Większość polskich Żydów, którzy we wrześniu 1939 roku uciekali przed wojną na wschód, uznała, że pod okupacją sowiecką będą bezpieczniejsi niż pod niemiecką. Rodzina Horowitzów postanowiła inaczej. Z jakich przyczyn? Kiedy Niemcy wkroczyli do Krakowa, Regina i Dolek Horowitzowie nie mieli wątpliwości, że okupanci nie będą mieli litości dla Żydów. Byli ludźmi światłymi, czytali gazety, słuchali radia i doskonale wiedzieli, co dzieje się na świecie, a szczególnie w opanowanej przez faszystów III Rzeszy. Dlatego razem z siedmioletnią córką Niusią postanowili uciekać przed okupantem. Na fali paniki, jaka wówczas zapanowała, opuścili miasto i razem z tłumem uciekinierów skierowali się w stronę Janowa Lubelskiego. Ale nie dotarli do tego miasteczka, bo tam – jak się później okazało – doszło do potwornej masakry ludności cywilnej. Mieli szczęście, że wcześniej spotkali sowieckiego żołnierza, który im poradził, żeby wracali do domu. I oni tak zrobili. Czy to była racjonalna decyzja? Trudno powiedzieć. Wydaje się ona o tyle zrozumiała, że w Krakowie zostali ich rodzice, rodzeństwo, no i przede wszystkim kilkumiesięczny synek Rysiu, którego wzięła pod opiekę służąca Antosia. Po tym, czego w trakcie ucieczki doświadczyli, wielokroć pod ostrzałem samolotów i musząc ukrywać się w rowach, wiedzieli już, że chcą być wszyscy razem, niezależnie od tego, co się stanie. Choć kolejne wydarzenia sprawiły, iż znowu postanowili się rozstać, tym razem już z dwójką swoich dzieci. No właśnie, dlaczego bohaterka książki trafiła do getta w Bochni? To była decyzja podjęta w momencie, kiedy Niemcy zaczęli likwidować getto krakowskie. Zmniejszali jego powierzchnię, coraz więcej ludzi trafiało na plac Zgody, skąd odprowadzano ich do transportów jadących prosto do obozów zagłady. Taki los spotkał rodziców Reginy i jej siostrę Marysię. Horowitzowie chcieli za wszelką cenę ratować swoje dzieci. Postanowili więc, że wyślą Niusię, Rysia i ich kuzyna Olka do Bochni, gdzie mieszkał brat Dolka z rodziną. Wprawdzie tam też było getto, ale wydawało się, że warunki w nim panujące są o wiele lepsze niż w Krakowie. Przede wszystkim nie było otoczone murem, dzięki czemu łatwiej było o żywność. Jednak tak działo się tylko do czasu. Kiedy Niemcy zaczęli likwidować także tę dzielnicę żydowską, krewni Niusi zdecydowali, że odeślą ją razem z bratem i kuzynem z powrotem do rodziców. Udało się im opłacić kierowcę ciężarówki, który w nocy zawiózł przykryte workami dzieci do Krakowa. Nie mógł ich odstawić do getta, bo go już nie było. Żydzi, którym udało się przeżyć, zostali zamknięci w pobliskim obozie w Płaszowie. Pani Niusia opowiadała mi, że nigdy nie zapomni tego, co zobaczyła zaraz za obozową bramą. Właśnie odbywała się tam egzekucja młodego chłopaka, Kuby Haubenstocka. Wieszano go na placu apelowym. Dziewczynka znała go przed wojną. W obozie płaszowskim zrazu pracowała w wytwórni szczotek. Tak, dzięki temu udało się jej go przeżyć. Miała wtedy 11 lat, ale była …