„Czy za dobre trzeba odpłacać dobrem?” – to tytuł jednej z bajek opublikowanych w kultowej książce mojego dzieciństwa zatytułowanej „Śpiewająca lipka”. Często się zastanawiam nad pytaniem zawartym w tytule. Ostatnio w kontekście… prawa autorskiego i tak zwanej zwykłej przyzwoitości. W każdej sprawie w świecie obowiązują dwie szkoły. W moim kręgu przywykło się je nazywać: „falenicka” i „otwocka”, ale być może są jeszcze inne nazwy. Owe dwie szkoły istnieją też w sprawie honorariów. Jedna z tych szkół mówi, że pisarz (dziennikarz również) nie pisze za darmo. Druga, że w ważnej sprawie – pisze. Jestem zwolenniczką (lub jak kto woli: wychowanką) tej drugiej szkoły. W ważnej sprawie piszę, nie bacząc na honorarium. Do tego zresztą służy mój blog. To na nim, gdy wiele lat temu media odrzuciły moje propozycje, poruszyłam sprawę „oszustwa miłosierdzia”, czyli wyłudzania pieniędzy na nieistniejącego chorego człowieka. Media ogólnopolskie poszły moim tropem dużo później. Do tego też służy mój portal genealogiczny. Prowadzę go hobbystycznie, udostępniając treści z myślą o innych – głównie historykach i genealogach. Natomiast nie daję za darmo swoich tekstów tym, którzy potem zarabiają na ich sprzedaży. Są oczywiście wyjątki. Jakie? W swoim czasie napisałam opowiadanie dla Schroniska dla Zwierząt w Korabiewicach. Inspiracją była historia niedźwiedzicy Balbiny, byłej i nieżyjącej już pensjonariuszki korabiewickiego schroniska, ale głównym ludzkim bohaterem uczyniłam Jana Stubbinsa, potomka Tomasza Stubbinsa, ulubionego ucznia doktora Johna Dolittle. Postać dr. Dolittle jest oczywiście fikcyjna, ale w dzieciństwie rozpalała moją wyobraźnię. Dlatego w opowiadaniu wymyśliłam, że rodzinna klinika weterynaryjna Stubbinsów (nazywająca się „Polinezja” – na cześć słynnej papugi Żako) od lat trzydziestych XX wieku znajduje się w Warszawie… Czytelnik, któremu opowiadanie się spodoba, może za nie zapłacić, dokonując przelewu na konto schroniska, którego numer jest podany na stronie. Za darmo dałam tekst swojego ojca (jako spadkobierca mam prawo do honorariów z jego twórczości) do książki „Uciekinier”, będącej wspomnieniami Bernarda de Roquefeuila, francuskiego arystokraty, w czasie wojny podchorążego, a po wojnie mera francuskiego miasteczka. Roquefeuil w czasie II wojny światowej był w Polsce i ukrywał się m.in. na strychu pałacu w Wilanowie, będąc świadkiem rozstrzeliwania powstańców warszawskich. Ojciec żył tą historią. 40 lat po opisanych …