Ojciec Marka Nowowiejskiego zręcznie zaplanował, aby narodziny syna, choć mieszkali z rodziną w Szczytnie, miały miejsce w Warszawie, sygnalizując tym kolejny etap jego życia. Losy prowadziły go raz do Warszawy, raz do Szczytna. Bez względu na miejsce zamieszkania Marek Nowowiejski prowadzi dwa życia: fizyczne – w domu, otoczony bezmiarem książek, duchowe i mentalne – w świecie nieograniczonej fantastyki. Szczytno – Urodziłem się w domu pełnym książek, czytała mi mama i babcia, tata podpowiadał, co czytać. Wierszowana opowieść Krystyny Korewickiej-Adamskiej „Podróż na Księżyc” o zaczarowanym sklepie z zabawkami to mój pierwszy kontakt z książką fantastyczną. Stał się początkiem podróży literackiej. Samodzielnie pierwszą książkę przeczytałem w pierwszej klasie. „Miasteczko w tabakierce” Władimira Odojewskiego, o emerytowanym dziadku wiarusie i niezwykłej tabakierce, w której ożywały laleczki, wydawało mi się cudownie fantastyczne. Otworzyło mi oczy i obudziło czytelniczą świadomość. Przez okres szkoły podstawowej zaczytywał się książkami z paleontologii, astronomii i biologii. Na początku było „Posłanie z piątej planety” – opowiadania fantastyczno-naukowe wydane przez Naszą Księgarnię w 1964 roku. Wartość antologii podwyższały grafiki Daniela Mroza. Fantastyczno-naukowe zainteresowania wynikały z miksu lektur, które przyswajał, bowiem uwielbiał też baśnie i mitologie świata. Pamięta zdarzenie z 1966 roku, gdy wypatrzył w księgarni dwie pierwsze książki z serii „Fantastyka-Przygoda”, wydawanej przez Iskry – antologię opowiadań rosyjskich pt. „Zagadka liliowej planety” oraz amerykańskich pt. „Kryształowy sześcian Wenus”. Książki przeznaczone były dla taty, ale to na nim lektura wywarła piorunujące wrażenie. W domowej bibliotece odnalazł jeszcze ulubione przez ojca tomy „Trylogii Międzygwiezdnej” Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki pt. „Zagubiona przyszłość” i „Proxima” oraz zbiór Stanisława Lema „Inwazja z Aldebarana”. Wpadł w fantastykę po uszy. Wspomina, jak „Obłok Magellana”, jedna z pierwszych książek Stanisława Lema, która z wyjątkiem elementów propagandy komunistycznej (zresztą w większości wyciętych z Iskrowego wydania z 1967 roku) zachwyciła go pomysłami z dziedziny techniki, medycyny czy generalnie – kompleksowego obrazu przyszłości, z podróżami kosmicznymi włącznie. Zapamiętał pojęcie „mechaneurystyka”, które Lem wymyślił, zastępując zakazane wówczas pojęcie cybernetyki. Tata podsuwał mu kolejne lektury. Powieść „Na srebrnym globie. Rękopis z Księżyca” Jerzego Żuławskiego sprawiła, że zakochał się w kosmosie i Księżycu. – Zacząłem szaleć, bezustannie szukałem nowych tytułów, np. w „Expressie Wieczornym” była taka rubryka „Mały antykwariat”, w której kolekcjonerzy wymieniali się książkami. Z wakacyjnych podróży z rodzicami przywoziłem książki z księgarń i antykwariatów, zaprzyjaźnieni księgarze z lokalnej księgarni wpuszczali mnie za ladę. W jedynym olsztyńskim antykwariacie (w połowie lat sześćdziesiątych) była półka z napisem fantastyka. Znajdowałem tam cuda, np. antologię opowiadań amerykańskich „W stronę czwartego wymiaru”. Zamawiał książki i broszury, gdzie tylko się dało, pisał do wydawców, studiował wykazy książek przecenionych. Zbierał wszystkie ukazujące się wówczas serie. Już wtedy zauważył, że nie jest w stanie przeczytać wszystkiego, co zgromadził. – Zawsze interesowało mnie za dużo rzeczy. Musiałem dokonywać selekcji i rezygnować z niektórych tematów, zaniechałem zbierania pozycji traktujących o okultyzmie, paleoastronautyce i UFO. Odrzuciłem Dänikena, przekonałem się, że to bzdury. Rówieśnicy nie podzielali jego czytelniczej pasji. Inaczej nauczycielka, która ciesząc się z hobby Marka Nowowiejskiego, przymykała oko na jego odmowę czytania lektur szkolnych. – Najbardziej buntowałem się przed lekturą „Matki” Maksyma Gorkiego, innych też nie za bardzo czytałem, ale za to chłonąłem fantastykę. Polonistka, Krystyna Trzcińska, bardzo mnie lubiła. Jej córka zresztą też pasjonuje się fantastyką, jest tłumaczką i pisuje okazyjnie opowiadania fantastyczne. Z rozrzewnieniem wspomina loterie organizowane przez lokalną księgarnię, w których brał udział, żeby wygrać nagrodę pocieszenia, czyli książkę. – Tak zdobyłem przecudne wydanie „Na srebrnym globie” z erotycznymi ilustracjami Stefana Żechowskiego z 1955 roku. Mam też włoskie wydanie tej powieści po polsku (La Rondine, Rzym 1947). Dzięki tej loterii stałem się szczęśliwym posiadaczem antologii świetnych opowiadań amerykańskich pt. „Rakietowe szlaki” z 1958 roku. Znałem ją wręcz na pamięć, co było powodem rodzinnych uciech, gdy przy stole czytano mi zdanie z książki, a ja podawałem tytuł opowiadania i autora. Warszawa Po szkole średniej wyjechał do Warszawy, gdzie wspólnie ze znajomymi, których poznał dzięki rubryce „Mały antykwariat” w „Expressie Wieczornym”, założyli przy Staromiejskim Domu Kultury sekcję fantastyki Klubu Kolekcjonerów „Antykwariat”. – Studia indologiczne, na które się dostałem, nie interesowały mnie i w końcu trafiłem do Wydawnictwa Normalizacyjnego, w którym pracowała moja cioteczna siostra. Tam poznałem szefa, Jerzego Wysokińskiego, który akurat szukał pomysłu na biznes. Opowiedziałem mu o swojej pasji do książek fantastycznych i ubogim polskim rynku, co stało się dla niego inspiracją. Wkrótce powstało Wydawnictwo Alfa. Choć nie miałem doświadczenia, zostałem redaktorem. Ściągnąłem kilku znajomych. Rynek był inny niż dziś, wydawcy dostawali skąpe przydziały dewiz na zakup zachodnich praw autorskich, nam taki przydział nie przysługiwał. Negocjacje z angielskimi i amerykańskimi autorami kończyły się ich zgodami na honoraria w złotówkach, w dodatku skromne, a i tak nie mogli ich wywieźć z Polski. Do pierwszych książek wydanych w Alfie należała sześciotomowa „Polska Nowela Fantastyczna” (począwszy od dwóch pierwszych tomów pod redakcją Juliana Tuwima, wydawanych już wcześniej). Niezwykły zestaw autorów, od króla Stanisława Leszczyńskiego, Henryka Rzewuskiego czy Jana Potockiego zaczynając, pokazuje szerokie znaczenie słowa fantastyka. Były to opowieści, które dziś określamy mianem „fantastyka grozy”, fantazje humorystyczne i satyryczne, pastisze i pierwociny science fiction. Marek Nowowiejski był pomysłodawcą kolejnej serii „Dawne Fantazje Naukowe”, która składała się z dziesięciu pozycji, wydano m.in. reprinty książek Gustave’a Le Rouge’a „Więzień na Marsie” i „Niewidzialni”. Pokazywały SF w starym stylu: genialni wynalazcy, złowrodzy magowie, szlachetni milionerzy, dzielni żołnierze, świat Marsa wyglądający jak nieodkryta Afryka. W tej serii wydano też książki Arthura Conan Doyle’a, Herberta G. Wellsa, Michaiła Bułhakowa czy Deotymy, powieściopisarki z czasów romantyzmu, autorki intrygującej „Zwierciadlanej zagadki”. Marek Nowowiejski był inicjatorem kolejnych serii: „Biblioteka Fantastyki”, „Biblioteka Grozy” i wielu innych, bardziej ogólnych. Choć w Alfie opublikowano całkiem sporo pozycji i Marek Nowowiejski ma je wszystkie, to stanowią one zaledwie promil jego biblioteki. Nowowiejski równolegle do pracy w Alfie działał w Klubie Fantastyki SFAN. Jego członkowie spotykali się często, rozmawiali o książkach, organizowali giełdy, zapraszali na spotkania pisarzy i naukowców. Szybko pojawił się temat tzw. klubówek, czyli książek, których nie było na rynku, a o czytaniu których marzyli. Klubówki to ciekawy twór tzw. małej poligrafii, charakterystyczny głównie dla środowiska miłośników fantastyki. Publikacje ukazywały się w różnych nakładach (czasami dość wysokich), poza cenzurą, poza ograniczeniami prawa autorskiego. Na samym początku Marek Nowowiejski „wydał” dwadzieścia kilka egzemplarzy (w odbitkach ksero) opowieści klasyka radzieckiej SF Iwana Jefremowa „Serce węża” i staroświecką space operę Edmonda Hamiltona „Skarb na Oberonie”. Jego drugie wydanie jest do kupienia w internecie tylko w „klubowym”, zgrzebnym wydaniu. Książki wydawane jako klubówki były zazwyczaj tytułami otoczonymi legendą, powstawały na podstawie tekstów drukowanych w prasie, a później były tłumaczone przez fanów; z tych amatorskich tłumaczy wywodzi się grupa cenionych później profesjonalnych tłumaczy. Nowowiejski w swojej bibliotece posiada wszystkie klubówki. – Tak wydaliśmy zbiór klasycznych już opowiadań Raya Bradbury’ego „Człowiek ilustrowany”, bazowaliśmy na opowiadaniach drukowanych w „Przekroju” pod koniec lat pięćdziesiątych z przepięknymi ilustracjami Jerzego Skarżyńskiego. W naszym środowisku to był hit. Ray Bradbury to do dziś jeden z jego ukochanych pisarzy. W Alfie Marek Nowowiejski pracował do 2002, niemal do samego końca kontrolowanego upadku firmy. Szybko zaczął pracę w miesięczniku „Nowa Fantastyka” jako szef działu zagranicznego. – W piśmie działała wtedy silna frakcja skrajnie konserwatywna i religijna. W swoim zakresie przeciwstawiałem się temu, jak mogłem. Między innymi zamieściłem słynne opowiadanie Clifforda D. Simaka o wymowie ateistycznej i antyreligijnej pt. „Odpowiedzi”. Klasyczna …