Entuzjaści Sieci zwracają uwagę na to, że kultura internetu jest "wspólnym dobrem", każdy może wnieść coś własnego, i każdy może coś wziąć. Cena zero w takim ujęciu nie budzi sprzeciwów, choć tak naprawdę bilans nie koniecznie musi być zerowy, a ryzyko ponosi nie pani Kociubińska, która wnosi trochę wolnego czasu, lecz ci, którzy dotąd utrzymywali się z dostarczania treści - począwszy od naukowców, pisarzy, muzyków, filmowców itd., po wydawców książek, gazet, producentów płyt, filmów itd. Ta nierównowaga często jest jednak pomijana w dyskusjach nad - używając sformułowania Yochai Benklera - bogactwem Sieci. Entuzjaści uważają internet za róg obfitości, skoro jest w nim nadmiar treści, a ich powielenie, transmisja i przechowywanie nic nie kosztują, nie ma powodu by społeczność w tym nie partycypowała dowoli. Na zwrot od ekonomii niedoboru (w świecie analogowym) do ekonomii nadmiaru (w świecie cyfrowym) zwraca uwagę większość ekonomistów, choć nie ma już takiej zgodności co do tego, jak mamy wobec tej klęski urodzaju się zachować, i jakie mogą być tego skutki w przyszłości - tak dla gospodarki, jak i dla kultury oraz nauki / edukacji. Bloger myśli inaczej Nie brakuje również wśród badaczy kultury internetu optymistów w odniesieniu do roli blogów, które większość socjologów uznało dawno za cyfrową wersję ekshibicjonizmu w niewyobrażalnej w dziejach skali. Zwolennicy dziennikarstwa obywatelskiego, Web 2.0 i szerszego udziału odbiorców w procesie tworzenia treści, raczej gotowi są traktować blogi jako niezależne forum wymiany myśli, nie zaś - jak sugerują psychologowie - formę ujścia emocji. "Blogi są wartościowe, ponieważ dzięki nim miliony ludzi mają możliwość wyrażania własnych idei w formie pisemnej. A wraz z praktyką w pisaniu przychodzi wierność określonym przekonaniom. W kulturze, w której działa wielu blogerów, inaczej się myśli o polityce i sprawach publicznych, choćby dlatego, że więcej osób ćwiczyło się w umiejętności pisemnego udowadniania, dlaczego A prowadzi do B" - pisze Lawrence Lessig. Jakże inny obraz blogowicza przedstawia Maria Cywińska-Milonas w eseju "Blogi (ujęcie psychologiczne)", która konstatuje: "Wraz z liczbą blogów rośnie grupa ludzi zaburzonych, szukających podniety we własnym ekshibicjonizmie". Entuzjastyczny obraz Pokolenia Sieci (Net Generation), czyli ludzi, którzy wychowali się od małego w otoczeniu cyfrowych mediów, wyłania się z szeroko zakrojonych badań prowadzonych przez zespół Dona Tapscotta. Badania przeprowadzono w latach 2006-2008 korzystając z funduszy dających budżet 4 mln dolarów, ankieterzy przeprowadzili wywiady z sześcioma tysiącami młodych ludzi na całym świecie. Tapscott z wielkim optymizmem komentował te badania: "Pokolenie Sieci to pierwsze pokolenie globalne; są mądrzejsi, bystrzejsi, i bardziej tolerancyjni niż ich poprzednicy. Na sercu leży im sprawiedliwość i problemy, z którymi boryka się społeczeństwo; są aktywni społecznie, udzielają się w szkole, w pracy i w społecznościach lokalnych". Czyż nie wydaje się zbyt piękne by było prawdziwe? Tapscott tak charakteryzuje młodego odbiorcę: "Typowego przedstawiciela Pokolenia Sieci dobrze charakteryzuje osiem cech, którymi różni się od swoich rodziców z pokolenia wyżu [demograficznego]. Młode pokolenie ceni wolność i swobodę wyboru. Chcą dopasować rzeczy do swoich potrzeb i indywidualizować je według upodobań. Mają naturalną skłonność do podejmowania wspólnych działań, opowiadają się za dialogiem i odrzucają to, co jest wypowiadane ex cathedra. Dokładnie prześwietlają współpracowników i organizacje. Wymagają wiarygodności. Chcą dobrze się bawić, nawet w pracy i szkole. Szybkie tempo jest dla nich normą, a innowacyjność - nieodłączną częścią życia". Naciągacze i stręczyciele Najbardziej ostry, najbardziej znany atak na poglądy głoszone przez techno entuzjastów przeprowadził Andrew Keen w książce "Kult amatora". Równie błyskotliwie, co emocjonalnie, wskazuje destrukcyjne cechy Web 2.0. Zalicza do nich: zubożenie tradycyjnych mediów, upadek autorytetów, informacyjny chaos, reklamowy spam, wirtualne naciągactwo, seksualne stręczycielstwo (także w wykonaniu pedofilii), gwałtowny rozwój rynku porno, hazard on-line, brak ochrony danych osobowych, inwigilację cyfrową, brak poszanowania dla własności intelektualnej - plagiaty i piractwo, a wreszcie upadek tradycyjnych przemysłów związanych z wytwarzaniem kultury, nauki i opinii: gazet, wydawnictw książkowych, studiów nagraniowych, studiów filmowych, telewizji, radia, księgarń, sklepów płytowych, wypożyczalni filmów, kin itd. Keen rzecz jasna przesadza w swojej totalnej krytyce, nie mniej wskazane przez niego problemy są cały czas istotne dla przyszłości rynków z sektora kulturalnego. Wbrew pozorom kulturalne nisze nie wypełnią pustki po mainstreamowym przekazie, a w przypadku mediów informacyjnych brak mainstreamu oznacza nieodwracalne zubożenie demokratycznego dyskursu. Keen zwraca uwagę na spadek zaufania do elektronicznego przekazu, na coraz większą trudność w odróżnianiu kłamstwa od prawdy, przekazu reklamowego od rzetelnej informacji. "Prawda i zaufanie to chłopcy do bicia rewolucji Web 2.0. W świecie, w którym jest coraz mniej profesjonalnych redaktorów oraz recenzentów, skąd mamy wiedzieć, w co i komu wierzyć? - pyta Keen. "Sieć sprawia, że wszelkie hierarchie stają się przestarzałe" - wtóruje Francuz Bernard Poulet. "Bloger amator występuje jednocześnie jako krytyk tradycyjnego dziennikarstwa i wytwórca informacji, która ma być bliższa prawdy - co wcale nie znaczy, że jest bardziej rzetelna - ponieważ pochodzi od osób, które nie zajmują się tym zawodowo". Entuzjastyczna wizja Pokolenia Sieci jaka wyłania się z badań Dona Tapscotta ma …