Zacznijmy od tego, że wytłumaczymy się czytelnikom z tego samego nazwiska.
Zbieżność nazwisk jest przypadkowa, ale to miła niespodzianka.
Dla mnie też. Oto mam w niepisanej rodzinie autorkę książki i poetkę – bo od poezji twoje pisanie się zaczęło, prawda?
W 2007 roku ukazał się mój pierwszy tomik poetycki „Pomiędzy”, potem „Pan tu nie leżał”, a w 2017 – „36 wierszy o niepokoju”. Wiersze gdzieś dalej krążą, z większymi lub mniejszymi przerwami nadal piszę.
Zawodowo zajmujesz się fotografią.
Prowadzę agencję fotograficzną Pictures już od kilku lat, a fotografuję od kilkunastu. Oprócz działań komercyjnych staram się realizować projekty artystyczne. Natomiast jeśli chodzi o moje pisanie, to jest ono dla mnie odrębną formą wyrazu.
Nie bez powodu pytam o pracę zawodową. Czytając twoją książkę, miałam wrażenie, że opisy w niej zawarte bardzo oddziałują na wyobraźnię. Obrazy wsi – jakby zatrzymane w kadrze – z malarskimi szczegółami oddającymi surowość i jej kruchość. To wieś, pomyślałam sobie, która odchodzi w dal, znika.
Bardzo zależało mi na tym, by oddać obraz wsi, która odchodzi w zapomnienie, ale jest także świadectwem upływającego czasu. Chciałam, by to było bardzo konkretne, surowe, wręcz naturalistyczne doznanie. To trochę tak, jakby odbiorca z pożółkłych, starych fotografii musiał odtworzyć obraz miejsca i rozszyfrować historię ludzi. Tyle że tymi fotografiami są kolejne rozdziały.
Czy ta powieściowa wieś istnieje naprawdę?
Myślę, że nie. Chociaż przepisy, które znajdują się w książce (niektóre rozdziały są formułą na coś), np. na obolałe miejsca na ciele – funkcjonowały naprawdę. O tych wręcz magicznych recepturach opowiadała mi moja babcia. W czasach, gdy kontakt z lekarzem był ograniczony, tak się leczono, chociażby „smalcem z psów” czy nalewką z mrówek.
W książce jest kilka rozdziałów, które mną wstrząsnęły, „smalec z psów” pochodzi z jednego z nich. Znachorzy tak właśnie postępowali ze zwierzętami. Opisy brutalności, z jaką się z nimi obchodzono, podkreślają jednak bliskość człowieka z naturą. Pomyślałam, że twoja książka odziera nas z magicznego wyobrażenia wsi, jako sielskiej, anielskiej. A ta powieściowa wieś jest do bólu wsią surową i chłodną.
Na pewno nie jest to sielski obraz stworzony z myślą o wczasowiczach. Poza wszystkim jest to historia o rdzennych mieszkańcach wsi przywiązanych do czasów, które minęły albo właśnie mijają. Książka sięga do lat wojennych, powojennych, lat osiemdziesiątych. Narratorka wraca do swojego rodzinnego domu z nową perspektywą, próbuje złapać dystans do tego, co się wydarzyło. Sama trafiła do innego środowiska, wyemigrowała, aby później powrócić. Dzięki temu jest w stanie mówić o tej surowości miejsca i ludzi bez przyjaznych epitetów. Rzeczywiście, kto nie miał styczności z brutalną formą traktowania zwierząt czy wykorzystywania ich do różnych obrzędów leczniczych, może być zdziwiony, że coś takiego mogło się naprawdę wydarzyć. Chciałam, żeby ta opowieść była bardzo prawdopodobna.
Opisy urzekają poetyckością. Pięknie zbudowane zdania, frapujące porównania i symbolika: drzewa, liście, korzenie. Czy to nie metafora powrotu do źródła?
Nieprzypadkowa jest okładka książki, na której pojawia się liść dębu. Babcia, która prowadzi dysputy z narratorką i zarazem główną bohaterką, jest porównywana do drzewa; ten motyw właściwie jest stale obecny w książce. To drzewa stają się niemymi uczestnikami wszystkich zdarzeń. To do nich były przywiązywane psy przez jedną z bohaterek książki – Jagusię. Drzewa symbolizują też życie i pierwotną mądrość tak silnie związaną z naturą. Można pokusić się o stwierdzenie, że motyw drzewa, lasu, wędrówki przez las jest paralelny do linii życia i do tego, jak bohaterka funkcjonuje rodowo w tej historii.
„Budzenie drzew” opowiada również o relacjach. Bohaterka książki jest w ciąży, kiedyś opuściła rodzinną wieś, do której po dwudziestu latach powraca. Sama zaś została porzucona przez matkę, która wyjechała za granicę. Widzimy tu rodzącą się relację mamy z dzieckiem – prawdopodobnie dziewczynką, i powrót do relacji, którą stara się odbudować.
Obie relacje nie są proste. Są raczej skomplikowane, dlatego bohaterka decyduje się na powrót po wielu latach do miejsca, które dla niej było dosyć znamienne, gdzie doświadczyła wielu wręcz traumatycznych zdarzeń. Próbuje je na nowo poukładać i wypowiedzieć, uzupełniając historię rodziny, pełną niedomówień, o to, co słyszy od swojej rozmówczyni. Przez to, że – jak dowiadujemy się na początku – wychowywała ją babcia, to jakby czuje się zobowiązana do tego, by spróbować poznać i zrozumieć motywy jej postępowania, a także reguły gry, jakimi kieruje się nie tylko ona, ale cała społeczność. Wysłuchanie tej nieczułej, oschłej kobiety paradoksalnie może przynieść ulgę. To pewnego rodzaju katharsis. Ponadto bohaterka książki spodziewa się dziecka, z którym stara się nawiązać relację inną niż ta, jakiej doświadczyła przed laty.
Poznanie historii bliskich sprawia, że przestajemy oceniać ludzi, którzy w tamtych trudnych i surowych czasach mieli prawo zachowywać się tak, jak się zachowywali. Gdy zaczynamy rozumieć ich powody, motywacje i okoliczności, w jakich żyli, to nas w jakiś sposób uwalnia od oceny.
Rzeczywiście zachowania bohaterów determinują czasy, w jakich przyszło im żyć, ale też ogólnie przyjęte normy w opisanym mikroświecie, które gdzieś indziej mogłyby zostać uznane za dewiację. Zresztą to, w jaki sposób babcia traktowała swoją wnuczkę, w dużej mierze wynika z tego, co ją spotkało w przeszłości. Główna bohaterka próbuje dociec, dlaczego tak, a nie inaczej potoczyła się ich relacja. Tak jak mówisz, takie zrozumienie przynosi uwolnienie.
Bardzo podoba mi się ta forma, jaką nadałaś swojej książce. Rozdziały można czytać oddzielnie, zupełnie niezależnie. Każdy rozdział coś istotnego w sobie zawiera, jakąś głębszą treść, która skłania do przemyśleń.
Czasem mam wrażenie, że te rozdziały mogłyby być oddzielnymi opowiadaniami, jakąś zamkniętą formą. Na etapie redakcji książki zastanawialiśmy się nawet, czy powinien być zamieszczony spis treści. Finalnie nie ma spisu, ale rzeczywiście, każda z tych historii jest zamkniętą całością. Chciałam, aby książka funkcjonowała jako zbiór krótkich, poszarpanych opowieści, które piętrzą się i nawarstwiają, doprowadzając do nieoczywistego finału. Jeszcze nie wiem, na ile mi się to udało.
Można otworzyć książkę i zacząć czytać ten rozdział, na którym zatrzymamy wzrok. Otworzyłam książkę na rozdziale „Najgrubsza”. Miałam wrażenie, że to dobry materiał do codziennej medytacji i refleksji na temat życia i jego sensu.
To duży komplement dla tej książki! Ja sama próbuję medytować. Z różnym skutkiem, ale, co ciekawe, znajduję w tym ukojenie. Natura – która jest pełnoprawnym bohaterem tej powieści – jest bardzo pomocna. Pomimo tego, że wieś może być surowa, a jej reguły brutalne, to przyroda stanowi jakiś kontrapunkt – pozostaje nieoceniająca.