Czwartek, 1 września 2016
Rozmowa z Sonią Dragą ? właścicielką i prezesem Wydawnictwa Sonia Draga
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru442
Co to jest grupa wydawnicza Sonia Draga? Grupa wydawnicza to ładnie brzmi i lepiej niż po prostu wydawnictwo. Jest to prawda, bo skupiamy teraz już dwa wydawnictwa. Ale oficjalnie nazwa "grupa wydawnicza" jeszcze nie zaistniała? Nie zaistniała, ale przyjęliśmy to już umownie, bo nasze drugie wydawnictwo czyli Debit z Bielska-Białej cały czas będzie miało oddzielną strukturę, chociaż kupiłam w nim 100 proc. udziałów, ale chodzi nam, aby kontynuować jego działalność w sposób płynny i zachować ważność licencji. Debit pozostaje jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością? Tak. I wszystkie udziały w tej spółce nabyło wydawnictwo Sonia Draga. I to może być początek budowania większej struktury. Dlatego mówienie dzisiaj o grupie wydawniczej nie jest złym rozwiązaniem, bo to może zapowiadać, że pod tym hasłem pojawi się jeszcze coś więcej. Wydawnictwo Sonia Draga też jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością? Tak, przy czym ja mam 85 proc. udziałów, a mniejszościowy udziałowiec pozostałe 15 proc. Więc kogo jeszcze kupisz? Dobre pytanie, ale nie mam jeszcze na oku konkretnego podmiotu i czekam na propozycje. Dobrze byłoby wybrać ofertę, która byłaby uzupełnieniem naszego programu. Czyli to może być wszystko...  Może być wszystko, ale w ramach szeroko rozumianej beletrystyki. Nie przewiduję wejścia w książkę akademicką i w podręczniki. Ani ja, ani nasz zespół na tym się nie znamy i dlatego nie chcę porywać się z motyką na słońce. Ale wydałaś książkę Marcina Popkiewicza zatytułowaną "Rewolucja energetyczna", która zdobyła zresztą nagrodę w prestiżowym konkursie Economicus w kategorii "Najlepsza książka szerząca wiedzę ekonomiczną"...  To jednak nie jest podręcznik, ale książka popularno-naukowa. I w takim obszarze jak najbardziej chcę działać. Wszystko co jest non-fiction i może być wspieraniem właściwej edukacji. Wspieraniem edukacji! Ale wejście w obszar podręczników szkolnych? Nie, to już nie. A z drugiej strony, na przykład albumy? Sama masz spory dorobek jako fotograf i autor publikacji ze swoimi fotografiami...  Ale na to mam teraz coraz mniej czasu. Na albumy nie mówię nie! Ale dobrze wiem, że albumy nie jest łatwo sprzedawać, bo są adresowane do okazjonalnego nabywcy i dlatego ten temat nie jest łatwy. Twoje wydawnictwo powstało... ...przed 16 laty. Wówczas wydaliśmy pierwszą książkę zatytułowaną "Stereo w twoim samochodzie". Od tego czasu jesteś bardzo aktywna na rynku praw autorskich, bo kupujesz wiele licencji i głównie wydajesz tłumaczenia. Musiałaś mieć dużą odwagę, gdy wchodziłaś na ten trudny rynek...  Miałam odwagę, ale miałam też chyba cel, ukryty bądź podświadomy. Wynikało to chyba z mojej pasji i zamiłowania do czytania w okresie dziecięco-młodzieńczym i niedosytu z tamtego czasu, gdyż były to lata niedoboru i książki się zdobywało w księgarniach, zwłaszcza przekłady. A chciałam studiować filologię angielską i miałam zamiar, aby się rozwijać w obszarze literatury zagranicznej. Jako tłumacz? Jako tłumacz, ale może też jako analityk i krytyk. Coś chciałam robić w związku z literaturą, ale ojciec przekonał mnie, że może jednak studiować handel zagraniczny, a moje zainteresowania literaturą bardziej traktować jako hobby. W końcu udało mi się połączyć jedno z drugim, bo teraz operuję ekonomicznie na rynku zagranicznym, a przy tym czytam książki i je recenzuję, więc moje hobby stało się również częścią mojego zawodu. Skończyłaś w końcu anglistykę? Nie, chociaż miałam plan, że w trakcie studiów na kierunku handel zagraniczny na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, która teraz nazywa się Uniwersytet Ekonomiczny, po trzecim roku pójdę na filologię angielską. Ale na trzecim roku założyłam już firmę i nie było czasu na studia. Czyli filologię angielską studiujesz cały czas, ale w praktyce...  Absolutnie w praktyce, bo nie dość na tym, że dużo czytam w języku angielskim, to prowadzę korespondencję i rozmowy handlowe, a jeszcze do tego wiele razy weryfikowałam tłumaczenia z angielskiego. I jeszcze dodam, że dwie pierwsze książki, jakie wydałam, to były moje tłumaczenia! Teraz już jednak nie mam na to czasu. A wcześniej tłumaczyłam na potrzeby firmy różne instrukcje do sprzętu, jaki sprzedawaliśmy, a także poradniki i inne teksty fachowe. Podchodziłam do tłumaczenia bardzo ambitnie i ostro się skupiałam, bo szukałam odpowiednika do każdego zwrotu czy idiomu w języku angielskim, który w dosłownym tłumaczeniu mógł nawet wzbudzać śmiech, a znalezienie odpowiednika w języku polskim często nie było takie proste. Ale nie żałuję tej pracy, bo była to praktyczna forma pracy wydawniczej i dzisiaj, gdy weryfikuję pracę tłumacza, to cały czas mam to moje doświadczenie gdzieś z tyłu głowy. I potrafię docenić, ale też i odrzucić. Teraz nie masz już czasu na własne tłumaczenia, ale czy chciałabyś do tego wrócić? Może, bo to jest fajna zabawa z językiem i utrwalanie wiedzy. Od czego się jednak zaczęło? Pojechałaś na targi książki zagranicą? Nie, ale jeździłam zawsze na targi branży elektronicznej do Stanów Zjednoczonych i przy okazji chodziłam po księgarniach. Przynajmniej raz do roku, spędzałam w styczniu trochę czasu w Las Vegas - na targach, ale też w księgarniach. Większość ludzi, gdy ma czas w Las Vegas, to idzie do kasyna...  A ja uciekałam z tych kasyn! Jak już wydaliśmy "Stereo w samochodzie", powiedziałam sobie, że przecież jestem wydawcą i dlaczego nie spróbować pójść tą drogą. W księgarni wybrałam wtedy z regałów kilkanaście książek, które wydawały mi się atrakcyjne i tam się dobrze sprzedawały. Zwróciłam się następnie do agencji Graal, z którą wówczas nawiązałam współpracę i spytałam się o prawa do tych tytułów. Okazało się jednak, że wszystkie te wybrane przez mnie tytuły były już w Polsce sprzedane innym wydawcom. Miałaś dobre wyczucie...  Na to wyszło! Ale w agencji Graal wciągnięto mnie na tak zwaną listę recenzencką i zaczęłam otrzymywać egzemplarze do recenzji. I wydałam jedną z pierwszych, jaką otrzymałam do przeczytania. Był to debiut amerykański, a egzemplarz był wykonany jeszcze przed wydaniem finalnym. Było to wówczas na fali zainteresowania postacią Bridget Jones, powstawały książki określane jako chick-lit, co oznacza odmianę literatury popularnej przeznaczonej dla kobiet i tworzonej przeważnie przez kobiety, moja książka w ten nurt się wpisywała, ale była jednak trochę głębsza. Ponieważ był to debiut, więc nikt się w Polsce tym nie zainteresował. Zaproponowałam, że kupię i tak się stało. Odważnie! I był sukces? I sukces, i pierwszy prysznic! Gdy wydałam "Stereo w samochodzie", to nikt nie zważał, czy w tekście są błędy, bo książka skierowana była do innego odbiorcy niż czytelnik literatury. Wydając jednak książkę beletrystyczną, adresowaną do typowego czytelnika literatury, musiałam inaczej do tego podejść. Ale wpierw uczyłam się na własnych błędach, bo książka nie miała redakcji i przeszła tylko jedna korektę, i to było widać. Sprzedaż jej była całkiem niezła, miała fajne recenzje w prasie, odniosła sukces w Stanach, bo trafiła tam na listy bestsellerów i stąd znalazłam się z jednej strony na świeczniku, a z drugiej na ostrzu krytyki, bo było w niej wiele błędów. W tej sytuacji książkę wycofaliśmy, zrobiliśmy poprawki i wprowadziliśmy po raz drugi do sprzedaży. Jaka to była książka? Jej autorką była Jennifer Weiner, a tytuł brzmiał "Kochając Większą Kobietę". Piękny tytuł! Prawda! A oryginalny tytuł brzmiał "Good in Bed", co nie bardzo było u nas do przyjęcia, a wcale nie była to książka erotyczna, lecz o problemach młodej kobiety z nadwagą, której chłopak pisywał artykuły do gazety i …
Wyświetlono 25% materiału - 1144 słów. Całość materiału zawiera 4576 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się