fragment książki „Dom nie z tej ziemi”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia
Małe dzieci wierzą w Świętego Mikołaja, w czarodziejskie moce, w duchy, w Spider-Mana i Supermana, w dobre wróżki i w złe wilki. Ale Daniel nie był już małym dzieckiem, więc jego to nie dotyczyło.
Czary-mary, dom nie z tej ziemi, niebezpieczny jak trucizna – kto w to uwierzy? – rozmyślał.
Na pewno nie ja! – odpowiedział sobie w duchu. A jednak zaraz po powrocie ze szkoły rozłożył książki na biurku, żeby szybko odrobić lekcje i pobiec na Radosną.
– Czary-mary – powtórzył głośno i usłyszał za plecami śmiech Długiego.
– Czary nie pomogą ci w pracy domowej – oświadczył brat. – Już się do niej wziąłeś? Tak wcześnie? Idziesz gdzieś?
– Muszę zaraz wyjść. Umówiłem się…
– Z dziewczyną? Zgadłem! Mamo! Pająk umówił się z dziewczyną!
– Mamo, Długi się wydurnia! – poskarżył się Daniel.
Zamknął bratu drzwi przed nosem. W starym mieszkaniu nie miał własnego pokoju, a teraz przyłapał się na tym, że posyła głupkowaty uśmiech białym ścianom i nowym meblom.
Wariat! – skarcił się z niesmakiem.
Godzinę później biegł już na Radosną. Przez całą drogę myślał o oczach tej dziewczynki. Może ona nosi szkła kontaktowe z widoczkiem przedstawiającym dom? Są takie?
Chyba nie – odpowiedział sobie z wahaniem.
Wcisnął się między krzaki. Małej jeszcze nie było, więc rozchylił gałęzie i spojrzał na drugą stronę ulicy. Słońce nad domem z żółtymi ścianami i brązowym dachem świeciło mocniej niż dzień wcześniej. W piaskownicy obok domu bawił się mały chudy chłopczyk. Budował babki z piasku i raz po raz oglądał się na dom.
– Tu nigdy nie pada deszcz. Daniel aż się wzdrygnął. Marysia go zaskoczyła. Nie słyszał jej kroków.
Przykucnęła obok. Miała na sobie ten sam golf, w którym była w szkole.
– Już się nie wściekasz? Nosisz szkła kontaktowe? Jak się nazywasz? – zarzucił ją pytaniami.
– Marysia – odpowiedziała tylko na ostatnie. – Masz najbardziej wzruszone ramiona świata, wiesz? – oznajmiła z uśmiechem. – Deszcz nie pada, od kiedy ziemia pękła i zaczął z niej wyrastać t e n dom –dodała.
Daniel westchnął.
– Słuchaj, domy nie rosną. Jesteś może mała, ale nie głupia, więc nie wciskaj mi kitu, w który mógłby uwierzyć tylko tamten dzieciak. – Wskazał na chłopca w piaskownicy.
– T e n dom wyrósł bez deszczu. Przychodziłam tu od samego początku. Dwa razy była ze mną opukana Ania – powiedziała Marysia.
Daniel nie wytrzymał i roześmiał się w głos.
– Cha, cha, cha! Opukana Ania. To jakaś postać z bajki?
– Ciszej! Zdradzisz nas! To nic śmiesznego. Ona puka się w czoło ze sto razy dziennie.
– Dobra, będę ciszej. – Przełknął resztkę śmiechu, aż się zakrztusił. – Ania to twoja przyjaciółka?
– Ja nie potrzebuję przyjaciół! – rzuciła pospiesznie.
A ja tak – pomyślał Daniel. Pewnie dlatego nie okręcił się na pięcie i nie poszedł, chociaż nie wierzył w zaczarowane domy, które wyrastają z ziemi jak pomidory, ogórki albo kalafiory.
– Powiedziałaś, że tutaj nigdy nie pada deszcz. I co jeszcze? – Udał zainteresowanie.
– Pada deszcz, tylko nad t y m domem nie. Chmury go omijają. Są bardzo czułe, potrafią wyczuć zły czar.
Nie nabierzesz mnie – pomyślał Daniel.
– Prawdziwa sensacja! Na pewno mówili o tym w prognozie pogody – stwierdził zgryźliwie.
– Nikt tego nie zauważył. Ludzie nie umieją patrzeć. Ty też nie umiesz, chociaż słońce daje ci wskazówki. Przyjrzyj się lepiej. – Rozchyliła krzaki, odsłaniając t e n dom.
Daniel przeniósł wzrok na drugą stronę ulicy. Tam, gdzie rosły wysokie drzewa i stały nowe domy, których cienie sięgały jezdni ulicy Radosnej.
I nagle jego serce się zatrzymało, chociaż nie powinno tego robić.
Przed t y m domem nie było cienia. Jezdnia i podwórko błyszczały w słońcu jak pozłacana skóra węża.
– Gdzie jego cień? – zapytał Daniel.
– W środku. Najwięcej jest go w pokojach z opuszczonymi żaluzjami – odpowiedziała cicho Marysia.