Piotr Krzywiec we wspomnieniach pomija szczegóły dotyczące wczesnomłodzieńczych lektur. Przypomina sobie, że książki mu kupowano, czytano je i sam chętnie po nie sięgał. Natomiast znakomicie pamięta dziadka, który był zapalonym bibliofilem. I ta jego pasja bibliofilska utkwiła mu w pamięci najlepiej i wyryła w niej głęboki ślad. Rodzinna opowieść Rodzina mamy pochodziła z Sambora w obecnej Ukrainie, pod koniec II wojny światowej przeniosła się do Nowego Sącza. Pokaźna samborska biblioteka dziadka została spalona przez radzieckich wyzwolicieli. Po wojnie, na przekór losowi, postanowił ją odtworzyć. – Ten właśnie moment przechowuję w pamięci. Kraków, w którym się urodziłem i mieszkałem z rodzicami, ze względu na niewielkie zniszczenia wojenne był bibliofilsko-księgarskim zagłębiem. Krakusi posiadali jedne z największych zasobów książkowych w Polsce, były tam też najlepsze antykwariaty. Doskonale pamiętam najważniejszy z nich, mieszczący się niegdyś na ul. Sławkowskiej 10, prowadzony przez pana Stanisława Cieślawskiego, którego mój dziadek dobrze znał. Dziadek często przyjeżdżał do nas do Krakowa, a ja bywałem z nim w antykwariatach i na aukcjach antykwarycznych. To spowodowało, że zasmakowałem w bibliofilskim świecie i głęboko w niego wszedłem. Wprowadzenie w świat miłośników książek przez dziadka stanowiło początek jego ścieżki bibliofilskiej. Ze smutkiem wspomina, że antykwariat na Sławkowskiej nie przetrwał, ale wiele antykwariatów z lat jego młodości funkcjonuje do dziś. – Serce mi krwawi, gdy widzę na miejscu antykwariatu pana Cieślawskiego market spożywczy. Niegdyś, uczestnicząc z dziadkiem w aukcjach antykwarycznych, miałem wrażenie, że wpadam w oko „bibliofilskiego cyklonu”, co było naprawdę fascynujące. Dziadek dobrze znał wszystkich antykwariuszy, dużo kupował. Zresztą mam po nim fragment zbiorów, głównie w części dotyczącej historii Polski i Galicji. Wśród galicjanów są m.in. książki i czasopisma dotyczące Lwowa, Drohobycza, Żółkwi, Sambora, Borysławia, Sokala, Stryja, Truskawca, Rawy Ruskiej, Złoczowa oraz ogólne opracowania traktujące o południowo-wschodnich częściach Galicji i Kresów. Dziś zbiory dziadka zajmują jedną część przepastnej szafy. Zabudowane są wszystkie cztery ściany gabinetu, oczywiście z wyjątkami na otwory okienne i drzwi. Książki, dzięki przesuwanym drzwiom z przyciemnianego szkła, chronione są przed kurzem, a głównie przed słońcem, żeby drogocenne grzbiety nie płowiały. Astronomia Z czasem zaczął sam kupować książki. Biorąc udział w aukcjach i oglądając bibliofilski świat z bliska i od środka, zaspokajał pierwsze zainteresowania. Mówiąc o nich, wskazuje na stojący z boku teleskop. – Astronomia tak mnie pochłonęła, że rozważałem jej studiowanie. Pasja do tej tematyki zaczęła kiełkować pod koniec szkoły podstawowej, by w liceum rozwinąć się w pełni. Opowiada o działającym wówczas aktywnie w Krakowie Zarządzie Głównym Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, organizacji, której historia sięga początków XX wieku. Towarzystwo funkcjonuje do dziś. Kiedy trafił do niego w Krakowie, aktywne grono członków organizowało dla młodzieży letnie obozy obserwacyjne, a on wkręcił się na dobre w kupowanie starych książek dotyczących astronomii. Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych charakteryzował się w Polsce brakiem dostępu do literatury spoza bloku „socjalistycznego”, oferta księgarni była w tym zakresie ograniczona, dlatego książki dotyczące astronomii z początku XX czy końca XIX wieku stały się spełnieniem jego młodzieńczej fascynacji. W mieszkaniu u rodziców rosła biblioteczka astronomiczna. Potem, trzymając się linii zainteresowań dziadka, dołączyły do niej galicjana, a później cracoviana. Kiedy dziadek zmarł, Piotr Krzywiec stał się naturalnym spadkobiercą jego zbiorów. Astronomii studiować nie zaczął, wybrał w zamian geofizykę na AGH i geologię na UJ. Pokój biblioteczny Doktor habilitowany inżynier Piotr Krzywiec jest profesorem w Instytucie Nauk Geologicznych PAN, mieszka na warszawskim Ursynowie, a pracuje praktycznie na całym świecie, oprócz badań w Polce ma bądź miał projekty badawcze również w Chinach, w Australii, w Afryce, w Wietnamie, w Stanach Zjednoczonych, w Gabonie. Pracuje również jako wykładowca na UJ w Krakowie i na UAM w Poznaniu, gdzie uczy młodych geologów geofizyki. Ze wszystkich podróży zwozi pamiątki w postaci kamieni, którymi dekoruje biblioteczne półki. – Kamienie, pamiątki z licznych konferencji geologicznych, na których bywam, pochodzą z całego świata. Dopełniają tematykę starodruków i dobrze do nich pasują – no i przypominają mi miejsca, które było mi dane odwiedzić. Na pytanie o porządek na półkach odpowiada szczerze, że ze względu na topniejącą wolną powierzchnię w istniejących szafach musi optymalnie wykorzystać przestrzeń. A zatem podstawowym parametrem porządkującym układ książek na regałach jest ich wielkość, choć osobne miejsce mają książki geologiczne i osobne te dotyczące Krakowa i Galicji. Efekt jest zadowalający wizualnie, bo ustawione na baczność jednej wielkości starodruki prezentują się wręcz wzorowo. Klasycznie i elegancko. Na grzbietach dominuje złoty kolor. – Oprawy są wykonane albo przez współczesnych introligatorów, albo kupiłem je w oryginalnych oprawach, tak pół na pół. Na oprawy wydaję niemało pieniędzy, czasem są one droższe niż sama książka. Najstarsza publikacja pochodzi z początku XVI wieku, jest to krótki poemat opisujący Kraków, Małopolskę i kopalnię soli w Wieliczce autorstwa Wawrzyńca Korwina, wykładowcy Akademii Krakowskiej, jednego z nauczycieli Mikołaja Kopernika. Kolekcja książek i map Piotra Krzywca, dotyczących geologii Polski i obszarów sąsiednich, jest najprawdopodobniej jednym z największych tego typu zbiorów w Polsce. Podobnych zapaleńców jest w kraju jeszcze kilku. Krzywiec jest członkiem Sekcji Historii Geologii w Polskim Towarzystwie Geologicznym, którą zresztą sam współzakładał. Jest również członkiem Komisji Historii Nauki w Polskiej Akademii Umiejętności, jednej z najstarszych polskich instytucji naukowych, skupiającej elitę polskiej kadry naukowej. Książki pozyskane do swojej biblioteki stara się czytać, a jeśli problemem jest język, podejmuje próbę przetłumaczenia. – Aktywnie działam na niwie historii geologii, sporo w tym zakresie publikuję. Im więcej miałem starszych książek, tym więcej ich było w językach obcych, czyli po łacinie, niemiecku, francusku, i szybko zdałem sobie sprawę, że wiele z nich nigdy do tej pory nie było opracowanych i współcześnie nie poznano ich treści. Kiedyś łacina była językiem tak popularnym jak dziś angielski, ale z czasem wartość tych książek spadała, bo pod koniec XVIII wieku nauki geologiczne zaczęły się intensywnie rozwijać i to, co wcześniej się działo w tej dziedzinie, trąciło już mocno myszką. Dlatego nikt się nie trudził, by dociekać treści pierwszych dzieł pisanych po łacinie. O większości tych książek wiadomo tylko, że istniały. Chodzi głównie o prace „sprzed Staszica”. One były wymieniane w innych dziełach, ale na tym kończył się ich żywot. Udało mi się stworzyć zespół, który pracuje nad tymi „starociami”. Kończymy właśnie opracowanie dzieła Georga Andreasa Helwinga z Węgorzewa, znawcy nauk przyrodniczych z pierwszej połowy XVIII wieku. Dzieło, o którym mowa, to pierwsza publikacja geologiczno- -paleontologiczna dotycząca obszaru Mazur, pomijana w książkach o historii geologii w Polsce. Piotr Krzywiec pokazuje pierwszy tom pracy Helwinga, który kupił w antykwariacie w Amsterdamie: „Lithographia Angerburgica” („Litografia Węgorzewska”) z 1717 roku, w którym znajdujemy ilustracje skamieniałości i minerałów z różnych epok z obszaru Prus, która ma też urokliwy widok Węgorzewa na frontyspisie. Widać na nim nawet kościół, który stoi tam do dziś. Autor, G.A. Helwing, był pastorem luterańskim w Węgorzewie (Angerburgu) w Księstwie Pruskim, które było lennem Korony Polskiej. Głównym obszarem zainteresowań Helwinga była botanika, ale był także zapalonym kolekcjonerem minerałów i skamieniałości. Geologia Piotr Krzywiec, zachwycony pięknie i bogato ilustrowaną księgą, uświadomił sobie, że jest ona zupełnie nieznana w świecie geologów i paleontologów. Postanowił przywrócić ją światu. Ponieważ sam nie zna łaciny, nawiązał kontakt z koleżanką z Instytutu Filologii Klasycznej UAM w Poznaniu, zaangażował też w projekt paleontologów. – Powstał artykuł, który już wygłosiłem na paru konferencjach. Taki wypracowałem styl działania. Oprócz tego, że kolekcjonuję książki, to je przywracam światu, szczególnie te, o których zapomniano. Prezentują one historyczne podejście w geologii. Pokazują stan umysłu ówczesnych ludzi, opowiadają nam, jak na świat patrzyli, na złoża, na to, skąd one się wzięły. Trzeba pamiętać, że jeszcze na początku XVIII wieku biblijny potop był rozumiany literalnie. I to, że wysoko w górach, np. w Alpach, znajdowane były skamieniałości, muszelki itp., dla tych ludzi oznaczało, że naprawdę wydarzył się potop, który zasypał osadami ziemię, a to, co znajdywali wysoko w górach, interpretowali jako pozostałości po tym potopie. Ludzie wówczas nadal jeszcze odczytywali Biblię w sposób dosłowny i jej opisem świata tłumaczyli sobie procesy i zjawiska w nim zachodzące, przynajmniej w naszym kręgu europejskim. To jest ciekawe, pokazuje, że człowiek był zawsze dociekliwy i próbował tę dociekliwość zaspokoić. Piotr Krzywiec posiada w swojej kolekcji publikacje dwóch geologów, którzy położyli podwaliny nowoczesnej paleontologii w Polsce: …