Wcześniej pracowałaś w Harlequinie. Jak znalazłaś się w G+J? Z Harlequina, gdzie odpowiadałam za sprzedaż i marketing, w styczniu 2009 roku odeszłam, by podjąć pracę w niewielkim wydawnictwie prasy parentingowej. I miałam tam sukcesy. Latem 2009 roku skontaktowała się ze mną Agata Materkowska, wydawca z G+J Polska, i zaprosiła na spotkanie. Po kilku rozmowach zostałam poproszona o napisanie strategii dla istniejącego działu książek na kilka najbliższych lat. Do domu przywieziono mi wszystkie tytuły, jakie wydawnictwo opublikowało od początku, czyli od 2004 roku. Po rozłożeniu na podłodze zajęły dwa pokoje… Chodziło o strategię marketingowo-sprzedażową? O strategię rozwoju wydawnictwa książkowego w ogóle. Także w zakresie oferty?Tak. Ale przecież ty jesteś dyrektorem sprzedaży i marketingu. Za profil powinien właściwie odpowiadać kto inny. Nie zgadzam się z takim podejściem. Trudno budować ofertę, nie badając jej rynkowego powodzenia. A nie uważasz za rozwojowy dla oficyny charakterystyczny dla niej konflikt pomiędzy działami redakcji i sprzedaży? Osoby kierujące przede mną działem książki w tym wydawnictwie nie za bardzo brały pod uwagę handlowy potencjał wydawanych przez siebie książek, w efekcie czego jednym z postawionych przede mną zadań było „wyczyszczenie” magazynów z niesprzedawalnych lub nie rokujących sukcesu rynkowego tytułów. Raczysz chyba żartować. Katalog G+J aż pękał od wielkich nazwisk, których książki wydawaliście: Janusz L. Wiśniewski, Dorota Wellman, Tomasz Sekielski, Andrzej Morozowski, Robert Sowa, Beata Pawlikowska, Martyna Wojciechowska… Nie mówię, że ich książki się nie sprzedawały. Mogły natomiast sprzedawać się znacznie lepiej. I – śmiem twierdzić – potwierdzają to wyniki z ostatnich dwóch lat. Poza tym oprócz wymienionych przez ciebie książek celebrytów, G+J publikowało mnóstwo tytułów nieznanych autorów, którym jeszcze trudniej było zaistnieć na rynku. Pamiętaj, że mamy do czynienia z wydawnictwem prasowym, które w sprzedaży literatury miało skromne doświadczenie. Mechanizmy rządzące tym rynkiem ćwiczono na żywym organizmie. Dostałaś zatem w spadku magazyn. Jaka była wówczas, w marcu 2010 roku, jego wartość w cenach wytworzenia? Teraz chyba ty żartujesz, myśląc, że to powiem. Zdziwiłbyś się jednak, jak duża… I jak wiele pracy kosztowało nas upłynnienie tej masy na rynku. Tania książka? Nie tylko. Wracając do celebrytów – na listach bestsellerów znalazło się „Teraz My prześwietlamy” napisane przez dziennikarzy TVN Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego. Ze sprzedażą 4000 egz.? Mówię serio. A książki Beaty Pawlikowskiej, Martyny Wojciechowskiej? Musiałbyś zapytać naszych najwierniejszych autorów o różnice w pobieranych honorariach… Mam podstawy, by sądzić, że nie czują się przez nas zaniedbywani. „Smoleńska” Piotra Kraśki sprzedaliście „na pniu” 30 tys. egz. „Obrączek”, rodzinnej historii Marii i Lecha Kaczyńskich, 20 tys. egz. Fakt, że moment ukazania się obu pozycji był szczególny – czerwiec 2010. To się właśnie nazywa ośrodek decyzyjny ulokowany w jednych rękach! [śmiech] Książka Kraśki spotkała się jednak z różnymi opiniami wśród internautów – prezenterowi „Wiadomości” zarzucano zarabianie na tragedii narodowej. Jak wiesz, internauci piszą różne rzeczy… Nie zawsze mądre. Widać taka książka była potrzebna, skoro udało nam się dotrzeć do tylu czytelników. Niedawno ukazało się jej wydanie …