1. „Wybaczam ci” Remigiusza Mroza na czele. Nic dziwnego, uwielbiamy przecież ten, coraz bardziej charakterystyczny dla polskiej beletrystyki, język: „Wiedziałam, że w jego profesji reputacja jest wszystkim. Pracował w dużym funduszu hedgingowym, obracał ogromnymi środkami finansowymi i musiał cieszyć się zaufaniem ludzi, którzy mu je powierzali. Wyniki okresowe przemawiały za jego kompetencjami, ale nieposzlakowana opinia była warunkiem sine qua non tego, by pozwolić komuś inwestować swój majątek”. 2. „Czuła przewodniczka. Kobieca droga do siebie” Natalii de Barbaro: „Dlaczego to, co jesteśmy w stanie objąć swoim umysłem, a dokładnie rzecz biorąc – jego lewą półkulą – uznajemy za bardziej warte uwagi niż to, co pozostaje przed nami zakryte? Tak jakby »racjonalni« stawiali żądanie: »Ja ciebie nie rozumiem świecie, mów tak, żebym cię rozumiał, mów w moim języku, bo inaczej w ogóle nie będę cię słuchać!«”. Niestety, druga strona sporu „racjonalności” z „intuicją” mówi dokładnie to samo. 3. „Martwiec”, trzynasty tom cyklu Katarzyny Puzyńskiej o policjantach z Lipowa: „Aspirant Daniel Podgórski rozejrzał się po polance. W jej północnym krańcu zauważył sporo prawdziwków i kilka dorodnych kań. Policjant zawsze nosił przy sobie scyzoryk, więc mógł łatwo je wyciąć, żeby nie niszczyć grzybni”. Sielski opis niedoszłego grzybobrania szybko się kończy, na polanie bowiem pojawia się czaszka: „Właściwie to nie była czaszka. Lepiej powiedzieć, że była to pozostałość głowy. Bo na kościach w niektórych miejscach nadal było widać coś, co policjantowi zdawało się fragmentami skóry i włosów. (...) Mech porastający kości sprawiał wprawdzie wrażenie, jakby od śmierci delikwenta minęło wiele czasu, ale przecież byli w lesie. Tu mech rósł wszędzie i rozprzestrzeniał się błyskawicznie”. I tak dalej, i tak dalej, jak to z bajkami z mchu i paproci bywa. 4. „Narzeczona nazisty” Barbary Wysoczańskiej: oto mamy Polkę w ramionach nazisty, cóż, wprawdzie hrabiego, ale marna to pociecha. Jak kto chce, niech uzna ten przypadek za typowy. Nic już mnie nie zdziwi. 5. „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko: obraz Kanady zupełnie nie przystający do naszych wyobrażeń o tym kraju. 6. „Pi razy oko. Komedia matematycznych pomyłek” Matta Parkera, czyli matematyka rekreacyjna. Z przymrużeniem oka, skrząca się od ciekawostek i anegdot, ale i trochę straszna, gdy uświadomimy sobie, jak matematyczne błędy zaważyć mogą na naszym życiu. I tak się dzieje! 7. „Srebrna łyżeczka” Magdaleny Witkiewicz – miłosna historia z alkoholizmem matki bohaterki w tle. Toksyczne te rodziny w wydawanych obecnie książkach. Widać pełna familia z kochającymi rodzicami to przeżytek. 8. „Terapeutka” B.A. Paris: dialogi są solą każdej powieści, ale nie mogą być jej zasadniczą treścią. Chyba że mamy do czynienia z powieścią radiową, a ta akurat nią nie jest. 9. Dialog z „Ekstremisty” Remigiusza Mroza: „– Wyszli z założenia, że Zodiak jakoś pomieszał znaki i uznali, że dzięki programowi autorstwa jednego z nich, AZdecrypt, uda im się ustalić odpowiednie transpozycje i modyfikacje szyfru – odczytała Rosa. – Mieli setki tysięcy kombinacji, które wrzucili do programu, więc zadanie właściwie było niemożliwe do wykonania. W końcu jednak wyskoczyło coś, co wprawdzie wyglądało jak przypadkowe, nic nieznaczące słowa, ale jeden z łamaczy dostrzegł tam dwa zdania, które miały sens i współgrały z tym, co Zodiak przekazywał …