Jestem z tych, którym mało co przeszkadza, więc teoretycznie mogę pisać wszędzie: w domu, w hałasie na dworcu, w knajpie, w parku, a nawet na ławce przy zatłoczonym deptaku, ale… najefektywniej pisze mi się w Domach Pracy Twórczej. Być może, jak twierdzi jedna moja znajoma, wynika to z faktu, że tak robił mój Ojciec. W końcu podglądałam go, gdy byłam dzieckiem, a on pisał w Domu Pracy Twórczej w pałacu w Radziejowicach, w Domu Dziennikarza w Kazimierzu Dolnym czy w Domu Pracy Twórczej Stowarzyszenia Historyków Sztuki w zamku w Niedzicy w Pieninach. W Radziejowicach siadał w pokoju przy stoliku ustawionym na takim podwyższeniu w mansardowym okienku i na maszynie Łucznika stukał swoje wspomnienia z czasów wojny „Tak zapamiętałem”, artykuły do gazet i opinie rzeczoznawcy. W Kazimierzu Dolnym robił to na dworze przy kawiarnianym stoliczku, a w Niedzicy czasem w pokoju, a czasem w zamkowej bibliotece. Na pewno miało to na mnie jakiś wpływ. Przede wszystkim zostawiło w umyśle ślad w postaci informacji, że są takie domy, w których można pisać. Tak naprawdę myślę jednak, że najlepiej pisze mi się w Domu Pracy Twórczej, bo jeśli takowy jest nim nie tylko z nazwy, to oferuje warunki domowe, a czasem nawet takie, o jakich właściwie trudno śnić we własnym domu. Bo nie musimy gotować i sprzątać – a tylko skupiać się na pracy. W nieistniejącym już jako Dom Pracy Twórczej pałacu w Oborach napisałam m.in. „Czucie i Wiara, czyli warszawskie duchy”, tam pisałam też „Licencję na dorosłość”, którą kończyłam w Radziejowicach, gdzie z kolei pisałam też wciąż niewydane „Drzewo Maurycego”. W Astorii w Zakopanem, gdzie Wisława Szymborska dowiedziała się o otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla, napisałam sztukę „Bubloteka” i przetłumaczyłam z ukraińskiego „Leśną szkołę” Wsiewołoda Niestajki, której do tej pory nikt w Polsce nie chciał wydać, mówiąc, że ukraińska literatura dla dzieci w Polsce się nie sprzeda. Co jest takiego w Domach Pracy Twórczej? Zacznijmy od nieistniejących Obór. Gdy przyjeżdżałam poza sezonem, mogłam nie tylko wybrać sobie pokój, ale czasem do tego wybranego przez siebie pokoju dobrać… meble, by było mi wygodnie. W Oborach nie było konieczności wstawania rano na śniadanie, gdyż takowe zostawiano gościom pod drzwiami pokoju na tacy ustawionej na taboreciku. Wystarczyło jeszcze tylko zrobić kawę, ale czajnik był w każdym pokoju. Do pokoju mogłam też dostać kieliszek do wina, otwieracz do butelek, korkociąg itd. Potrzebny dodatkowy koc? – Nie ma problemu. Dodatkowa poduszka? – Proszę …