Bywa, że nudzi nieco dziecięca perspektywa w polskiej prozie. Rozumiem, owszem, skąd jej popularność, i doceniam jej wagę w klarowaniu się pisarskiego warsztatu jako trampoliny dla narodzin własnego stylu i widzenia świata debiutantów. Bywa ona niestety i dziś – jak w czasach pozytywizmu, kiedy chodziło o serwowanie pewnego typu nauk maluczkim – sposobem na lansowanie uproszczonej wizji świata, zgodnej z atencją dla tekstów-fragmentów, tekstów-ćwiczeń stylistycznych, tekstów-manifestów ideowych. Modę zawsze podtrzymuje – jeśli wręcz jej nie stwarza – przychylny stosunek krytyki do trendu. Wyrazem tego są choćby nagrody – aż dwie Nike w ostatnich latach: dla „Gnoju” Wojciecha Kuczoka i „Nakarmić kamień” Bronki Nowickiej. W masie podobnych i powtarzalnych zdarzają się jednak okazy. Chcę się skupić dziś na trzech pozycjach: „Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” Wiktorii Bieżuńskiej 1, „Budzeniu drzew” Joanny Domańskiej 2 i „Niebożętach” Urszuli Stokłosy 3, wyróżniających się wyraźnie poziomem i konsekwencją, przy czym mających różny staż na rynku. Najprościej można by przedstawić wszystkie trzy książki jako teksty o dysfunkcyjnych rodzinach i źródłach ich patologii. Nie chcę jednak na tym poprzestać, bo też – zwłaszcza dwie z nich – są wyraźnie bogatsze tematycznie, a nieuczciwe byłoby sprowadzanie ich do publicystyki, w dodatku powtarzalnej w swoich diagnozach; odbierałoby literaturze, co stricte literackie, a czego będę w nich szukać. Co ważne, ta literackość rodzi się często w zderzeniu z figurą babci – opiekunki dziecka, zwykle krzywdzonego lub pozostawionego przez dorosłych – która bywa ciekawsza, bardziej barwna i wielokształtna niż stereotypowe lub enigmatyczne postaci rodziców, a jest ważnym punktem odniesienia dla dziecka. Zacznę od głównego bohatera, a raczej bohaterki; dziewczynki zresztą łatwiej chyba pokazać jako ofiary, już z racji płci skazywane na bycie istotą podrzędną. Debiutantka Wiktoria Bieżuńska skonstruowała swoją powieść na paradoksie. Z jednej strony odebrała swojej dziewięcioletniej bohaterce imię, które – w antropologii, psychologii i filozofii – stanowi jądro osobowości. Z drugiej – wyposażyła w mocny charakterystyczny język, dla większości fanów tej książki jej największą wartość. Mamy pewną sprzeczność: dziecko całkowicie zdane na …