już pierwsze efekty. Udało się chociażby zaktualizować listę bibliotek, które raportują wypożyczenia biblioteczne. To pierwsza aktualizacja od prawie dekady. Druga rzecz – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zleciło badania rynku i wyraźnie podkreśla, że są to badania, na podstawie których zostaną sformułowane założenia ustawy regulującej rynek książki. Sam fakt, że MKiDN finansuje takie badania, uważam za istotny. Konkretnie – co by oznaczała reforma rynku książki? Jakie tu trzeba podjąć działania? Myślę, że przede wszystkim muszą to być działania kompleksowe, a więc nie mogą się ograniczać do pomagania jednej grupie czy do rozwiązywania jednego problemu, bo tych problemów jest wiele. Zawsze do tej pory podstawą tej rozmowy był pomysł ustalenia ceny okładkowej na określony czas od premiery. Jednak od samego początku, a więc od momentu, w którym ogłosiłam mój program wyborczy, a nawet wcześniej, jeszcze od czasu konsultacji w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w kwietniu tego roku, podkreślam, że takie rozwiązanie ma szansę zadziałać, wpłynąć na poprawę na rynku, tylko jeśli będzie połączone z innymi elementami. Czyli określone wysokości rabatu? Uważam, że ta ustawa musi w jakiś sposób odnosić się do tego, co się dzieje między ogniwami w łańcuchu dystrybucyjnym na rynku książki. A ewentualna interwencja Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów? To nie jest pytanie do mnie. Fakt, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podjęło inicjatywę, pozwala sądzić, że będą mogły być wypracowane takie rozwiązania, które nie mogłyby zaistnieć, gdyby zgłaszała je strona społeczna. To agendy państwowe będą pracowały nad rozwiązaniem naszego problemu. Resort ma mechanizmy, zaplecze, ludzi i wiedzę, które pozwalają mu bardziej skutecznie poszukiwać rozwiązań niż nam jako stronie społecznej. Czy to będą działania: nic o nas bez nas? Czy możemy oczekiwać, że co najmniej będziemy konsultować te działania? Tak, jak najbardziej, bardzo tego pilnujemy. Cała rozmowa zaczęła się oczywiście od listu księgarzy, którzy na początku roku wystosowali dramatyczny apel do władz o ratowanie polskich księgarń. W ślad za tym poszły konsultacje w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, na które zaproszonych zostało około 30 osób; było to reprezentatywne przedstawicielstwo branży. Na każdym etapie, podczas konsultacji i podczas kolejnych rozmów, przedstawiciele ministerstwa podkreślają, że chcą ściśle z nami współpracować, jeśli chodzi o wypracowywanie rozwiązań, że będą polegać na naszej wiedzy, naszym doświadczeniu, na tym, co my im przekazujemy. Temu służy debata, którą wprowadziliśmy do programu WspółKongresu Kultury, której przysłuchiwali się przedstawiciele MKiDN. Podczas debaty rozmawialiśmy o konkretnych sposobach naprawienia rynku. Bardzo ważne jest to, że w rozmowie wziął udział ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, który na moje zaproszenie robił też prezentację podczas majowych targów książki na temat tego, jak uzdrowić rynek książki. To osoba z zewnątrz o konkretnym wykształceniu i doświadczeniu, która rozumie, dlaczego coś nie działa na naszym rynku i potrafi to odnieść do analogicznych sytuacji w innych branżach. Potrafi też odnieść mechanizmy wypracowane na innych rynkach do naszej sytuacji. I myślę, że z takiej rozmowy mogą się narodzić świeże rozwiązania, o których do tej pory nie myśleliśmy. Udział PIK w konsultacjach jest bardzo istotny… Podczas naszej rozmowy domyślnie używamy zaimka „my” dla określenia branży książkowej, natomiast gdy ja biorę udział w konsultacjach czy spotkaniach dotyczących reformy czy innych tematów, to występuję jako prezeska Polskiej Izby Książki, występuję w imieniu 160 członków Izby. Cały czas zabiegam o to i zachęcam różne podmioty, aby się do nas przyłączały po to, by również ich głos w ten sposób był słyszalny. A nawet szerzej niż 160 członków, bo z racji rozwiązań legislacyjnych, ustawowych Polska Izba Książki ma legitymację do reprezentowania branży, nie tylko swoich członków. Dokładnie tak. Jesteśmy najliczniejszą organizacją o najdłuższej tradycji, z wypracowanymi przez lata szerokimi kontaktami, zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami, i z obszerną bazą wiedzy. Członkini Rady PIK, Sonia Draga, od tygodnia przewodniczy Federacji Wydawców Europejskich. Zawsze kiedy dzieje się coś wokół książki w przestrzeni publicznej, politycznej, to Polska Izba Książki jest tym ciałem, do którego kierowane są pytania i którego zdanie jest uwzględniane. Istnieje ustawowy obowiązek konsultowania rozwiązań gospodarczych i prawnych dotyczących danej branży z izbami gospodarczymi takimi jak nasza. Obecnie konsultujemy ustawę o systemach …