W roku obecnym, będącym stuleciem urodzin Stanisława Lema, zapraszam Czytelników na małą wycieczkę z udziałem Dziesiątej Muzy. Będzie nią przegląd filmowych adaptacji utworów naszego pisarza, jakich dokonywano za jego życia w Polsce i na świecie. Już pierwsze przeniesienie na duży ekran twórczości Lema miało charakter międzynarodowy. Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych powstał zrealizowany w koprodukcji polsko-wschodnioniemieckiej film „Milcząca gwiazda” („Der schweigende Stern”), będący adaptacją cieszących się dużą poczytnością w NRD „Astronautów”, który wyreżyserował Kurt Maetzig. Zdjęcia kręcono w Babelsbergu pod Berlinem oraz we Wrocławiu i Zakopanem. Pomysł na wspólne przedsięwzięcie filmowe powstał w Niemczech Wschodnich i dobrze wpisywał się w politykę „przyjaźni” pomiędzy obu narodami z granicą na Odrze i Nysie Łużyckiej. Tym bardziej że powieść Lema po raz pierwszy poza Polską została wydana właśnie w Berlinie (wschodnim) i w samych latach pięćdziesiątych miała kilka wydań na terenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Scenariusz napisał Maetzig przy współpracy Jana Fethke, polsko-niemieckiego reżysera i scenarzysty (nakręcił m.in. znaną komedię socrealistyczną „Irena do domu”), a w obsadzie znaleźli się aktorzy niemieccy, polscy (np. Ignacy Machowski) oraz międzynarodowi (Rosjanin, Czech, Wietnamczyk, Francuzka pochodzenia japońskiego i inni), bo przecież film opowiadający o internacjonalistycznej wyprawie kosmicznej miał jednoczyć ludzi z różnych krajów pod wspólnym hasłem powszechnego rozbrojenia. Wprawdzie ekipa techniczna składała się głównie z obywateli zachodniego sąsiada, ale autorem futurystycznej, dosyć atrakcyjnej – nie tylko jak na warunki krajów „socjalistycznych” – scenografii był Anatol Radzinowicz, natomiast muzykę skomponował Andrzej Markowski. Pomimo akcentów ideologicznych powstał przyzwoicie nakręcony film rozrywkowy, dobrze wpisujący się w konwencję science-fiction, cieszący się zainteresowaniem w wielu krajach świata, nie tylko tych spod znaku czerwonego sztandaru. Wyświetlano go m.in. w Wielkiej Brytanii, we Francji, Włoszech, Szwecji, Finlandii, Argentynie, Meksyku i Japonii. Stał się także obiektem bezprecedensowej transakcji pomiędzy „socjalizmem” a „kapitalizmem”, bo Amerykanie wykupili do niego prawa i rozpowszechniali na terenie USA jako produkcję własną zatytułowaną „Planet of Death” lub „First Spaceship on Venus”. Natomiast oryginalną „Milczącą gwiazdę” uhonorowano nagrodą Złoty Asteroid na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Fantastycznych w Trieście w 1964 roku. W pracach zespołu uczestniczył sam Lem, który po latach w jednej z rozmów z Łukaszem Maciejewskim dał dobitny wyraz dezaprobaty wobec ekranizacji swojej debiutanckiej powieści: „»Milcząca gwiazda« była okropną chałą, bełkotliwym socrealistycznym pasztetem. Dla mnie to bardzo smutne doświadczenie. Jedynym pożytkiem wynikającym z realizacji tego knota była możliwość obejrzenia zachodniej strony Berlina. Mur dzielący Berlin na dwie części jeszcze nie istniał, zatem w przerwach pomiędzy ciągłym awanturowaniem się z reżyserem wymykałem się na stronę zachodnią”. (Cytaty z przeprowadzonych przez Maciejewskiego rozmów z Lemem podaję za blogiem Lem.pl). Znikające trupy Kolejną koprodukcją międzynarodową był „Test pilota Pirxa”, wyprodukowany przez wytwórnie we Wrocławiu, Kijowie oraz Tallinie. Była to więc współpraca polsko-ukraińsko-estońska, chociaż w ogólnoformalnej klasyfikacji film określano po prostu jako „polsko-radziecki” lub „radziecko-polski”. Reżyserowi Markowi Piestrakowi udało się namówić do kooperacji linię lotniczą Pan American, a także międzynarodowy port lotniczy im. Charlesa de Gaulle’a w Paryżu, gdzie nakręcono kilka sekwencji. W roli głównej wystąpił Rosjanin Sergiej Desnitski. Tym razem, w przeciwieństwie do „Milczącej gwiazdy”, zarówno w obsadzie, jak i w ekipie przeważali polscy aktorzy oraz pracownicy techniczni. „Test pilota Pirxa” okazał się dziełem chybionym. Brakowało w nim napięcia narracyjnego, a rozwiązania formalne utrzymane w konwencji SF (scenografia, tricki) prezentowały się raczej naiwnie. Sprawdziła się natomiast intrygująca muzyka, dzieło Estończyka Arvo Pärta oraz Polaka Eugeniusza Rudnika. Niezły był również Desnitski jako Pirx. Podobnie jak poprzednia lemowska koprodukcja, tak i ten film zdobył Złotego Asteroida na festiwalu w Trieście (1979). …