Pandemia to dobry czas na zajęcie się wieloma sprawami, które leżą odłogiem. Wśród nich… sprzątanie, remont etc. Niestety, gdy w remontowanym czy sprzątanym mieszkaniu spotkają się książki i bibliofil, wówczas sprzątanie może trwać, trwać i trwać. Tak się złożyło, że równolegle z pandemią zbiegł się u nas remont instalacji elektrycznej. To konieczność przesuwania mebli, zdejmowania z półek książek etc. Półki z książkami są u mnie wszędzie. Także w miejscach trudno dostępnych. Tam z reguły trzymam takie pozycje, do których zaglądam rzadko. Nie znaczy to jednak, że nie są one atrakcyjne. W trakcie sprzątania odsłonięcie takiej półki, która jest za kanapą, okazało się wyjęciem kilku godzin z mojego życia. Czego na niej nie było? Na pewno nie stała tam beletrystyka. Ale to, co znalazłam, skutecznie odsunęło w czasie koniec sprzątania i remontu. Jak to było dokładnie? Ano tak… Była godz. 11, gdy znalazłam dawno zapomniany album z rysunkami Ingresa. Pamiętałam, że wśród nich jest taki jeden, który przedstawia kobietę niezwykle podobną do macochy mojego dawnego narzeczonego. Oczywiście MUSIAŁAM na nią spojrzeć, więc dobre dziesięć minut zajęło mi odnalezienie stosownego rysunku. A potem już na spokojnie obejrzałam wszystkie rysunki. Gdy skończyłam, była mniej więcej 11.30. Ponieważ pomiędzy książkami znalazłam teczkę z ksero książki o architekturze autorstwa austriackiego historyka Aloisa Riegla, więc godzinę zajęło mi jej przeglądanie i wspominanie wykładowcy, u którego była to lektura na zajęciach, czyli prof. Stefana Muthesiusa. Oczywiście, gdy w moje ręce wpadł album Albrechta Durera, musiałam natychmiast obejrzeć jego rysunek zająca oraz grafikę przedstawiającą czterech jeźdźców Apokalipsy. Każdy normalny człowiek odnalazłby to sobie spokojnie w internecie, niestety obecny w mojej duszy bibliofil musiał to zrobić w książce. Była 12.45. Jakby tego było mało, na półce znalazłam kilka tytułów o powstaniu styczniowym. A ponieważ wśród nich była książka autorstwa Konrada Bartoszewskiego „Mieczysław Romanowski. Poeta powstaniec”, więc musiałam do niej zajrzeć. Piszę przecież pracę o malarzu Wacławie Chodkowskim, a w jego notesie znalazłam wiersz Romanowskiego zatytułowany „Kiedyż”. Musiałam sprawdzić… Jak to leciało? KIEDYŻ? Nam dzisiaj tak w duszach, jak kiedy się wiosna Z zimowej wyrywa niemocy. To smutek i żałość, …