Wtorek, 7 marca 2023
Felieton Kuby Frołowa
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeruBiblioteka Analiz nr 588 (4/2023)

Nie lubię tego robić, ale umiem. Felieton rozpoczynam od odszczekania stanowisk/twierdzeń/teorii (niepotrzebne skreślić), jakie zawarłem w dwóch wcześniejszych.

W numerze 21/22 „Biblioteki Analiz” (15 listopada 2022) w felietonie zatytułowanym „Jak dobrze mi w tej bańce, czyli o czytelnictwie wśród młodzieży” posunąłem się do wygłoszenia twierdzenia, że popularność literatury Young Adult w mediach (głównie społecznościowych – taki odbiorca) oraz jej znakomita, a poparta zapewnieniami wydawców sprzedaż nie świadczą jeszcze o czytelnictwie. W skrócie – może kupują i lubią się tym chwalić, ale raczej nie czytają. Na poparcie tych słów przywodziłem m.in. własną obserwację z komunikacji miejskiej, w której młodzi ludzie, i owszem, korzystają z elektroniki, ale chyba nie po to, by czytać/słuchać książki. Dziaderstwo wytknęła mi, a jakże, nastoletnia córka, uświadamiając istnienie takich platform jak Wattpad (znałem), gdzie trafiają niewydane (jeszcze) utwory oraz to, że „normalne” książki czytać można i na telefonie. Cóż, ja nie czytam, bo nie mam już do tego oczu, ale ona i jej grupa – zdecydowanie (czy zawsze są to legalnie pozyskane pliki, to już inna sprawa). Konkluzja – nie mierz innych swoją miarą.

Doszedłem do niej ponownie kilka dni temu, sięgając po autobiografię Księcia Harry’ego „Ten drugi”. Nim podzielę się z Czytelnikami wrażeniami, przypomnę, że w poprzednim wydaniu Biblioteki Analiz w felietonie „Nie taki kuszący storytelling” pozwoliłem sobie na wytknięcie polskiemu wydawcy książki naiwności, jaką było zakupienie praw do jej publikacji. Kogo bowiem w Polsce interesują problemy brytyjskich Royalsów? Kierowany instynktem (tak to nazwijmy) lekturę zacząłem od momentu, w którym Harry poznał Meghan (Markle). Para zadurza się w sobie i przepada bez pamięci, ja zaś przepadłem w lekturze. I cóż, choć nadal nie do końca jestem w stanie zrozumieć zauroczenia rodziną królewską jako taką (być może wynika ono z faktu, że własnej nie mamy), to muszę powiedzieć, że perypetie i życiowe zakręty pięknej pary pochłonęły mnie bez reszty. Niby człowiek zna dalszy ciąg tej historii, ale nie może się od niej oderwać. I jak tu nie wierzyć wydawcy…

Nie mierz innych swoją miarą. Po raz drugi. Kiedy pomylę się po raz trzeci, dobrowolnie zrezygnuję z pisania felietonów do „Biblioteki Analiz” uznając, że znam się na rynku jak świnia na gwiazdach i nie warto robić z siebie idioty.

Skoro mam to już za sobą, w bezpiecznej (czyżby?) przestrzeni felietonowej formuły podzielę się z Państwem swą tzw. guilty pleasure, jaką jest fascynacja najpopularniejszym polskim autorem. I choć myślę, że do statusu psychofana wiele mi brakuje, nie potrafię wyzbyć się zainteresowania innej niż publiczna stroną Remigiusza Mroza. Życiem prywatnym – tak. Ale głównie osobowością jako taką.

Nie wiem, czy zawrócili Państwo uwagę, jak Mróz fenomenalnie zarządza swoim wizerunkiem. I, nie, nie chodzi mi o konsekwentne pokazywanie się publiczne w garniturze (bywa, że trzyczęściowym) i pod krawatem. Do tego zdążył nas przyzwyczaić, ma już zresztą naśladowców. Mam na myśli jego media społecznościowe i charakterystyczny styl, w jakim prowadzi choćby swój profil na Facebooku (niestety, nie mam Instagrama, a tym bardziej TikToka, więc siłą rzeczy muszę się ograniczyć do FB). Ujmujące inteligencją i powściągliwością poczucie humoru w postach i komentarzach oraz narracja w nienachalnie publikowanych wpisach sprawiają, że aktywność Mroza z przyjemnością się śledzi. Przyznam, że nie pytałem go o to, ale jestem pewien, że jako niezwykle pracowity i zdolny człowiek nie zleca obsługi Facebooka żadnej agencji, a jeżeli już to raczej nie w sferze, w której liczy się indywidualny, niepodrabialny styl i charakter. Zachęcam do regularnej obserwacji aktywności Pana Mroza. Nie zawiedziecie się.

Co zaś wiemy o pozapisarskim życiu autora „Kabalisty”? Niewiele. Że mieszka pod Opolem, że lubi biegać (codziennie pokonuje dystans 10-12 km, robiąc przerwy na podpisanie książek czekających na jego trasie fanów) i chodzić po górach (podobno nie chodzi już tyle, co kiedyś – cóż się dziwić, autografy na Orlej Perci? No nie bardzo). Mróz potrafi dawkować wiedzę o sobie, co jest jednym z elementów tej przemyślanej strategii informacyjnej. Trzeba po prostu poszukać. Skarbnicą wiedzy, a przynajmniej cennym drogowskazem, są obszerne wywiady, jakich udzielił Karolowi Paciorkowi prowadzącemu kanał na YouTube „Imponderabilia” (swoją drogą świetny). Plus pewnie miliony przemycanych w innych rozmowach drobiażdżków, mniej lub bardziej istotnych dla całościowego wizerunku pisarza. Ze wspomnianym Paciorkiem Mróz w ogóle ma chyba wyjątkowy przelot, bo bodaj wyłącznie u niego zdarzyło mu się wyluzować na tyle, że padły słowa nieparlamentarne, które trudno połączyć ze starannie wypielęgnowanym wizerunkiem.

Mnie jednak marzy się coś dalece odmiennego. Pamiętacie MTV Cribs? To jeden z dokumentalnych formatów telewizyjnego potentata, w Polsce emitowany przed laty pod tytułem „W domu u…” (swoją drogą zgodzicie się pewnie, że dziś nikt by sobie nie zawracał głowy lokalizowaniem tytułu), którego celem było pokazanie, jak w swoich gniazdkach urządzili się celebryci. Głupawe to było i powierzchowne (jak cała komercyjna telewizja), ale w czasach przedinternetowych (a raczej przed social mediowych, gdyż pierwszy z ponad stu odcinków wyemitowano w 2000 roku) niosło pewną wartość poznawczą dla dzieciaków. Można było podpatrzeć w pieleszach Snoop Dogga, Mariah Carey czy Robbiego Williamsa, a u nas Dodę, Peję czy Muńka Staszczyka. Poszerzeniem MTV Cribs stały się później tasiemcowe reality show – „Z kamerą u Kardashianów” czy „Rodzina Osbourne’ów” (jak mogłeś, Ozzy???), w Polsce zaś „Jestem, jaki jestem” z główną rolą Michała Wiśniewskiego (tego z czerwonymi włosami).

Mnie jednak nie o to chodzi. Jakkolwiek pretensjonalnie i śmiesznie to zabrzmi, oczekuję, że ktoś wreszcie nakręci poważny, błyskotliwy i szczery dokument o naszym najpoczytniejszym pisarzu. Bez prostackiego wchodzenia pod kołdrę i bez odzierania z intymności, byle tytuł był klikalny i by dało się zebrać bieda lajki. Taki jednak, w którym Remigiusz Mróz zaprosi nas do swojego świata. I nie na kwadrans, na odczepnego. Na tyle, oczywiście, na ile będzie chciał…

Autor jest opiekunem bibliotek w Legimi – wiodącej platformie z e-bookami i audiobookami w modelu abonamentowym

(s. 20)

Zapraszamy do dyskusji: redakcja@biblioteka-analiz.pl

Autor: Kuba Frołow, fot. Jacek Oryl