Brakuje mi w bieżącej prasie pańskich komentarzy, zawsze wyróżniających się przede wszystkim temperamentem politycznym. Proszę pamiętać, że regularnie co dwatrzy lata ukazują się moje książki właśnie publicystyczne. Niech pan mi powie, gdzie bardziej po tyłku dostał pseudoprofesor Bartoszewski, Tomasz Lis, Rydzyk, Wajda, Wałęsa niż w mojej „Mitologii świata bez klamek”? Więc ja zabieram głos w sprawach publicznych i to ostro, z tym że nie na łamach mediów. Szanuję, oczywiście, pański wybór, ale widzę jedno niebezpieczeństwo. Otóż, pan mając swój duży – sądząc po znakomitych wynikach sprzedaży pana książek – elektorat, trochę przekonuje przekonanych. I pisze w istocie dla swoich fanów. Zgadza się, aczkolwiek dochodzą mnie głosy, że czasem ktoś z drugiej strony barykady politycznej sięgnął po moją książkę, na przykład pożyczając ją od kogoś i oszalał, bo nie sądził, że w naszym kraju ktoś tak pisze. Jak każdy autor, cenię sobie listy od czytelników, a dostaję ich bardzo dużo, niekiedy adresowanych po prostu „Waldemar Łysiak. Saska Kępa”. Nie mam ich gdzie trzymać, robię więc wśród nich regularne czystki, pozostawiając dwa rodzaje: listy miłosne i „listy matki”. Te drugie są najważniejsze. Nie jest ich wiele, kilkadziesiąt. Najczęściej są od matek, czasem od sióstr, ciotek, a bywa że i od samych delikwentów. To są podziękowania – mówiąc z grubej rury – za uratowanie życia dziecku, to znaczy, chłopak sprawiający duże trudności stał się przyzwoitym człowiekiem odkąd zaczął czytać moje książki, znalazł swoją drogę życiową. A krąg czytelników mam szeroki. Może nie powinienem się do tego przyznawać, ale czy pan wie jak jestem czytany w więzieniach! Kiedyś z zakładu karnego dostałem przesyłkę. Mianowicie, w „Wyspach bezludnych” zamieściłem swoje zdjęcie z Janem Pawłem II w trakcie przechadzki po ogrodach Castel Gandolfo i teraz ono wróciło do mnie jako makatka zrobiona na wyciętym kawałku więziennego prześcieradła, na którym moi korespondenci wyhaftowali, wymalowali tę scenę. Czytając choćby „Czwórkę” czy „Lidera” odniosłem wrażenie, że bardziej niż przed laty interesuje się pan polityką globalną. Akcja powieści dzieje się w Meksyku, w Rosji, gdzie wprowadza pan postać Putina. Polska raczej pozostaje w tle. Co najmniej od roku cała polska prasa rozpisuje się o caryzmie Putina, ja swojego „Lidera”, w którym ukazałem mechanizm wewnętrzny tworzenia w Rosji z Putina cara, pisałem znacznie wcześniej. Z Meksykiem było podobnie. Teraz gdzieniegdzie, ukazują się artykuły o toczącej się tam nieprawdopodobnej wojnie narkotykowej. Przecież w ciągu trzech lat zginęło w niej 26 tysięcy ludzi, codziennie traci życie kilkadziesiąt osób! To ode mnie, z mojej „Czwórki” czytelnicy dowiedzieli się o wojnie w Meksyku. W sierpniu byłem na wakacjach w Turcji; gdy w hotelu włączałem telewizor na „Wiadomości” Telewizji Polonia, przez pół godziny relacjonowano zmagania o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Nic więcej się wtedy nie działo w świecie czy jak? Ależ dzieje się i to bardzo wiele, co staram się pokazywać w swoich książkach, zwracając uwagę na liczne powiązania w światowej polityce i gospodarce. Ale jest jeszcze jedno. Otóż lubię kontynuować losy swoich bohaterów. Clinta Farloona umieściłem w kilku powieściach, Serenickiego mamy i w „Liderze” i w „Czwórce”. To mnie też rajcuje, czuję się ojcem tych postaci, to są moje dzieci i jakoś je prowadzę, co nie znaczy, że będę to robił wiecznie. Powieść, którą piszę obecnie, a właściwie musiałem ją zarzucić, bo nagle zapadła decyzja o nowym wydaniu „Malarstwa Białego Człowieka” – a to wznowienie jest sto razy lepsze od pierwszej edycji i zabiera potwornie dużo czasu – nazywa się „Satynowy magik”. Jest to „Faust” według Łysiaka. Nie ścigam się z Goethem, ale tylu już pisało „Fausta” po swojemu, więc i ja mogę mieć taki kaprys. Rzecz się dzieje w latach 30. w nieistniejący niemieckim miasteczku, na wymyślonym uniwersytecie nad Bałtykiem. Studiuje tam młody człowiek, trafiający na równie młodego mentora, który go kształtuje. Bawiłem się tym doskonale, no ale musiałem przerwać pisanie. W nowej edycji ukazały się już pierwsze cztery tomy „Malarstwa Białego Człowieka”. Podobno ma ich być dziewięć, czyli jeden tom przybędzie. Może nawet dwa, rozrasta mi się bowiem „Malarstwo polskie”. To świetna wiadomość …